Rozdział dwudziesty drugi

8.6K 943 364
                                    

Łapcie bonus, znowu z okazji urodzin: tym razem wszystkiego najlepszego dla Natalii! <3 Dużo dobrego!!

_______________________________

 Chyba przysypiam w kąpieli, bo budzą mnie kroki.

Rozglądam się dookoła, przez sekundę nie pamiętając, gdzie jestem. Ach, tak, hotelowa łazienka i wielka wanna. Nie mogłam drzemać zbyt długo, bo piana wciąż utrzymuje się na powierzchni wody, dokładnie mnie zakrywając. Ale te ciche, stanowcze kroki... Znam je.

Szlag by to. Lucien wrócił.

– Lexie? – pyta cicho, po czym stuka w drzwi łazienki. – Jesteś gotowa?

Za cholerę nie.

– Jeszcze... się kąpię – dukam. – Przepraszam.

– W wannie?

Marszczę brwi. Po pierwsze ton jego głosu jest dziwny, a po drugie to pytanie jest zwyczajnie głupie. A jak inaczej, w misce?

– Tak, w wannie – potwierdzam. – Chyba się zdrzemnęłam, dlatego tak długo. Przepraszam.

– Zdrzemnęłaś się? – powtarza z niedowierzaniem. – Mogę wejść do środka?

Spoglądam po sobie z paniką; piana nadal mnie zakrywa, co nie oznacza, że czuję się komfortowo z faktem, że on miałby tu być. Lucien jednak bierze moje milczenie za zgodę i już po chwili rozsuwa francuskie drzwi i wchodzi do łazienki.

Zastygam. Chyba na chwilę przestaję oddychać. Za bardzo się boję, że gdybym odetchnęła, zwiałoby mi resztę piany z cycków.

Lucien posyła mi surowe spojrzenie, które na mój widok szybko łagodnieje. Nadal ma na sobie jedynie dresy i koszulkę, w których wygląda dziwnie jak na niego nieformalnie. Nie tak odlegle. Podoba mi się to.

Ale, prawdę mówiąc, on podoba mi się we wszystkim.

– Spanie w wannie to najgłupszy pomysł, o jakim słyszałem – mówi surowo, jakby upominał dziecko. – Mogłaś się utopić!

Patrzę na niego jak na idiotę.

– Myślę, że jednak zachłyśnięcie wodą by mnie obudziło – stwierdzam spokojnie.

– A jeśli byłoby już za późno? – prycha. – Masz nigdy więcej nie zasypiać w wannie, jasne?

Na Lunę, a co on nagle zrobił się taki apodyktyczny?

– Dobrze, tato – wyrywa mi się.

Coś w spojrzeniu Luciena się zmienia. Teraz patrzy na mnie tak, jakby w wyobraźni widział mnie bez tej piany. Przechodzi mnie dreszcz. Wyobrażam sobie, jak by to było, gdyby teraz tak po prostu po mnie sięgnął i zaniósł do łóżka...

Zaciskam nogi. Nie powinnam o tym myśleć. Nie powinnam sobie tego wyobrażać. Nie mogę...

– Mogę do ciebie dołączyć?

Otwieram usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Wpatruję się w niego zaskoczona.

– Ta wanna jest tak duża, że nawet nie będziemy się dotykać. – Lucien uśmiecha się seksownie, jakby doskonale wiedział, że tyle wystarczy, żeby mnie przekonać. – Aż szkoda ją marnować na jedną osobę. Obiecuję, że nie dotknę cię, jeśli sama tego nie zechcesz.

To mogę być w ogromnych tarapatach, bo chcę. Bardzo chcę.

– Mówisz serio? – wyrywa mi się.

Lucien śmieje się, aż przez mój kręgosłup przechodzi dreszcz.

Kły i pazury | Nieludzie z Luizjany #5 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz