Rozdział 3

6.1K 200 31
                                    

8 Lat wcześniej...

Dźwięk budzika dobijał się do moich uszu. Szybko wstałam z łóżka. Dziś był bardzo ważny dzień - mój Louis miał urodziny! Zaplanowałam dla niego małe przyjęcie, o którym nie ma pojęcia. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Tak jak sobie zaplanowałam. Umówiłam się z naszą sąsiadką, że pomoże mi przygotować tort. Wiedziała o naszej sytuacji w domu, więc starała się nam pomagać. Rodzice raczej nie wiedzieli o tym, bo nie zwracali na nas aż tak bardzo uwagi. Czasami wolałabym, żeby zwracali na mnie większą uwagę niż na swojej pracy. Kiedy o tym z nimi rozmawialiśmy, powtarzali nam, że gdyby nie ich praca, to bylibyśmy biedni. Szczerze? Już wolałabym być biedna, ale mieszkać z szczęśliwą rodziną.
   Szybkim tempem wyszłam na palcach z pokoju. Podeszłam pod wejście do pokoju Louisa i delikatnie uchyliłam drzwi. Sprawdzałam, czy nadal spał. Pobiegłam po schodach w dół, biorąc do ręki mój mały, biały telefon, ze znaczkiem Hello Kitty. Wysłałam wiadomość do Brandona, że mój brat nadal spał. Chłopak obiecał mi, że postara się wyciągnąć go jak najdłużej z domu na trening. Odłożyłam telefon na blat i wyciągnęłam z szafki miskę, gdzie później wsypałam płatki oraz wlałam zimne mleko. Zajadałam się śniadaniem ze smakiem, myśląc o tym, czy Louisowi się spodoba niespodzianka. Jako prezent, namalowałam amatorki obraz, który przedstawiał mnie, mojego brata i Brandona. Zawsze powtarzał mi, że jesteśmy prawie jak rodzina. Jeszcze poprosiłam rodziców, aby kupili dwa bilety na mecz ulubionej drużyny chłopaków. Myślę, że z tego na pewno się zadowoli. Wrzuciłam miskę do zmywarki i pobiegłam na górę się przebrać w luźne ciuchy.

Stałam już pod drzwiami Pani Jones. Powiedziała, że upieczemy wspólnie tort urodziny. Rodziców nie było w domu od rana, dlatego wysłałam im krótką wiadomość, że wyszłam się pobawić na pobliski plac zabaw. Pewnie i tak nie odczytają tej wiadomości. Z resztą, jak zwykle

- Cześć słoneczko - Powitała mnie sąsiadka, unosząc szeroko kąciki w górę.

- Dzień dobry, Pani Jones - Odwzajemniłam jej uśmiech.

- Och, mów mi ciociu. Tak wystarczy - Pogłaskała mnie po włosach, a następnie wpuściła do środka.

Od razu zdjęłam buty i przeszłam do wnętrza domu. Ciocia, zaprowadziła mnie do swojej kuchni, gdzie już przygotowała wszystkie składniki. Wszystko po kolei mi tłumaczyła, co i jak mam robić. Przy tym opowiadała mi swoje dzieciństwo, jak u nas na osiedlu wiele się zmieniło. Jest naprawdę pozytywną oraz ciepłą osobą. Świetnie się razem bawimy, przygotowując wspólnie ciasto. To trochę męcząca robota, ale ciekawa. Louis na pewno się zdziwi, że ma tort. Praktycznie go nigdy nie obchodzi swoich urodzin, dlatego zmierzam to zmienić.
   Po wstawieniu wypieku do piekarnika, usiadłam w jadali przy stole, a ciocia podała mi obiad. Parę minut się z nią przegadywałam, że naprawdę nie jestem głodna. Finalnie odpuściłam, bo zrobiło mi się jej szkoda. Opowiadała mi, że kocha gotować, jednak nie ma dla kogo. Nie ma żadnych dzieci, a mąż umarł kilka lat temu. Dlatego zgodziłam się, że zjem jej posiłek. Mam nadzieję, że nie nałoży mi dużo. Rodzice od zawsze wytykali mi, że ewidentnie za dużo jem jak na dziewczynkę. Zawsze sugerują, że powinnam być chudsza i mieć figurę jak córki ich znajomych. Przerastało mnie to, byłam tylko dzieckiem. Tylko dzieckiem.

- Smacznego kochana - Usiadła naprzeciwko mnie starsza kobieta.

- Dziękuje ciociu, wzajemnie - Uśmiechnęłam się szeroko, jednak widząc przed sobą sporą porcję jedzenia, daleko mi było do radości.

Powoli zajadałam się frytkami, których było naprawdę dużo. Nie przejem tego, nie ma szans. Były przepyszne, ale patrząc na nie, widziałam same cyfry, które oznaczały kalorie. One były ponad mną. Bałam się cyfr.

I wanna see you again. Tęsknie za Tobą.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz