Rodział 13

307 25 11
                                    

[Neteyam]
Powoli podniosłem się z leżyska, uważając by Aonunga tym nie zbudzić. Powolnym krokiem ruszyłem na plażę, gdzie spacerowałem oglądając nocne niebo. Moje ciało jak i umysł ogarniał spokój, a mimo wszystko nie mogłem spać, miałem uśmiech na ustach, gdyż uświadomiłem sobie jak bardzo kocham Aonunga i jak dobrze, że to akurat tutaj zabrał nas tata. Idąc, rozmyślałem również o jutrzejszym dniu, chciałem poprosić Aonunga by zabrał mnie poza rafę. Idąc plażą, w końcu dotarłem do miejsca do którego zmierzałem. Była to wielka skała na której zazwyczaj siedziałem z Nungiem. Położyłem się na niej, przymykając oczy, czułem, że tej nocy coś się zmieni, i, że obróci moje życie do góry nogami. Zapach słonej wody i delikatny powiew wiatru sprawił, że zasnąłem. Na początku śnił mi się Aonung, następnie widziałem siebie i Lo'aka kłóciliśmy się o coś, młodszy wskoczył do wody zostawiając mnie w obecności przybyłego rodzeństwa wodza klanu. Chwilę później widziałem akcję ratowania pająka z rąk ludzi i ucieczki z tego piekła, gdy wydawało mi się, że wygraliśmy i udało nam się uciec poczułem ogromny ból w klatce piersiowej, widziałem płaczących rodziców, brata.. szamotałem się, chcąc im pokazać, że nic się nie dzieje i, że żyje. To nic nie dało. Starałem się wybudzić, chciałem pozbyć się bólu który chamował oddech w mojej klatce. Udało mi się to po naprawdę wielu męczących i bolesnych minutach, zerwałem się do siadu otwierając oczy.

Biało. Wszędzie było Biało. Rozglądałem się, chcąc jak najszybciej zlokalizować miejsce w którym się znajduje ale nie widziałem nic oprócz bieli.
–Gdzie ja jestem? - zapytałem przerażony
-Jesteś w Eywie- usłyszałem po chwili Nieznany mi głos- Umarłeś Neteyamie synu Toruka Makto. - Zmarszczyłem delikatnie brwi, czując jak szklą mi się czy. Nie, to nie może być prawda.
-To nie jest śmieszne! Chce wrócić do domu, to tylko głupi sen! - krzyczałem czując łzy spływające mi po policzkach
-Jesteś w domu - odezwał się ten sam spokojny głos - Zmarłeś, ratując przyjaciela i uciekając przed ludźmi..to co widziałeś, to była twoja śmierć, a także wydarzenia które mogły by się wydarzyć gdybyś żył.. - powiedziała Eywa, a ja z każdym słowem szlochałem coraz głośniej
–Nie mogę się obudzić? Przecież Na'vi rodzą się dwa razy, musi być jakieś wyjście. Co z Aonungiem? Lo'akiem? - wyszeptałem
–Przykro mi.. nie wrócisz tam - powiedziała Eywa

Pokręciłem głową zaczynając płakać, płakałem w głos ale nic na to nie poradzę. Czułem, że coś się wydarzy.. ale nie myślałem, że coś tak okropnego..tak bardzo chciałem żyć, a teraz nie zobaczę nawet jak dorasta moja siostra. Dopiero co do nich wróciłem, zapowiadało się tak cudownie.

Niedługo później zostałem przeniesiony do innego pomieszczenia, a raczej miejsca. Był to las, mój prawdziwy dom. Kręciłem głową szarpiąc się za włosy, chciałem tam być! Po co mi pokazywali coś do czego już nigdy nie wrócę..?
Usiadłem pod drzewem kuląc się w głowie miałem tylko jedno pytanie 'Dlaczego zostałem tak ukarany? Czym zawiniłem, że nie dało się mnie uratować?'

[Aonung¦¦rok później]
Westchnąłem, podnosząc z piasku kolejną muszkę,która kojarzyła mi się z Neteyamem. Brakowało mi go, codziennie od ponad roku chodziłem do drzewa dusz, bez niego już nic nie było takie samo. Świat wyglądał, jak by pogodził się z jego śmiercią.. ale czy tak nie było? Było. Każdy zdążył zapomnieć o tej tragedii, oprócz mnie i jego rodzeństwa. Nadal cierpieliśmy. Czułem się jak bym stracił sens życia, wraz z całym moim sercem które posiadłem bo ono odeszło razem z chłopcem z lasu. Rodzina Sully, zamieszkała wśród nas stając się prawowitymi Metkayina. Pokręciłem głową, odgarniając od siebie myśli, podniosłem ostatnią muszkę która miała posłużyć mi do naszyjnika dla Neteyama. Zdawałem sobie sprawę, że nigdy go nie zobaczy ani nie ubierze,ale chciałem by pamięć o nim nigdy nie zgasła..

[3os]
Lata mijały nie ubłaganie, świat zapomniał o dawnych tragediach i smutnych wydarzeniach..każdy żył jak wcześniej, rozdziły się dzieci, pobierano się, świętowano mogło by się wydawać, że wszytsko jest idealnie, że nie ma powodów do zmartwień ale nie. Aonung, najstarsze dziecko Tonowari'ego, dorosło do swojego wieku w którym musiał przejąć władzę, uciekał od tego przez wiele miesięcy, udając, że szuka thaskik. Tak naprawdę pragnął tylko jednego, jednego chłopaka którego chciał u swojego boku odpychał od siebie każdego kto próbował się do niego zbliżyć. Tęsknota mimo uciekającego czasu została, zabijając go od środka. Mimo iz na codzień udawał silnego i pewnego siebie, cieszącego się z życia Na'vi to tak nie było. Umierał. To jedno słowo, które opisywało jego stan, Aonung był wrakiem siebie wiedział, że już długo nie pociągnie. Miał tylko nadzieję, że Eywa zlituje się nad nim i pozwoli mu zamieszkać w sobie u boku swojego przeznaczonego, że tym razem już mu go nie odbierze..

                                   KONIEC

To nie może być iluzja ¦¦  Aonung x Neteyam Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz