Rozdział X

1.6K 53 29
                                    

Perspektywa Lily

Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałam wracać do domu. Hm... Może dlatego, że to nie był mój dom. Nigdy się tak nie poczuje w otoczeniu Lorenza i właśnie w tym momencie wjechaliśmy na jego posesję. Przez całą drogę nawet się do mnie nie odezwał i obawiałam się, że nie wróży to nic dobrego. Gdyby prowadził, mogłabym zrozumieć, że po prostu był skupiony na drodze, ale siedział razem ze mną z tyłu.

Kierowca zatrzymał się w pobliżu wejścia i w tym samym momencie Lorenzo otworzył drzwi od swojej strony. Chciałam również wysiąść, lecz moje były zablokowane. Spojrzałam w stronę kierowcy, chcąc zwrócić mu uwagę. Niestety nie zdołałam nawet nic powiedzieć, gdy nagle usłyszałam głos Lorenzo.

-Zapraszam. - stał obok drzwi i czekał aż wysiądę, ale dlaczego?

Mimo moich wątpliwości, postanowiłam wysiąść. Nie wiem czy słyszał coś z mojej rozmowy z Joshem czy nie, ale wiedziałam, że musiałam być czujna. Lorenzo nie wiedział, że dzięki Nico mam telefon i właśnie mój narzeczony ma mój numer. Gdyby to wyszło na jaw, to byłoby naprawdę ciężko.

Poszłam w stronę wejścia, a Lorenzo był tuż za mną. Przyznaję, że to, iż nie szedł przede mną było naprawdę niepokojące. Nie wiedziałam czy mam już żegnać się z życiem, czy może jednak tak ma to wyglądać. Podobno po tym wypadku miało to wyglądać inaczej, ale nie czuję się z tym pewnie. Na początku wiedziałam czego mogę się spodziewać, teraz nie wiem nic.

Jeden z ochroniarzy otworzył nam drzwi, po czym weszliśmy do środka. Cały czas szłam przodem. Miałam nadzieję, że pójdziemy w swoje strony, lecz jak zwykle musiałam się mylić. Tylko gdy skręciłam w stronę schodów, poczułam ciężar jego dłoni na moim nadgarstku.

-Chyba mamy do pogadania Bellomo.

O nie... Wiedział, że to nie mogło się tak szybko skończyć, tak bez żadnych pytań. To był moment, w którym pociągnął mnie w swoją stronę. Jego dłoń przesunęła się na moje plecy i doskonale wiedziałam, w którą stronę powinnam iść. Jego gabinet był miejscem, w którym nikt mnie nie usłyszy. Nawet gdyby, to jedynie Nico mógłby przyjść z pomocą.

-Jak pobyt w szpitalu? - zapytał, gdy weszliśmy do jego gabinetu.

-Dobrze. Dziękuję, że zapłaciłeś za prywatny pokój.

-Wszystko dla mojej współpracowniczki. - zamknął za nami drzwi i udał się w stronę barku - Usiądź. - wskazał głową na kanapę, która stała obok - Chcesz może? - wskazał na butelkę z whiskey.

-Nie dzięki. - usiadłam, patrząc cały czas w jego stronę.

-I jak tam u Josha? Radzi sobie?

-Chyba... - patrzyłam jak zajmuje miejsce naprzeciw mnie.

-Chyba, powiadasz. Widzę, że nie obyło się bez prezentów. Ładne te kwiatki dostałaś. - czyli na bluzę nie zwrócił uwagi.

-Nie wzięłam ich nawet ze szpitala. - przyznałam zgodnie z prawdą.

-Za to ja wziąłem. - spojrzałam na niego zdziwiona - No dobra nie ja, tylko mój człowiek.

-Dlaczego?

-Żeby narobić mu nadziei. Lubię patrzeć jak z czasem ona gaśnie.

-Jesteś nienormalny.

-Uważaj na to co mówisz współpracowniczko. - upił kolejny łyk trunku - Jeśli ja taki jestem, to ty również. Nie zapominaj o tym. - milczałam przez chwilę, lecz on kontynuował - Jak zareagował, że wracasz ze mną? Pewnie był zdruzgotany.

Play With FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz