Rozdział 3

46 2 0
                                    

Nie zastanawiając się długo, nacisnąłem czerwoną słuchawke i wróciłem do ruchania bananka. Doszłem 7 razy. Jednak telefon wciąż dzwonił, i pomyślałem, że to mogło być coś ważnego więc odsunąłem się od bananka i odebrałem.

-GNOJU PIEPRZONY DO CHOLERY DLACZEGO NIE ODBIERASZ TY PIZDO JEBANA!!!!!!!!!!!!
- O CHUJ CI CHODZI NIE MASZ PRAWA MNIE WYZYWAC JESTEŚ NIKIM  TY MĘSKA DZIWKO! MÓW PO CO DZWONISZ!
-C-chciałem.. uwu... chciałem... chciałem za-zapytać czy...
-MÓW TY SUKO
-czy może.. uwu... m-może chciałbyś w-baka-wyjsć ze mną? n-na kawe?
-O BOZE OCZYWISCIE ZE TAK BEDE ZA 2 MIN TYLKO MAM PYTANIE
-Jakie?
-Czy przeszkadza ci fakt że rucham się z bananem i jeśli będziemy się ruchać to z nim
- o boże ale ty jesteś pierdolniety !
dzwonie do szpitala psychiatrzycznego i kurwa policja cie zamknie !!! to jest nienormalne!!!
-nie błagam nie rób tego nie możesz mi tego zrobić😭😭😭😭
-za puźno kurwo jebana już wcześniej dzwoniłem po gliny bo Gavira mi mówił że spotykasz się z bananem !!!! KURWA Z BANANEM !!! Nie wierzyłem mu i musiałem to sprawdzić więc zrobiłem ta podpuchę z kawą i tu się okazuje że miał pierdoloną rację!!!! Jesteś chory! Za 26 sekund będzie u ciebie psychiatra który zabierze cie do odpowiedniego ośrodka na Alasce gdzie wyleczą cie z twoich chorych popędów seksulanych !!
- ALE KYLIAN-
-Żadnego ale. Z mojej strony to tyle. Żegnam.
-KYLIAN NI-

Rozłączył się. I w tym samym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.

KURWA

-Pan idzie z nami. A owoc do laboratorium.
-NIE błagam nie!

Ale nie zdążyłem powiedzieć już nie więcej, ponieważ mężczyzna przyłożył mi do ust chustkę która mnie uśpiła.

                         * * *

Obudziłem się w ciasnym, zimnym pomieszczeniu. Nie miałem pojęcia, która godzina, jaki jest dzień, miesiąc, rok
Nic. Nie było tu żadnego okna, jedynie wentylacyjna krata na suficie. W pokoju był materac, na którym właśnie leżałem i metalowe drzwi. Były też inne, przeszklone które z tego co zobaczyłem prowadziły do toalety. Nagle klapa pod metalowymi drzwiami uchyliła się, i ktoś wsunął do mojego pokoju tackę z posilkiem.

Powoli osunąłem się z materaca i podeszłem bliżej drzwi. Na tacy znajdował się kotlet schabowy, ziemniaki i kompocik. Na drugim talerzyku był sernik. Skojarzyło mi się, że było to dokładnie takie danie, jakie robiła moja babcia. Że smakiem wszystko zjadłem.

I tak było. Zacząłem ryć w ścianie dni. Dziś był dzień 2137. Nie wiedziałem ile mieli mnie tu trzymać. Czemu jeczsze mnie nie zabili? Czy nikt nawet nie starał się mnie znaleźć?

I tego 2137 dnia nagle z kratki wentylacyjnej zaczęła ściekać granatowa, błyszcząca ciecz. Chciałem podejść bliżej i zobaczyć co to, jednak wstawając potknąłem się o koc i moja twarz wylądowała na mazi. Przypadkowo dotknąłem językiem substancji i nagle poczułem się dziwnie. Ból przeszywał całe moje ciało. Zignorowałem to, ponieważ czułem jeszcze coś. Jakby nagle dodano mi sił. I jakby nie z mojej woli podniosłem się i zacząłem biegać po całym pomieszczeniu z prędkością porównywalna do szybkości z jaką Gavi poruszał swoim członkiem w moim odbycie. Czyli bardzo szybko. Mimowolnie wydałem z siebie gardłowy ryk I pobiegłem po ścianie wspinając się na sufit. Odpiąłem klatkę wentylacyjna i zacząłem biec na czworaka w wentach. Nagle podłoga w Wencie się skończyła i spadłem do backroomsow. Oglądałem poradniki na yt wiec wiedziałem że muszę biec przed siebie.

I jakież było, kurwa moje zdziwienie gdy nagle wpadłem do salonu mojej babci. I odwróciłem się. A w lustrze zobaczyłem to.

Byłem wilkiem.




Pedri Gonzalez x BananOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz