Rozdział trzydziesty dziewiąty

7.4K 867 121
                                    

Z najlepszymi życzeniami urodzinowymi dla Moniki! Wszystkiego dobrego!! <33

___________________________

– On pije twoją krew? Naprawdę?

Najbardziej zaskoczona naszymi wyznaniami wydaje się Cassie, której chyba nie mieści się to wszystko w głowie. Mówimy mojej rodzinie o wszystkim – nie tylko o tym, że Lucien jest moim partnerem, ale także kim ja jestem dla niego. Desperacko chcę przekonać moich braci, że to poważny związek i że muszą schować do kieszeni uprzedzenia wobec wampirów, żeby dogadać się z Lucienem. Bardzo tego potrzebuję.

Opowiadamy więc o wszystkim, choć moi bracia wydają się bardzo zszokowani i zniesmaczeni, gdy dochodzę do części o piciu krwi. Chyba Neve nie pochwaliła się wszystkim przewagą informacyjną.

– To obrzydliwe – stwierdza na koniec Hank, na co Cassie uderza go pięścią w ramię. On tylko łypie na mnie ze złością. – Powiedz jedno słowo, Lex, a zabierzemy cię od niego i umieścimy bezpiecznie na terenach watahy.

Lucien parska śmiechem.

– A pamiętacie tę noc, kiedy wszedłem do niej do pokoju przez otwarte okno, omijając wszystkie wasze patrole?

Tym razem to ja jego uderzam łokciem między żebra. Także dlatego, że po tych słowach w salonie zrobiło się głośno od pełnych niezadowolenia pomruków. Serio, jeśli Lucien dalej będzie ich prowokował, sama zdecyduję o powrocie do watahy.

– Czy możecie się uspokoić? – pytam z niesmakiem. Wszyscy natychmiast milkną. – Tak, Lucien pije moją krew. Nie, nie ma w tym nic obrzydliwego. Dzięki temu zestarzeje się razem ze mną i będziemy mogli założyć rodzinę. A wy jesteście po prostu uprzedzeni. Co takiego złego zrobiły wam wampiry? Narzekacie na tych, którzy nie lubią nieludzi, a sami nie potraficie dogadać się z innymi rasami. Nie lubicie czarownic, nie lubicie wampirów ani elfów. Rozumiem, że wataha jest silna i może pozwolić sobie na sojusze bez prawdziwej sympatii, ale dlaczego musimy to robić? Chciałabym, żebyście się po prostu z nimi dogadali. Naprawdę was to przerasta?

– Jego brat cię porwał – przypomina mi ponuro Remy.

Dzięki czemu przychodzi mi do głowy, że zapomniałam ich zapytać, co z nim zrobili.

– Nie dlatego, że nie lubi wilkołaków – prycham. – Nie chce, żeby Lucien się starzał i zostawił go samego, dlatego to zrobił. Postąpiłby tak samo, gdybym była człowiekiem albo należała do jakiejkolwiek innej rasy. Chciałabym, żebyście po prostu spróbowali spojrzeć na nich bez uprzedzeń.

Przez chwilę w salonie panuje cisza, którą w końcu przerywa Ian.

– Dobrze – oznajmia ku mojej uldze. – Jesteś naszą siostrą, Lexie, i to jasne, że nigdy byśmy się od ciebie nie odcięli. A jeśli tego od nas wymagasz, jesteśmy gotowi pójść na wiele kompromisów. Przepraszam, że na początku zareagowaliśmy tak ostro... Musieliśmy oswoić się z tą myślą. Chyba sami rozumiecie, że wampir to nie był nasz wymarzony szwagier.

Lucien znowu parska śmiechem.

– Domyślam się – mówi z przekąsem. – Też nigdy nie sądziłem, że dostanę czterech szwagrów wilkołaków.

– Chciałbym jednak wiedzieć, jakie są wasze plany – ciągnie Ian. – Gdzie zamierzacie mieszkać? Lexie, chcesz opuścić watahę?

Robię się nieco niepewna.

– To świeży związek – dukam. – Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym...

– W obecnej sytuacji nie widzę możliwości, żeby Lexie tu wróciła – przerywa mi Lucien. – Planujemy sparowanie, a po tym będziemy musieli być razem. Po pierwsze, nie wiem, czy chcecie wampira na waszym terytorium. Po drugie zaś, z tego, co mi wiadomo, Lexie nie ma tutaj swojego domu. Pomieszkuje z którymś z was.

Kły i pazury | Nieludzie z Luizjany #5 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz