Rozdział 42

2.3K 112 18
                                    



2300 słów

***

Joseph

Cztery godziny.

Jebane cztery godziny później rozwarcie osiągnęło takie wymiary, by dzidziuś mógł spokojnie, w końcu, wyjść na zewnątrz.

Ja nawet nie wiem o czym ja pierdolę, lekarz co jakiś czas przychodził do sali w której leżała Kaily i sprawdzał rozwarcie, ja dosłownie nie miałem pojęcia o co w tym wszystkim chodziło, pierwszy raz słyszałem o czymś takim i, o ironio, to słowo przerażało mnie tak bardzo.

Bo jak to brzmi, rozwarcie. Przecież to dosłownie brzmi jak coś niebezpiecznego, bo przecież lwy rozwierają paszczę, na matmie było coś takiego... rozwarty... rozwarty... rozwarty... kąt rozwarty! Kurwa, to brzmi tak okropnie, a typ do nas podbija i mówi że to normlane...

Ja, po tych czterech godzinach, miałem tak totalnie dość. Na przemian się martwiłem i byłem przerażony, szczególnie gdy moja czarnowłosa miała skurcze, a one pojawiały się coraz częściej i częściej.

A skoro ja miałem dość...

...to co dopiero musiała czuć ona... Nawet nie chcę sobie wyobrażać.

Cierpienie... to było jedyne co mogłem odczytać z twarzy Kaily gdy zwijała się w konwulsjach bólu.

Nie chciałem widzieć tej emocji na jej twarzy... ale wiedziałem że przy porodzie to normalne.

Co z tego? I tak nigdy nie chciałem widzieć cierpienia na jej pięknej buźce.

To było po prostu okropne i chyba pierwszy raz w życiu naprawdę cieszyłem się z powodu tego, że byłem facetem.

- Zaczynamy poród, Monica proszę przygotuj salę porodową, Chloe idź po morfinę i zawołaj mi położną, a pana zapraszam albo do poczekalni albo z nami na porodówkę – zwrócił się do mnie, na początku nie przyswoiłem że typ w ogóle mówi do mnie.

Tak, zdecydowanie byłem kurewsko przerażony.

- Co? – spojrzałem na niego wielkimi oczami.

- Chce pan uczestniczyć w porodzie żony? – spytał, spojrzałem w bok a na widok błagających oczu Kaily westchnąłem, chwyciła mnie za dłoń zaciskając na niej swoje palce. W jej spojrzeniu widziałem tylko nikłe „Nie zostawiaj mnie".

Nie zamierzałem tego robić kochanie. Nigdy.

- Oczywiście, że tak – odparłem na co lekarz uśmiechną się w moją stronę i skinął głową.

- W takim razie zapraszam – rzucił a chwilę później do pomieszczenia weszła pielęgniarka z wózkiem.

- Proszę przejść na wózek – poleciła mojej żonie, od razu wstałem aby jej pomóc, a po chwili byliśmy w drodze na porodówkę.

Jezu będę ojcem, za chwilę będę trzymał w rękach swoją córeczkę, albo synka, Boże to się dzieje, właśnie teraz, w tej chwili.

Nadal nie mogłem w to uwierzyć, to było jak pierdolony sen, z którego zaraz się wybudzę.

Sen... czemu właśnie w tej chwili przypomniał mi się ten właśnie sen? Sen który gnębił mnie tygodniami gdy nie miałem przy sobie mojej ukochanej.

Nie wiem, nie było czasu się nad tym zastanawiać.

Już w drodze na salę Kaily złapał bardzo silny skurcz, a miało być jeszcze gorzej.

Fire is ComingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz