[Rok później ~]
[Narracja]Od jednego z najgorszych dni rodziny Sully minął rok. Nadal mieszkają w klanie Metkayina, większość zdarzyła nawet pogodzić się z wieścią, że już nigdy mogą nie zobaczyć Neteyama. Wszytsko funkcjonowało po staremu, dzieci się rodziły, strasi na'vi odchodzili..Lo'ak zaczął chodzić z Tisheyrią a Kiri z Rotxo są szczęśliwi. Mimo straty brata, potrafią się uśmiechać i normalnie funkcjonować ale tęsknota, i ból nigdy nie opuściła ich serc tak samo jak Netyiri Czy Jake.
Najgorzej chyba przeżył to wszystko Aonung, który zamknął się w sobie. Nie wychodził już jak dawnej z przyjaciółmi, omijał wszelkie spotkania czy wypady nocne poza rafe. Zrezygnował poprostu z wszytskiego, bo mimo iż znał chłopaka bardzo krótko czuł, iż to był jego przeznaczony. Był wściekły na Eywe, że odebrała mu go nim zdążyli się chodziażby do siebie bardziej zbliżyć. Jego rodzice niejednokrotnie starali się z nim porozmawiać, tłumaczyć mu, że wszytsko się ułoży a on musi żyć dalej.. ale nawet to nie pomagało a raczej dobijało. On nie chciał nikogo innego, chciał tego ciemno niebieskiego chłopca z lasu który w kilka dni zaburzył cały jego świat. Im więcej myślał o nim, tym więcej cierpiał. Całymi dniami przesiadywał w Mauri wychodził tylko nocami by popływać i nie stracić formy. Na jego ciało doszło również kilka nowych tatuaży, po prawej stronie ciała jak i na ręce. Jego siostra uważała, że dodają mu pewności siebie.
Najmłodsza Tuk, dorastała pod ich okiem, była szkolona na wodnego na'vi co wychodziło jej coraz lepiej. Gdy dorosła chodź trochę bardziej, zaczęła pojmować stan rzeczy, tęskniła za bratem..mówiła to otwarcie.
Pół roku po okrutnych zdarzeniach w wiosce na nowo zapanowała wielka radość, urodził się syn thasik klanu. Aonung i Tisheyria zyskali rodzeństwo, cieszyli się bardzo z tego powodu. Organizowane były chuczne przyjęcia na jego cześć. Aonung mimo swojego stanu, na nowo zaczął czuć, że ma jakiś obowiązek i a tym było zajęcie się bratem najlepiej jak umiał. Jego pragnieniem było mieć więź z małym taką jaką Neteyam miał z najmłodszą siostrą.
~
W innym miejscu niż Pandora czas zdecydowanie płynął szybciej. Z dnia na dzień Neteyam stawał się wrakiem siebie, to już nie był ten silny Neteyam, który umiał zawalczyć o siebie i rodzeństwo chłopak który siedział skulony pod ścianą był tylko jego wrakiem ledwo poruszającym się.Jego ciało już nie było tak piękne, nieskazitelne, umięśnione i bez blizn. Teraz było tak chude, że jak się by dobrze przyjrzało można było policzyć wszytskie rzebra chłopaka, blizny były niezliczone okalały większość jego ciała. Rany na psychice nie pozwalały chłopakowi funkcjonować, już dawno przestał się bronić wiedział, że to nic nie da. Nauczył się posłuszeństwa niczym zwierzak oddany swojemu Panu. Ktoś kto by go teraz zobaczył uznał by, że wyszedł z grobu..
×××
Dzień słoneczny, tak jak większość w klanie Metkayina. Słońce górowało wysoko na niebie, Aonung razem z braciszkiem chlupał się w wodze blisko brzegu, ucząc go pływania. Uśmiechał się do niego, gdy chłopcu szło lepiej niedaleko nich była cała reszta co jakiś czas podpływając do nich.Dzień był tak ładny i spokojny, że zdawało się, że nikt i nic nie może go zepsuć. Jak bardzo się pomylili..koło południa na choryzoncie ukazałały się samoloty. Zaalarmowani wojownicy, jak wodzownie klanów stali przygotowani już na swoich wierzchowacach. Nastolatkowie zostali zatrzymani w wiosce i pod rządnym pozorem nie pozwolono im opuścić mauri. Mimo ich krzyków i sprzeciwów Ronal nie wypuściła ich.
Na zewnątrz zapanował zamęt, krzyki, strzelanina..wojna to było jedyne słowo określające działania które trwały. Netyiri walczyła z powietrza zastrzeliwując każdego Avatara, Jake walczył z Quaritchem chcąc pozbyć się mężczyzny raz na zawsze. Zacięte walki trwały w powietrzu jak i na morzu.
W pewnym momencie, Neteyam który był na pokładzie statku, kątem oka zobaczył otwarte drzwi których zapomnieli zamknąć. Dźwignął się na nogach, i pozostawiając za sobą ślady ruszył tamtędy a później powoli kryjąc się szukał wyjścia. Zauważył je, ale nie tylko je obok nich stał Pająk, przyjaciel jego i Lo'aka z dzieciństwa chłopak który praktycznie się z nimi wychował. Neteyam rozejrzał się czy nikogo nie ma w pobliżu i wychylił się za ramy, delikatnie w nią stukając, młodszy odrazu pobiegł w tamto miejsce myśląc, że jest wołany gdy tylko stanął twarzą w twarz przed przyjacielem, zatrzymał się wmurowany w ziemię. Nie potrafił wydusić z siebie słowa widząc stan drugiego.
-K-kto? - zdołał tylko wydusić po dłuższej chwili
-Quaritch i reszta - wychrypiał starszy. - Co tu robisz? Gdzie jest wyjście?
-Ej ej spokojnie.. em to długa historia, wszędzie są avatary nie zdołamy przecisnąć się do wyjścia - powiedział podtrzymując straszego
-Musimy, szybko idziemy półki teren czysty - wychrypiał
Pająk pokręcił głową, ale pomógł mu iść. Prowadził go do wyjścia drugą stroną tak by pozostać niezauważonym. Brakowało kilka kroków by byli wolni, kilka cholernych kroków gdy włączył się alarm.
-Intruzi uciekają - zaczął krzyczeć sterownik przez radio
Zaczęli wymierzać w nich pociskami, Neteyam zabrał broń jedynemu z martwych avatarów i chowając się za ścianą razem z pająkiem zaczął do nich strzelać.
-Uciekaj - krzyknął - Skończę za tobą - dodał
Pająk kiwnął głową i wyskoczył, zaraz po nim Neteyam rzucił się, ale jego stan nie pozwolił na szybki bieg przez co gdy tylko wyskoczył przez ogrodzenie oberwał..
×××
Gdy wszytsko zaczęło ucichać, Lo'ak wraz z rodzeństwem wodza wyrwali się z marui wskakując do wody. Płynęli na swoich ilu, szukając kogoś znajomego, niedługo później zobaczyli, gdy wyskoczyli ze swoich ilu podbiegli do kleczących rodziców.. Cała trójka przeżyła szok, widząc leżącego na brudnym pisaku Neteyama..-Bracie! - krzyknął padając przy nim na kolana i łapiąc jego dłoń
Ciało jego brata było wstrząsane drgawkami, a krew wypływała z rany postrzałowej coraz szybciej.
-Braciszku - Wypłakał
-Chcę do domu.. - wyszeptał chłopak
-Wiem wiem, wrócimy niedługo wszyscy wrócimy do domu - mówił szybko Jake próbójąc uspokoić syna.
Aonung nie mógł ruszyć się i przemoc do podejścia do chłopaka, był przerażony..dopiero po dłuższej chwili stania, klęknął przy nim. Neteyam gdy tylko go zauważył uspokoił się trochę patrząc na niego z lzami.
–Neteyam.. Me'teyam.. - szeptał patrząc na niego - Co oni ci zrobili, zabije ich - mówił szybko nie chamujac łez.
-Ma'nung - powiedział cicho net ostatkiem sił uśmiechając się ostatkiem sił.
-Me'teyam, kocham cię - wydusił Aonung, patrząc na te śliczne złote czy zachodzące mgłą.
-Ja..Ja ciebie też Ma'nu-
Nie dokończył, jego wzrok pozostał utkwiony w słońcu którego tak dawno nie widział a z oczu uciekł strach przerażenie i radość z związana z zobaczeniem rodziny i nunga..wszystko to uciekło zostawiając puste otwarte złote oczy. Uścisk w którym trzymał dłoń lo'aka poluzował się znacznie a dłoń opadła na ziemię..Odszedł, dopiero co wrócił a znów odszedł..
Netyiri zaczęła krzyczeć, przytulając do siebie martwe ciało syna, Jake próbował ją uspokoić a Lo'ak zanosząc się głośnym szlochem wtulał się w Tisheyrię.
![](https://img.wattpad.com/cover/333503535-288-k870920.jpg)
CZYTASZ
To nie może być iluzja ¦¦ Aonung x Neteyam
FantasíaRodzina Sully, przez ludzi czychających na nich postanawia przenieść się do innego klanu. Metkayina. Dzieci Jake'a muszą nauczyć się funkcjonować w nowym klanie, na ich drodze staną pierwsze problemy, bójki, miłości. Pod znakiem zapytania zostawiam...