Rozdział 4

4.9K 169 288
                                    

3 lata wcześniej...

Po opuszczeniu szarych, grubych murów mojej szkoły, siedziałam na przystanku czekając na autobus. Byłam strasznie zmęczona, widać to było po moich oczach. Praktycznie całą noc siedziałam, ucząc się na sprawdzian z biologii. Dziś był beznadziejny dzień...
   Grupka starszych chłopaków stanęła niedaleko mnie. Słyszałam, że mieli bardzo dobry humor. Zawsze taki mieli, jak kogoś pognębili. Wiedziałam o tym, bo nieraz już miałam z nimi bliskie spotkania, a szczególnie z tym najwyższym - Brandonem. On był najgorszy z nich wszystkich. Praktycznie codziennie kogoś zaczepiał, ale jego głównym celem byłam ja.

Wybiegłam myślami do mojego brata, Louisa. Minęło już ponad 4 lata, a on nadal nie próbował nawiązać ze mną kontaktu... Przez niego zostałam sama. Trafiłam do domu dziecka, gdzie panowały okropne warunki. Tak bardzo marzyłam o tym, aby stąd uciec. Obiecałam sobie już dawno, że kiedy skończę 18 lat, będę go szukać, dopóki nie znajdę. Muszę go znaleźć, choćbym miała umrzeć.
   Minęło parę minut, a autobus podjechał. Wstałam na równe nogi, ale one odmówiły mi posłuszeństwa. Potknęłam się, lecąc wprost pod nogi mojego starego przyjaciela.

- Cholera - Wysyczałam pod nosem, zbierając moje rzeczy z chodnika.

- Co to za mała niezdara? - Wykrzyczał najniższy z nich podczas tego, jak otoczyli mnie w koło.

Poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę, a następnie szarpie do góry.

- Puść mnie! - Wysyczałam. - Sama sobie wstanę.

- Odważna jesteś malutka... jak nigdy - Skomentował Brandon, przybierając swój cwany uśmieszek.

Dlaczego mi to robił? Dlaczego wyżywa się na mnie, skoro ja też cierpię? Obydwoje straciliśmy Louisa. Powinniśmy się wspierać, ale on mnie gnębi. Bawi go moje cierpienie.

- Pokaż, co masz w rączce - Złapał mnie za rękę, w której trzymałam srebrny łańcuszek mojego brata. - Otwórz ją! - Krzyknął tak głośno, że na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.

Wystraszona, otworzyłam tą rękę. Okropnie tego żałowałam, bo w momencie mi go zabrali. Boże, jestem taka żałosna!

- Czy to nie jest łańcuszek Suttona? - Roześmiał się blondyn – Jaki z niego frajer. Uciekł i zostawił cię z jakąś śmieszną ozdobą. Poważnie dajesz się tak traktować? Ja bym się lepiej tobą zaopiekował - Puścił mi oczko, chwytając moje luźne pasmo włosów.

- Zostaw mnie! - Krzyknęłam mu prosto w oczy. Przez tych idiotów spóźniłam się do domu! Pani Smith na pewno mnie ukara... Nadal mam ślady po ostatnim spotkaniu.

Chwyciłam mocno swoje rzeczy, próbując przecisnąć się przez dwójkę wysokich chłopaków. Niestety, nie udało mi się. Brandon chwycił mnie za łokieć, przyciągając do siebie.

- Nie uciekniesz mi tak szybko, Naomi – Wyszeptał mi do ucha.

- Zostaw mnie, idioto! – Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, jednak był ode mnie dużo silniejszy.

Brunet popchnął mnie na mur, o który uderzyłam głową. Poczułam solidny wstrząs, a obraz przed moimi oczami zaczął pozbawiać się kolorów. Ledwo dostrzegłam stojącego przede mną Brandona, który chwycił moja szyję z całej siły. Z każdą sekundą czułam, jak tracę panowanie nad swoim ciałem. Chłopak, który kiedyś był dla mnie jedna z najważniejszych osób na świecie, właśnie próbował zrównać mnie z ziemią. To bolało mnie najbardziej.

- Stary! Ona odlatuje, odpuść - Usłyszałam głośny krzyk dobiegający z boku.

Zauważyłam, że napastnik odpuścił. Nie znajdował się już naprzeciwko mnie. Dopadła mnie ulga, kiedy byłam w stanie nabrać powietrza do moich płuc. Jednak nie trwało to długo, ponieważ moje ciało upadło. Sytuacja, która miała miejsce przed chwilą, niesamowicie mnie osłabiła. Zleciałam prosto na beton. Dotknęłam swojej twarzy, na której pojawiła się dziwna, ciepła oraz lepka ciecz. 

I wanna see you again. Tęsknie za Tobą.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz