Rozdział 2

389 25 7
                                    

8 Lat wcześniej...

Promienie słońca przebijające się przez moje zasłony wybudziły mnie ze snu. Byłam dziś bardzo podekscytowana, ze względu na to, że Louis obiecał mi ciekawy dzień. Jestem ciekawa, co tym razem wymyślił. Ostatnim razem jak chciał mi poprawić humor, bawiliśmy się razem z Brandonem w księżniczki. Przebierałam ich w różowe sukienki. Ledwo się w nie mieścili, ale daliśmy radę. Tak samo pozwolili mi się pomalować. Nie byli zachwyceni tym faktem. Najlepsze było to, że szminka z ust nie chciała się domyć... Potem w ramach zemsty wrzucili mnie do basenu. Mnie się to średnio podobało, bo byłam cała mokra. Za to chłopaków aż bolały brzuchy ze śmiechu. Mają szczęście, że ja nie jestem tak silna, jak oni. Gdybym była, już dawno leżeliby w wodzie. Szczęściarze...
Zeszłam do kuchni na dół. Pomieszczenie było puste, bo mama była w pracy a tata u siebie w biurze. Myślę, że tak było lepiej. Bez nich panowała cisza, o której tak zawsze marzę.

- Co tam młoda? – Nagle w drzwiach wejściowych pojawił się Brandon. Od dłuższego czasu wchodził do nas jak do siebie. Może miał dorobiony kluczyk do naszych drzwi?

- Pakuje jedzenie nad jezioro – Odparłam, przesypując cukier do woreczka.

Nagle chłopak podszedł i próbował wziąć truskawkę z pojemnika. Jednak zdążyłam odsunąć od niego naczynie.

- Nie ma podjadania! – Krzyknęłam, wskazując palcem w jego stronę. Musiało to dziwnie wyglądać od boku, bo sięgałam mu jakoś do klatki piersiowej.

Usłyszeliśmy kroki dochodzące ze schodów. Ja wróciłam do swojego zajęcia, natomiast Brandon sobie usiadł na blacie. Louis się z nami przywitał i zaczął robić jajecznice.

- Chłopie, ta twoja siostra to jakaś psychiczna jest. Chciałem wziąć jedną truskawkę, to krzyczeć zaczęła – Wyszeptał, ale na tyle głośno, że byłam w stanie go usłyszeć. Razem z moim bratem wybuchnęliśmy śmiechem.

- Naomi, po co ci cukier? – Chłopak przeglądał rzeczy w moim plecaku.

- Do truskawek – Odpowiedziałam z pewnością w głosie.

- Boże, jesz je z cukrem? – Na jego twarzy pojawił się szok.

- Co w tym dziwnego? - Zmarszczyłam brwi. - Nawet nie wiesz, jakie one są dobre.

- Może i dobre, ale jakie niezdrowe - Stwierdził Brandon, który przeglądał coś w telefonie.

Gotowi do drogi, wybiegliśmy z domu i pojechaliśmy na rowerach w stronę jeziora. Uwielbiałam pływać, ale czasami dzieci dziwnie na mnie patrzą. Może to przez moje blizny? Aż tak się od nich różnie? To przykre. Chciałabym, żeby Według mnie jestem taka sama jak oni. Tylko moje ciało jest trochę oszpecone poprzez dziwne ślady. Uważam, że nadal można się ze mną fajnie pobawić... Przynajmniej Louis mi tak tłumaczył. Może moi rówieśnicy nie myślą tak samo? Uważają mnie za gorszą od nich.

Jeśli tak, to mają rację. Jestem gorsza, najgorsza. Nawet rodzice mnie nie chcą.

Po półgodzinnej przejażdżce dotarliśmy na miejsce. Było tak strasznie gorąco, że chłopaki z miejsca wskoczyli do wody. Ja natomiast rozłożyłam nam kocyk i poukładałam nasze rzeczy. Masa ludzi siedziała przy brzegu, co mnie trochę krępowało. Bałam się, że będą mnie oceniać. Ledwo skończyłam 10 lat, a ludzie zachowują się, jakby oczekiwali ode mnie figury jak modelka.
Po dziesięciu minutach przyszedł Louis i przerzucił mnie przez swoje ramie. Biegł ze mną jak jakiś głupek. Po chwili poczułam, że jestem cała zanurzona w jeziorze. Idioci wrzucili mnie jak zwykle.

