Rozdział 43

2.6K 100 14
                                    


18+

2900 słów

***

Joseph

- Ostrożnie młody - jęknąłem i w tym samym czasie dziecięcy chichot rozbrzmiał w całym salonie, a po chwili dziecko zniknęło mi z oczu mimo że cały czas na niego patrzyłem.

Westchnąłem oglądając podłogę centymetr po centymetrze aż w końcu go dostrzegłem.

- Bruce nie! - podniosłem głos rzucając się pędem w stronę dzieciaka, który uniósł rączkę w górę z zamiarem chwycenia za długi obrus zwisający ze stołu. W porę dobiegłem do malucha biorąc rozchichotanego brzdąca na ręce - nie ładnie tak robić tacie Bruce, wiesz jakby mi się dostało jakby mama zobaczyła że zwaliłeś wszystko ze stołu? - spytałem poważnym głosem, ale gdy patrzyłem w uśmiechnięte oczy syna, sam nie potrafiłem powstrzymać grymasu rozbawienia a po chwili w salonie było słychać również mój radosny chichot.

- Co was tak rozbawiło? - spojrzałem w stronę żony, która powolnym krokiem schodziła ze schodów Zerkała to na mnie, to na syna ze zmarszczonymi brwiami.

- Nic - mruknąłem wzruszając ramionami - mówiłem mu tylko, jak bardzo go kocham - wytłumaczyłem szybko cały czas patrząc Kaily w oczy, jej twarz od razu się rozluźniła a ona sama uśmiechnęła się do nas z rozczuleniem, podeszła do nas wolnym krokiem i z całej siły przytuliła się do moich pleców układając brodę na moim ramieniu.

- On jeszcze nie wie, jakie szczęście go spotkało, że to ty jesteś jego tatą - mruknęła składając pocałunek na moim policzku.

- Oj myślę że już wie - kobieta parsknęła śmiechem opierając usta w mój bark by powstrzymać rechot.

- Ma pół roku, wątpię że za parę lat w ogóle będzie pamiętał ten dzień - wypuściłem powietrze z płuc zerkając na syna, który wpatrywał się w nas niczym w obrazek, wydawało się że słucha i rozumie każde słowo które w tamtej chwili wypowiadamy.

- Cóż nie musi tego pamiętać, bo regularnie będę mu przypominał że go kocham, jeśli nie słowami to czynami - czarnowłosa mocniej się we mnie wtuliła.

- Nie mogłam lepiej wybrać, naprawdę - prychnąłem.

- To raczej ja wybrałem ciebie - szturchnęła mnie w bok.

- No nie wydaje mi się, to raczej Marcus mnie wybrał - przewróciłem oczami. Byłem zirytowany tym, że ten człowiek odegrał tak ważną rolę w naszym związku, bo gdyby nie on, my mogliśmy się tak naprawdę nigdy nie spotkać. Mogłem nigdy nie spotkać miłości mojego życia, a to że ją spotkałem zawdzięczam największemu skurwysynowi jaki istnieje na całym tym pierdolonym świcie... i ani trochę nie jestem z tego zadowolony.

- Ale gdybym się nie zgodził nie wylądowałaś pewnego pięknego dnia w tym domu jako moja żona - puściła mnie by po chwili stanąć naprzeciwko mnie, miała zaciętą minę ale w jej oczach widziałem nutkę rozbawienia.

- Mam idiotę za męża - jęknęła, na co zmierzyłem ją wzrokiem z uniesioną brwią.

- Przed chwilą mówiłaś że jestem najlepszy - przypomniałem, uniosła brwi zaciskając usta w cienką linię by powstrzymać cisnący jej się na wargi uśmiech. Założyła ręce na piersi i powtórzyła mój ruch z przed chwili dokładnie zjeżdżając mnie wzrokiem z góry na dół.

- Radziłabym umyć uszy bo wietrzenie już nie działa Joe, nic takiego nie mówiłam - pokręciła głową z niedowierzenie gdy ja przygotowałem świetną ripostę na jej beznadziejną, ale nie zdążyłem się nawet odezwać bo dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym domu - to pewnie moi rodzice, pójdę otworzyć a ty zachowuj się w końcu jak na swój wiek przystało - mruknęła i choć starała się zachować powagę, wiedziałem że gdy tylko odwróciła się do mnie plecami piękny uśmiech natychmiast ozdobił jej twarz.

Fire is ComingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz