Bywa, że niemożliwe zaczyna się od czegoś tak niewielkiego jak czerwona plamka.
Przez wiele lat przestrzegałam zalecenia "Raz w miesiącu sprawdzaj swoją skórę". Tyle że, jak większość ludzi robiłam to "mniej wiecej". Raz na kilka miesięcy badałam się w odpowiedni sposób, ale nigdy tak dokładnie, jak radzili lekarze.
Któregoś wieczora wycierając się po kąpieli, zauważyłam jakąś dziwną małą czerwoną plamkę na łokciu. Kiedy pojawiła się ta plamka? To pewnie nic takiego, ale nie było jej tam, kiedy ostatni raz się badałam. To "nic" okazało się, że to łuszczyca.
Kiedy słyszysz słowo "łuszczyca" , masz wrażenie, jakby ktoś podniósł planszę, na której rozgrywa się twoje życie, i podrzucił ją do góry. Wszystkie pionki są w powietrzu. A potem lądują na nowej planszy. I jest zupełnie inaczej. Nie bardzo wiesz, od czego zacząć.
Przed rozpoczęciem Fototerapii spisałam najlepsze rady od lekarzy, przyjaciół i rodziny, sugestie z książek i podpowiedzi ludzi, którzy walczą z tą chorobą. Stworzyłam instrukcje, jak o siebie dbać. Opracowałam plan, jak odpowiednio się odżywiać i pielęgnować skórę a także jak radzić sobie z ciągłym stresem. Na pierwszej stronie mojego planu zaprzysięgłam sobie, że dam radę:
Ja Klara, ślubuję zaakceptować siebie.
Ślubuję kontynuować leczenie, nawet jeśli wywoła ono chwilowe zmiany w moim życiu: fizyczne, psychiczne i emocjonalne. Ślubuję wytrwać w podjętym leczeniu i nie patrzeć wstecz. Ślubuję zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby żyć z tą chorobą i zaakceptować to że ją mam i nie wstydzić się.
Kiedy chorujesz na łuszczyce, masz wrażenie przechodząc przy ludziach np. w bluzce z krótkim rękawkiem że, krzywo się na ciebie patrzą i śmieją się z tego co masz. Ważne jest to aby, zaakceptować siebie takim jakim się jest.
Wymyśliłam na to własną strategię: postanowiłam cieszyć się życiem mimo łuszczycy.
Spędzałam przyjemnie czas że wszystkimi ludźmi, których kocham, przeczytałam prawie wszystkie książki z biblioteki, obejrzałam wszystkie filmy na Netflixie i kupiłam sobie gitarę, bo zawsze o tym marzyłam. Planowałam żyć tak jak dawniej - na tyle na ile będzie to możliwe.
Rankiem przed Fototerapią spakowałam do torby butelkę wody, notes, długopis, książkę i swoją instrukcję. Wszystko miało potrwać najwyżej półtorej godziny, ale byłam przygotowana na każdą okoliczność. Usiadłam na krześle, jakbym była na Majorce i zaczęłam czytać książkę, moją uwagę zwrócił fragment - "widzę zielone drzewa, te piękne wysokie drzewa, słyszę śpiew ptaków i widzę jak kwitną te piękne czerwone róże. I myślę sobie jak cudowny jest ten świat"
A świat był wspaniały, chociaż przez rok miałam wrażenie, że kręci się wokół łuszczycy.
Był już rok po zdiagnozowaniu u mnie łuszczczycy, nagle w moim życiu pojawił się Miłosz Egiert. Miłosz miał marzenie. Chciał stworzyć miejsce, w którym człowiek dotknięty łuszczycą mógłby za darmo otrzymać wsparcie, jakiego potrzebuje. Siedziałam przy stole z kilkoma innymi osobami, które zaprosił na te pierwsze spotkanie organizacyjne. Jego marzenie wydawało się zbyt śmiałe, zbyt niemożliwe. Wątpiłam wręcz że może się spełnić, więc wycofałam się z tego projektu. Nie wróciłam jeszcze do pełni sił po naświetlaniach, a po za tym nie mieściło mi się w głowie, że ten plan może się powieść.
Miłosz był pracownikiem socjalnym. U jego taty zdiagnozowano łuszczycę. Towarzyszył mu podczas leczenia, jednak widział że jego ojciec czuje się bardzo źle z tą chorobą. Ojciec chłopaka przez stres i ciągły kompleks popełnił samobójstwo. Wtedy Miłosz uświadomił sobie, że ludzią potrzebne jest miejsce, w którym będą mogli znaleść pomoc. Wyobraził sobie ośrodek, który nie będzie kojarzył się ze szpitalem. Miejsce w którym nie trzeba będzie mieć ubezpieczenia, żeby uzyskać pomoc psychologa . Miejsce do którego nie będzie trzeba przychodzić z skierowaniem. Miejsce w którym każdy dotknięty łuszczycą będzie mógł przyjść za darmo. Miejsce w którym ludzie nie będą czuli się samotni.
Jeśli chcesz osiągnąć to, co jest niemożliwe, zajmij się więc tym co jest możliwe.
Ośrodek Miłosza powstał w 2018.
Znajduje się przy ulicy Słonecznej w Gdynia tam gdzie kiedyś była kupa błota i ruiny starego szpitala psychiatrycznego, stoi teraz piękny duży budynek, z wielkimi ogrodami i dużą fontanną a przy niej białe królewskie ławki. Trawa i kwiaty wyróżniają się swoją intensywnością. Wszędzie dookoła widzimy odbywające się zajęcia oczyszczenia, szczęśliwych i szeroko uśmiechniętych ludzi.
Miłosz stworzył ośrodek wsparcia do chorych na łuszczycę. W którym każdy jest mile widziany. A wszystkie usługi są dostępne za darmo dla każdego chorego.
Ośrodek oferuje fototerapię, kąpiel w basenie z solą morską, zajęcia fizyczne, zajęcia z oczyszczenia a także porady dietetyczne i programy dbania o siebie.
Nie mamy jeszcze lekarstwa na łuszczycę, ale ludzie tacy jak Miłosz, dają nadzieję innym. My też możemy to zrobić. Trzeba tylko zająć się tym, co możliwe, choćby nawet wydawało się to niemożliwe.

CZYTASZ
Powrót wewnętrznej bogini
EspiritualKilka słów ode mnie: Na codzień mijamy na swojej drodze cudotwórców. Przebrani są oni za zwykłych ludzi: kasjerów, księgowych, nauczycieli, elektryków, pielęgniarki i tym podobnych. Nigdy nie zapomnę dnia kiedy trzęsąc się z nerwów, usiadłam na fot...