Jeszcze tego pożałujecie! - Krzyknęłam, chlapiąc ich wodą prosto w twarz.

Nie ruszyło ich to, bo w ramach odpowiedzi dostałam tylko głośny śmiech. Po chwili mój brat i Brandon zniknęli z mojego punktu widzenia. Stwierdziłam, że również pójdę się z kimś pobawić. Na piasku było mnóstwo osób w moim wieku. Podeszłam do niskiej blondynki, kojarzyłam ją ze szkoły. Budowała zamek z piasku wraz z fortecą.

- Hej, pobawimy się razem? - Spytałam nieśmiało. Dziewczynka przejrzała mnie od góry do dołu, aż po chwili odpowiedziała.

- Tak! - Pisnęła zadowolona. - Jestem Mia, a ty? - Wyciągnęła rękę w moim kierunku.

- Naomi – Delikatnie uścisnęłam jej dłoń.

Wspólnie budowałyśmy wielkie królestwo. Znajdowało się tutaj wiele wież oraz murów obronnych. Czas leciał jak szalony, a zabawa z Mią trwała w najlepsze. Była sympatyczna i o dziwo nie pytała się o moje blizny. Może nawet ich nie zauważyła? Albo wiedziała, że takie pytania są nieprzyjemne. W każdym razie nie czułam się wytykana przez moją nową znajomą.
  Po niecałych trzech godzinach skończyłyśmy. Nasza budowla była ogromna! Bardzo się przy niej zmęczyłyśmy, a budowanie tego jest strasznie pracochłonne. Ale efekt jest świetny! Jeszcze nigdy nie zbudowałam czegoś tak wielkiego. Zazwyczaj Louis po dłuższej pracy zaczął wszystko niszczyć, bo twierdził, że to jest lepsze zajęcie. Dla mnie było na odwrót, ale nigdy nie wygrywałam dyskusji ze swoim bratem.
   Zawołałam chłopaków po to, żeby ocenili nasz pałac. Wiadomo, że nie będzie im się podobał tak bardzo, jak nam, ale to tylko dlatego, że mają zbyt wysoką samoocenę o sobie.

- Wiecie co, zbudowałbym lepsze – Brandon stał dumnie z założonymi rękami na klatce.

- Nieprawda! - Krzyknęłyśmy jednocześnie z blondynką - Louis! Powiedz mu coś! - Dopowiedziałam w pośpiechu, ponieważ jego przyjaciel przełożył mnie przez ramie i próbował mnie wrzucić w piasek.

- Niestety młoda, ale on ma rację - Stwierdził roześmiany do tego stopnia, że podtrzymywał ręce na biodrach.

- Ale że ty, przeciwko mnie? - Krzyknęłam zawiedziona.

- Takie życie, młoda damo - Puścił mi oczko.

Kiedy skończyliśmy się wygłupiać w czwórkę, usiedliśmy z moją koleżanką na naszym kocu. Chłopcy zajadali się chipsami, natomiast my, truskawkami. Każdy owoc przed zjedzeniem moczyłam w cukrze, który wcześniej przygotowałam. Mój brat nadal siedział ze zdziwioną miną, że byłam w stanie jeść truskawki w cukrze. Dla mnie to całkiem normalne. Nie rozumiałam, gdzie on widział problem.
  Jestem szczęśliwa przez to, jak cudownie spędzamy dzisiejszy dzień. Czuję, że właśnie pomiędzy Louisem a Brandonem jest moje miejsce. Przy ich boku, jest mi najlepiej. Nigdy mnie nie obrażają, wytykają i dokuczają. A jeśli takie coś ma miejsce, to tylko i wyłącznie dla żartów - zdaje sobie z tego sprawę.

- Naomi! Idziemy się pobawić? - Pociągnęła mnie za rękę Mia.

- Idź Nao, tylko nie wchodź już do wody, bo za niedługo będziemy się zbierać - Uśmiechnął się szeroko mój brat.

Razem z dziewczynką pobiegłyśmy do naszej budowli. Dwójka chłopaków ją niszczyła. Było mi się przykro. Tak bardzo się przy niej starałyśmy, a oni ją niszczą. Zerknęłam na swoją koleżankę. Miała łzy w oczach. Szkoda mi jej. Nie lubię, jak ktoś przy mnie płaczę. Chwyciłam ją za rękę i delikatnie uniosłam kąciki do góry. Nie miałam pojęcia co mam zrobić w takiej chwili, ale postanowiłam się odezwać.

- Dlaczego nam niszczycie zamek? - Spytałam niepewnie, wbijając w nich swój wzrok.

- A co, nie można? - Zaśmiał się blondyn – Malutka, bo się zaraz popłaczesz.

Poczułam, jak Mia ściska moją dłoń jeszcze mocniej niż przedtem. Musiałam pokazać, że się nie boję.

- Nie można, to nasza ciężka praca - Wkurzyłam się. Krew się we mnie gotowała.

Nagle doszedł do nas drugi chłopak. Oboje byli w podobnym wieku jak Louis, przynajmniej tak wyglądali. Jednak umysłowo na pewno byli młodsi, bo on by się tak nie zachował. Rudowłosy podszedł bliżej mnie i dotknął moją bliznę na szyi.

- Ale obrzydliwe! Wyglądasz jak dziwadło z tą blizną! - Krzyknął prosto w moją twarz. W tym samym momencie wbił 10-letniej dziewczynce nóż prosto w serce.

- Nie pomyliło ci się coś? - Podbiegł Brandon wraz ze swoim przyjacielem. Mia za to pociągnęła mnie w kierunku naszego koca.

Nawet nie poczułam, w którym momencie poleciały mi łzy. Zabolały mnie jego słowa i to bardzo. Pomimo tego, że go nie znam, i tak było uraźliwe. Chciałabym się teraz zapaść pod ten piasek. Żeby nikt mnie nie widział. Mnie i moich blizn. Chciałabym być niewidzialna, przynajmniej nikt by mnie nie oceniał. Nikt by mi nie wytykał tego jak wyglądam. Byłabym dla każdego obojętna i nikt by na mnie nie narzekał. Właśnie o tym marzyłam. Czy to normalne, że osoba w moim wieku marzyła o czymś takim? Chyba nie za bardzo... Od zawsze byłam inna.

Byłam dziwadłem.

Dźwięk dzwoniącego telefonu wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na wyświetlacz, dzwoniła nasza sąsiadka. Zawołałam szybko swojego brata, żeby od niej odebrał. Przyleciał w sekundzie, jakby wiedział, że ten telefon może coś oznaczać. Po jego minie wiedziałam, że to nie jest dobra wiadomość. Obstawiałam, że coś było nie tak z rodzicami. Miałam w głowie cichą nadzieję, że tylko się pokłócili. Bez żadnej policji ani pogotowia. Jednak znałam swoich rodziców i wiem o tym, że ich granice co do kłótni nie mają końca. Louis kiwnął głową brunetowi, żeby pakował wszystkie nasze rzeczy. Ja natomiast tuliłam się do boku blondynki. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie znamy się długo, ale pomimo tego wiem o tym, że jest świetna. Chciałabym mieć taką przyjaciółkę jak ona.

- Naomi, zbieramy się szybko - Pospieszał mnie ręką. - Pani Jones mówi, że pod naszym domem jest pogotowie z policją. Mamę zabierają do szpitala.

Mój cały dzień, został zniszczony przez moich rodziców. Jak zwykle.


--------------------

Hejka! Już drugi rozdział za nami... Naprawdę się cieszę, że ktokolwiek pamięta o IWSYA. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Następny przewiduje mniej więcej za tydzień. 

Liczę na to, że uda nam się przywrócić takie zasięgi jak kiedyś!

Do następnego<3

Tt; w._innka

Ig; watt_innka

I wanna see you again. Tęsknie za Tobą.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz