Rozdział dwudziesty ósmy

7.4K 928 321
                                    

Łapcie niedzielny chwilę wcześniej! <3

_______________________________

Nasza rozmowa kończy się ze mną w pozycji horyzontalnej i Lucienem głęboko zanurzonym w mojej cipce oraz szyi.

Oczywiście to przewidziałam, ale nie mam nic przeciwko. Zwłaszcza wtedy, gdy szczytuję jak szalona, z jego kutasem głęboko we mnie, z jego zębami w moim barku, z jego dłońmi na moich biodrach. Muszę odwrócić głowę, żeby go nie ugryźć, gdy mimowolnie wydłużają mi się zęby.

– To nie jest tylko ruchanko – mówi Lucien, kiedy ledwie żywą przytula mnie do siebie i obejmuje ramieniem. Jego usta lądują na mojej skroni.

Śmieję się bez tchu.

– Co w tym takiego zabawnego? – pyta z niesmakiem. – Sama tak powiedziałaś. Że to tylko ruchanko. To nieprawda.

– Mówisz to po rundzie gorącego seksu – przypominam mu. – Olaliśmy rozmowę, żeby się pieprzyć. A ty mówisz, że to nie tylko ruchanko?

Jestem w tak dobrym nastroju, że nie mogę się na niego dalej boczyć. Lucien zafundował mi trzy odlotowe orgazmy, a teraz mogę się do niego tulić, nagiego, gorącego i twardego, a on chętnie obdarza mnie leniwymi pieszczotami. Właśnie tak wyobrażam sobie idealne chwile po ostrym seksie.

– Bo tak nie jest – upiera się. – Ale szkoda mi czasu na rozmowy, skoro nie wiem, kiedy się znowu zobaczymy. Będziesz wymykać się do mnie z watahy?

Wzdycham.

– Lucien...

– Chcę wiedzieć, Lexie – upiera się. – Zamierzasz powiedzieć o nas twojej rodzinie?

Proszę bardzo, i zepsuł dobry nastrój.

Podnoszę się, chwytając kołdrę i zakrywając nią piersi, żeby nic nas nie rozpraszało podczas tej rozmowy. Sądząc jednak po drapieżnym spojrzeniu Luciena, już na to za późno.

– A co dokładnie mam im powiedzieć? – pytam uszczypliwie. – „Patrzcie, to wampir, z którym się pieprzę i któremu oddaję swoją krew"? Doprawdy, byliby zachwyceni.

Wystarczyłoby mi jedno słowo. Chciałabym jedynie usłyszeć od niego, że mu na mnie zależy i że chce ze mną być, a natychmiast poszłabym do Iana. Ale w obecnej sytuacji nie jestem w stanie stawiać na szali wszystkiego, co mam. Może to czyni ze mnie tchórza, trudno powiedzieć.

Przez całe moje życie starałam się sprostać czyimś oczekiwaniom. Rodziców, dla których byłam oczkiem w głowie – najmłodszym dzieckiem i w dodatku jedyną dziewczyną. Braci, którzy chcieli, żebym równocześnie była kobieca i umiała się obronić, była inteligentna, ale nie za bardzo, żeby nikogo nie odstraszać swoją wiedzą, i żebym zdobyła dobre wykształcenie, ale nie za dobre, żebym nie oddaliła się za bardzo od domu. Szukanie ich aprobaty, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie radziłam sobie z nauką, jest dla mnie czymś naturalnym.

Dlatego się boję, jak zareagują na wieść o Lucienie. I co właściwie wampir zamierza – chce prawdziwego związku, a może niekoniecznie? Boję się zapytać go o to wprost.

– Powiesz im, że jestem facetem, dla którego zostawisz watahę – oznajmia Lucien ku mojemu zdumieniu.

Przez chwilę wpatruję się w niego z niedowierzaniem. On tak serio? To są poważne słowa. Bardzo poważne.

A ja nie zamierzam tego nawet rozważać.

– Nie zostawię watahy – protestuję stanowczo. – To moja jedyna rodzina. Co ci odbiło?

– Nie mówię, że masz z nimi całkowicie zerwać kontakt. – Lucien przewraca oczami. – Ale jeśli chcesz iść dalej ze swoim życiem, musisz się stamtąd wyprowadzić. Zostań ze mną.

Kły i pazury | Nieludzie z Luizjany #5 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz