Rozdział czternasty

7.6K 888 371
                                    

DODATKOWE ROZDZIAŁY!

Kochani, w niedzielę wpadnie bonus, który już obiecałam, a od przyszłego tygodnia rozdziały będą ukazywały się trzy razy w tygodniu: we wtorki, w piątki i w niedziele, o północy tak jak do tej pory. Cieszycie się? ;)

#klyipazury

______________________________________

Kiedy rano jedziemy do sztabu wyborczego senatora, jestem niewyspana i wyjątkowo zrzędliwa.

To wina kierującego samochodem wampira, więc nie mam najmniejszych skrupułów przeciwko wyżywaniu się na nim. To przez to, co powiedział przed moim odejściem, nie mogłam spać i przewracałam się z boku na bok, rozgrzana i podniecona jak nigdy. To jego pieprzona wina.

A ten arogancki wampir siedzi teraz zadowolony z siebie na miejscu kierowcy i zupełnie nie wygląda jak, jakby cokolwiek go dręczyło. Jakby nasza nocna rozmowa wcale się nie odbyła. Jakby nie oświadczył mi, że moja krew jest najlepszą, jaką pił w całym swoim życiu!

Może tylko mi się to śniło?

– Jestem zaskoczona, że wiesz, jak się prowadzi – mówię złośliwie.

Ponieważ Hector nadal nie wyszedł ze szpitala, Lucien wprawdzie dał radę załatwić zastępczy samochód, ale już kierowcy nie. W związku z tym to on siadł za kierownicą, chociaż proponowałam, że ja to zrobię, zaniepokojona faktem, że wszędzie jest wożony. W końcu Lucien sam powiedział mi, że ma ponad dwieście lat. W czasach jego młodości mógł uczyć się jeździć co najwyżej konno!

– Dlaczego miałbym nie wiedzieć? – Lucien podnosi brew, udowadniając mi, że znowu jest tym stoicko spokojnym, obojętnym na wszystko wampirem.

– Bo wysługujesz się kierowcą – prycham. – Może zatrzymałeś się w rozwoju na powożeniu dorożką?

Posyła mi dziwne spojrzenie znad kierownicy.

– W czasach dorożek nie powoziłem sam, tylko miałem od tego fiakra – odpowiada.

Kogo?!

– Dorożkarza – dodaje, widząc moją minę. – Czy was niczego nie uczą w szkole w dzisiejszych czasach?

Pewnie czułabym się urażona tym pytaniem, gdyby nie fakt, że przez niewyspanie jestem rozdrażniona i mam bardziej bojowniczy nastrój niż zazwyczaj.

– Oj, na pewno uczą nas więcej niż dwieście lat temu – odgryzam się.

Wyjmuję komórkę, żeby zerknąć na powiadomienia; rano znowu pisałam wiadomości do Iana, żeby nie rozmawiać z nim przez telefon. Motywowałam to faktem, że Lucien mógłby usłyszeć, ale tak naprawdę obawiałam się, że mój alfa mógłby wyciągnąć niewłaściwe wnioski na przykład na podstawie mojego tonu głosu. Albo że mogłabym nie być w stanie skutecznie go okłamać.

Zamiast przeglądać wiadomości, wchodzę jednak w moją listę CZY POWINNAM ZABIĆ LUCIENA ANDERSONA? i w kolumnie ZA dodaję:

Krytykuje moje wykształcenie;

– Obraża mnie przy każdej okazji.

A w kolumnie PRZECIW po chwili wahania wpisuję:

– Zajebiście całuje;

– Lubi moją krew.

Tak naprawdę nie wiem, czy to ostatnie jest argumentem przeciwko zabiciu go. Właściwie nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Z jakiegoś powodu podoba mi się jednak myśl, że to mnie w jego oczach wyróżnia, że jestem pod tym względem lepsza od wszystkich innych jego dawczyń. Kierują mną proste instynkty partnerki. Chcę być dla niego tą jedyną, wyróżniać się, nawet jeśli w czymś tak dla mnie dziwnym.

Kły i pazury | Nieludzie z Luizjany #5 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz