Jadę na plan bez kaca jak zawsze. Nigdy nie miałam kaca no i nie upiłam się zbytnio wczoraj. Docieram na plan i widzę jak Chris Evans wlecze się w to samo miejsce z okularach przeciwsłonecznych. Podchodzę do Evansa z uśmiechem na ustach.
-Jak tam Chris?-pytam drażniąco.
-To nie fair. Wypiłaś więcej i nie umierasz? Jak ty to robisz?-pyta słabym głosem gdy idziemy dalej.
-Umiem pić, nigdy nie miałam kaca no i są na to patenty.-mówię i wyprzedzam go.-Mogę ci kilka sprzedać!-krzyczę do niego na co się krzywi.
Wchodzę do środka i idę do tego samego pokoju co ostatnio tyle że z uśmiechem. Widzę moich wczorajszych kompanów od kieliszka i są w równie złym stanie do Evans.
-Hej wszyscy.-mówię.
-Nie krzycz.-karci mnie Holland.
-Nie krzyczę.-mówię wstrzymując śmiech.
To zabawne widzieć ich w takim stanie. Nie wypiliśmy razem nawet litra w sześć osób. Idę do Lizzie która dalej ma na nosie okulary.
-Żyjesz?-pytam z kpiącym uśmiechem.
-Wolałabym umrzeć.-mówi dramatycznie.-A ty co masz taki dobry humor?
-Widziałam Evansa w podobnym stanie jak szłam z parkingu.-mówię.
-Przyjechałaś tu?-zdziwiła się Scarlett.
-Pewnie. Nie mam kaca ani nic, a alkomat wskazał same zera.-mówię jej.
-Więcej z tobą nie piję.-mówi Mackie.-Bez ciebie też nie, nie będę już nigdy pił.
-Każdy tak mówi.-śmieję się lekko.
Czekamy dalej na kilka osób rozmawiając trochę.
-Skabie przyniesiesz mi wodę?-pyta błagalnie Lizzie.
-Pewnie. Ktoś jeszcze chce wody?-pytam przed wyjściem.
Pozostała czwórka która piła ze mną podnosi ręce. Kieruję się w stronę kuchni i udaje mi się zdobyć zgrzewkę wody. Butelki są małe i po jednej może być za mało. Wracam i stawiam zgrzewkę na stole i wyjmuje dwie butelki by podać Lizzie i Scarlett jakby chciała. Siadam między nimi a Lizzie szybko zabiera wodę z moich rąk. Panowie również rzucili się na wodę i wyglądali jakby wstąpił w nich szatan. Dosłownie bili się o wodę której było sporo.
Podczas próby było kilka śmiesznych akcji z mojej strony. Nie robiłam tego nawet specjalnie. Były to rzeczy typu: jak mam to powiedzieć? co to niby znaczy? to prawdziwe słowo? Byli wyrozumiali po tym jak przestawali się śmiać i chichotać. Mówili jak mam coś wypowiedzieć lub tłumaczyli dane słowo. Było miło i szybko zleciła nam dzień. Na koniec przyszedł do nas Kevin.
-Widzimy się w poniedziałek i Y/N widzimy się w następny poniedziałek.-powiedział Kevin i wyszedł.
-Nie będzie cię tydzień?-zaciekawiła się Lizzie.
-Lecę do Polski do dziewczyny.-mówię z uśmiechem na myśl że nie widziałam jej kilka dni i już tęsknie.
-W takim razie będziesz musiała nam opowiedzieć co robiłyście.-dołącza się Scarlett do rozmowy.
-Żadnych pikantnych szczegółów.-uprzedzam je.
-Niech ci będzie marudo.-narzeka Lizzie.
Żegnam się ze wszystkimi i jadę do domu po walizkę. Była gotowa od mojego przyjazdu tutaj. Jadę na lotnisko i nie mogę się doczekać spotkania z Martyną. Jesteśmy razem trzy lata i planuje się oświadczyć i zabrać ją tutaj. Jej praca jest zdalna więc może pracować ze stanów. Lot jest długi ale nie mogę zasnąć więc czytam scenariusz by szybciej zapamiętać swoje kwestię.
Lot mija szybko na szczęście. Wychodzę z lotniska i jadę autobusem do mieszkania mojej dziewczyny. Po drodze wchodzę do sklepu po jej ulubione wino które będzie pić sama bo ja nie pije wina. Jest późno więc wiem że będzie u siebie. Mam klucze i mogę zrobić jej niespodziankę. Wchodzę do mieszkania i widok jaki zastaje wprawia mnie w furię. Martyna z jakimś obcym typem i laską ma trójkąt.
-Co to kurwa ma być?!-krzyczę w złości.
-Y/N?!-pyta Martyna odskakując od pozostałej dwójki.
-Ja...ja mogę to wyjaśnić kochanie.-jąka się Martyna.
-Kochanie? Mówiłaś że twoja dziewczyna zginęła w wypadku dwa lata temu.- odezwał się ten typ.
Kpię z jego słów i tego że ona chce coś tłumaczyć.
-Więc nie żyje co? Jak długo to trwa?-pytam ledwo panując nad gniewem w tym momencie.
-Od dwóch lat.-mówi dziewczyna której imię jest nie ważne jak imię tego typa.
-Dobra i tak nie ma sensu kłamać.-mówi Martyna.
-Przyznaj że byłaś ze mną dla pieniędzy.-mówię jej w twarz.
-Tak. Tak byłam i szczerze miałam nadzieję że umrzesz w tym wypadku albo chociaż się nie obudzisz.-mówi mi prosto w twarz.
Śmieję się kpiąco.-Jesteś taką tępą pizdą. Zawsze byłaś.-mówię z odrazą wyczuwalną w głosie.
-Co?-pyta Martyna jakby ktoś ją zbił z tropu.
-Nawet jakbym umarła to nic byś nie dostała tępa szmato. Nie byłyśmy po ślubie czyli nic ci się nigdy nie należało.-podnoszę głos by to trafiło do jej małego mózgu.
-Ona ma rację.-mówi ten typ.
-Dzięki.-mówię do niego.
Wyjmuje z kieszeni pierścionek i rzucam go jej w twarz.
-Taki prezent na pożegnanie. Szmato.-mówię i wychodzę z jej mieszkania.
Wracam na lotnisko i kupuję bilet na najbliższy lot do stanów. Nie mogę być w Polsce po tym co właśnie się stało. W oczekiwaniu na samolot usuwam jej zdjęcia z mojego instagrama i innych mediów społecznościowych oraz ją blokuje i tak samo z jej numerem by nie mogła nigdy się do mnie odezwać. Dobrze że mam tydzień wolnego bo nie dałabym rady pracować. I pomyśleć że chciałam spędzić z nią resztę życia. To będą ciężkie dni...
CZYTASZ
Nowa rodzina
FanfictionPolska dziewczyna, lat 22 nowym członkiem obsady Marvela. Co może iść nie tak? Y/N życie zostanie przewrócone no nowo na właściwe tory czy będzie tylko gorzej?