Rozdział 2

4.9K 151 21
                                    


KONIECZNIE ZOSAW GWIAZDKĘ I KOMENTARZ. TO MOTYWUJE!

Dajcie znać w komentarzach lub pod hasztagiem na twitterze jak wam się podoba.

2100  słów!

Pamiętaj, komentarz motywuje i nic nie kosztuje <3

Miłego czytania <3

***


Kaliy

Nie wiem kiedy ostatnio tak szybko wybiegłam ze swojego domu.

Niespełna 20 minut po telefonie przyjaciela stałam obok domu naszej przyjaciółki, której tam nie było. Obok bramy posiadłości ujrzałam zapłakanego Alexa, siedzącego na murku.

- Boże, Alex – podbiegłam do niego kucając naprzeciwko, oparłam dłonie na jego kolanach gdy on opuścił swoje ręce wzdłuż swojego ciała – gdzie ona jest? Co się stało? – zaszlochał, a jego broda zadrżała.

- Jej mama zadzwoniła do mnie rano, nie było jej w pokoju, a wczoraj wieczorem mówiła że nocuje u mnie. Nie ma jej nigdzie – przed oczami stanął mi podobny scenariusz sprzed dwóch lat – boję się Kaliy.

Przymknęłam oczy mocniej zaciskając palce na materiale spodni przyjaciela. Też się o nią bałam. Wzięłam głęboki oddech unosząc powieki.

- Sprawdzałeś bary? – skinął głową – obdzwoniłeś ludzi? – znów skinął głową – sprawdzałeś jej miejsce.

- Tak, Kurwa tak! Nie ma jej nigdzie – zsunęłam się w dół siadając na chodniku, ukryłam twarz w dłonie.

Spokojnie, nic jej nie jest. Nic się nie stało, nie mogło. Obiecała. Spojrzałam na blondyna.

- Nic jej nie jest – wyszeptałam, blondyn prychnął – nie zrobiła by nam tego Alex, obiecała nam – popatrzyłam lekko w bok od razu zauważając jej mamę w bramie. Wstałam na równe nogi podchodząc do niej.

- Alise – wypowiedziałam imię starszej kobiety by po chwili stać z nią twarzą w twarz, czułam obecność młodego mężczyzny zaraz za mną.

- Znaleźliście ją? – zaprzeczyliśmy ruchami głowy w tym samym czasie, kobita wypuściła powietrze z płuc spuszczając spojrzenie by po chwili znów złapać ze mną kontakt wzrokowy swoimi załzawionymi oczami.

Martwiła się o nią bardziej niż nasza dwójka razem wzięta, kochała ją najmocniej na świecie, a to że Rose nie miała ojca, podwajało to uczucie. Obie przeżywały brak mężczyzny w ich życiu i to aż za bardzo. Ale czy można było się im dziwić?

Zostawił je, żył, ale je zostawił. Jedyne co po nim mają, to, to jedyne miejsce. Oczywiście Rose mogła go odwiedzać, ale tego nie chciała. 

- Znajdziemy ją – powiedziałam nagle bardzo pewna tych słów, gdy przypomniałam sobie o jednym ważnym miejscu.

- Jak? Nie dawała znaku życia od wczorajszego wieczora – blondynka załkała, ułożyłam dłoń na jej ramieniu.

- Wracamy za godzinę, nie martw się Alise, będzie cała i zdrowa, gwarantuję – uśmiechnęłam się słabo, po czym chwyciłam Alexa za rękę ciągnąc go prosto w stronę głównej ulicy, gdzie planowałam złapać jakąś taksówkę, bo oczywiście auto zostawiłam pod domem. Nie lubiłam prowadzić gdy buzowałam od emocji.

Po kolejnych 30 minutach przechadzaliśmy się pomiędzy pięknymi drzewami jabłoni. Jedyny taki sad w Wielkiej Brytanii, naprawdę, nigdzie indziej takiego nie było.

Fire is ComingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz