Tak się zaczęło. Enfer przedstawił mi scenariusz. Nie będę go tu przytaczać, bo i po co? Musiałem tylko uszyć kostiumy.
Było ich sześć - strój Narzeczonej, Giermka, Anioła Stróża, Druhny, Księdza i oczywiście samego Mefistofelesa.
Pierwszy raz robiłem coś takiego w ramach zlecenia. Oczywiście, na mojej ścianie pełno było fantastycznych projektów, które tylko zajmowały tam miejsce. Ale nigdy ich nie zdjąłem. Teraz mi się przydały.
Enfer zaprosił mnie do swego domu. Miałem się tam spotkać z aktorami i innymi ludźmi zaangażowanymi w sztukę.
Jego miejsce zamieszkania okazało się wielką, luksusową, klasycystyczną willą na obrzeżach miasta. Dom otaczał rozległy ogród w stylu angielskim, pełen tajemniczych zakamarków, sadzawek, fontann i pomników.
Reżyser powitał mnie przy wejściu i zaprosił do salonu do gry w bilard.
Tam zgromadzeni już byli aktorzy, charakteryzator, operator świateł i scenograf.
Jedna z kobiet podeszła do mnie i ucałowała mnie w oba policzki. Podobnie zrobiło kilka innych osób.
Tylko jeden człowiek kulturalnie podał mi rękę. Był młody (wszyscy tutaj byli zadziwiająco młodzi), miał krótkie, jasne włosy (lecz ciemniejsze od włosów Enfera) i wąsy bujniejsze do moich. Był trochę niższy ode mnie, lecz lepiej zbudowany.
- Nazywam się Auguste Clarté – powiedział cichym głosem. - Jestem scenografem.
Wyglądał na zestresowanego, choć wyraźnie próbował to ukrywać. Zanim zdążyłem nawiązać z nim rozmowę, zwrócił głowę w stronę drzwi.
Tam stał Enfer. Widocznie już wszyscy przybyli. Rozpoczęło się posiedzenie.
Przez kilka godzin, choć nie mogłem ocenić, ile dokładnie, spowici cygarowym dymem słuchaliśmy wykładu reżysera. Jego głos hipnotyzował, usypiał, ale równocześnie nie pozwalał tracić czujności. Przyciągał.
Później zwrócił się do mnie i do Clarté'a.
- Musicie współpracować. Wymyślić razem koncepcje. Scenografia i kostiumy muszą się dopełniać.
Obaj się zgodziliśmy. Enfer zaczął tłumaczyć innym ich role. A potem podano kolację, a spotkanie powoli przerodziło się w przyjęcie.
Bardzo, bardzo chciałem zobaczyć resztę tej rezydencji. Ale Enfer zajęty był rozprawą. Choć tak naprawdę sam niewiele mówił. Siedział w fotelu z nogą na nodze, z łokciem opartym o rzeźbioną poręcz i cygarem w dłoni, pochylając się lekko w lewą stronę. Szary surdut i kamizelka sprawiały, że jego oczy stawały się jeszcze bardziej niebieskie.
Zgromadzeni wokół niego aktorzy wpatrywali się w niego jak w obrazek, szukając po swej wypowiedzi jakiejkolwiek reakcji, że gospodarz się zgadza. Ale on tylko wodził uważnym spojrzeniem po zebranych, aż w końcu dotarł do mnie.
Gdybym wtedy próbował coś powiedzieć, nie mógłbym. Zaschłoby mi w gardle.
Ten człowiek znał moje uczucia i myśli. Znał moje pragnienia. A ja poczułem nagle potrzebę rozmowy z nim. Rozmowy prywatnej, podczas spaceru, na przykład. Mógłby mówić cały czas, bez przerwy, a słuchałbym nie roniąc żadnego słowa. Chciałem poznać go, tak, jak on znał mnie. Chciałem, żeby jego dłoń trzymająca teraz cygaro, dotknęła mej ręki i nawet przez rękawiczkę mógłbym czuć jej lekki nacisk.
Czy wszyscy tutaj to czuli? Czy tylko ze mną było coś nie tak? Potoczyłem wzrokiem po osobach siedzących w kręgu. Pragnęli od niego uwagi, z pewnością. Czego jeszcze? Może intymności?
- Tutaj wszyscy są z nim - odezwał się przy moim uchu głos. Aż podskoczyłem. To była panna Morue. Jej oczy napotkały moje, a jej dłoń powoli wślizgnęła mi się na bark.
- A czym chłopi różnią się od nas? - usłyszałem ze zgromadzenia na środku. - Tym, że my umiemy zachowywać się przy stole, ot co. Człowiek to...
- Maniery przy stole są bardzo ważne - odezwał się nagle Enfer. - Jeśliś jest bogaty, specjalny nauczyciel uczy się savoir-vivre'u. To zawsze chodzi tylko o jedno...
Rozległy się głosy zgody. Chciałem wejść w krąg, usiąść koło niego, ale dłoń panny Morue trzymała moje ramię jak żelazne kleszcze.
- Kiedy mój strój będzie gotowy? - szepnęła mi na ucho. - Potrzebuję go szybko. Pogrzeb jest za dwa dni.
Kiwnąłem głową machinalnie.
- Niedługo.
- Nie potrafisz się bawić - chwyciła mnie za drugie ramię i zwróciła ku sobie.
To już nie była moja klientka. Klientka nigdy nie stałaby tak blisko, napierając piersią na moją pierś.
- Anno, nie molestuj go - upomniał ją Enfer ze środka sali.
- Ale on tego chce! - zaprotestowała, stając przede mną, zasłaniając mnie przed ludźmi. Potem złapała mnie za prawą dłoń, tak, że sygnet wbił mi się boleśnie w palec sąsiadujący z małym.
Wbiegliśmy po marmurowych schodach z ozdobną poręczą, a potem korytarzem wyłożonym czerwonym dywanem. Zapragnąłem jej dopiero teraz, ten bieg zdał mi się ekscytujący.
Korytarz wydawał się nie mieć końca. Ostatecznie jednak zatrzymała się gwałtownie przy drzwiach niczym nie odróżniających się od tysiąca innych, które mijaliśmy. Wtargnęła do środka, z całej siły popchnęła mnie na łóżko i odwróciła się plecami.
- No już! - ponagliła mnie.
Z niewielkim trudem rozpiąłem jej sukienkę. Dlaczego była taka niecierpliwa?
To wszystko było wariactwem. Ale widocznie tego mi było trzeba, bo bawiłem się wyśmienicie.
Po tym, jak praca odebrała mi moją pasję, przyjemność często czerpałem z różnych dźwięków. Na przykład z brzęczenia guzików. Albo z gramofonu – nie z muzyki, ale tego urywanego odgłosu, który pojawia się przed "prawdziwą" muzyką. Z szumu kartek przypiętych do mej ściany, gdy poruszał nimi wiatr z otwartego okna. Z ledwo uchwytnego szelestu dwóch obcych sobie skór ludzkich. Rzadko byłem tak blisko kobiety, by słyszeć jej oddech, taki delikatny i zupełnie inny od wszystkiego. Ale ten dźwięk również mi się podobał.
Nie umiem rozmawiać z kobietami. Nie umiem rozmawiać... z nikim, tak zbytnio. Dlatego nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Z tego powodu też w takich chwilach zamiast odczuwać satysfakcję, czułem żal.
Byłem w trakcie całowania miejsca między jej piersiami, tego twardego, w którym pod skórą znajduje się mostek, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Anno – Enfer z westchnięciem popatrzył na nią, a potem na mnie. - Panie Antoine, przepraszam za nią. Potrzebny jest pan na dole.
Anna roześmiała się i zepchnęła mnie z siebie.
- Znów mnie za wszystko obwiniasz! – odparła ze śmiechem.
Byłem zły na Enfera z oczywistych powodów, lecz też dlatego, że to akurat ON po mnie przyszedł. Chciałem sprawić na nim lepsze wrażenie, wrażenie kogoś równego jemu. Ale to i tak byłyby tylko pozory.
CZYTASZ
Wesele Mefistofelesa
Historical FictionParyż, koniec XIX wieku. Antoine Aiguille, krawiec niespełniający się w swym zawodzie, dostaje zlecenie na wykonanie kostiumów teatralnych. Ekscentryczny mężczyzna, tajemnicza kobieta - oboje zleceniodawcy w równym stopniu wzbudzają zainteresowanie...