Po moim codziennym rytuale czytania Oscara Wilde'a chciałem iść się położyć, lecz nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Z jakiegoś powodu nasunęła mi się myśl, że to klientka. Ale to niemożliwe - czemu miałaby nachodzić mnie w domu? Być może zbyt dużo o niej myślałem.
Pukanie powtórzyło się.
Otworzyłem.
- Dobry wieczór.
W drzwiach stał mężczyzna. Młody, być może w moim wieku.
Nie umiem tego wytłumaczyć, ale nie wyglądał na Francuza. Miał długie, falujące, jasne włosy, których tutaj nie sposób było zobaczyć. To nie było w modzie.
Jego duże oczy, zasłonięte do połowy powiekami, uchyliły się szerzej i zalśniły, gdy drzwi otworzyły się na całą szerokość.
Wysoka, silna budowa. Twarz proporcjonalna i klasyczna, bez zarostu. Prosta, otwarta, lecz było w niej coś tajemniczego.
Ubrany był w jasny, letni surdut. A przecież była jesień.
- Antoine Aiguille?
- To... ja - wydukałem. Przez dziwne wrażenie, które zrobił na mnie nieznajomy, nie mogłem skupić myśli.
- Nazywam się Émile Enfer - podał mi rękę. Zdezorientowany ją uścisnąłem. - Jestem tu w sprawie zlecenia. Czy - odchrząknął - mógłbym usiąść?
- O-oczywiście - zaprosiłem go do salonu.
- Jestem reżyserem sztuki - wyjaśnił. - Potrzebuję sześciu kostiumów.
- Dlaczego nie przyszedł pan dzisiaj do sklepu?
- Och, bardzo przepraszam. Z tą sztuką jest tyle zamieszania... - uniósł niewinnie oczy i dotknął skroni. A potem skonsternowany spojrzał na mnie. - Mogę zapalić?
- Oczywiście - poszedłem po popielniczkę. Gość poczęstował mnie cygarem.
- Widzi pan. Te kostiumy chciałem zlecić panu, bo bardzo doceniam pański kunszt - zaciągnął się i odetchnął. - Będziemy wystawiać w lutym.
- Och.
- To sztuka fantastyczna - zerknął na leżącą na stoliku kawowym książkę. - Ma tytuł "Wesele Mefistofelesa".
Oho, sztuka, o której mówił Victor. Od razu zrobiłem się podejrzliwy.
- Godnie panu zapłacę, ale dopiero po wystawieniu.
Uniosłem brwi.
- A jaką mam gwarancję, że zarobi pan tyle, by mi zapłacić?
Enfer uśmiechnął się wymownie.
- Jestem tego pewien. Kojarzy pan "Dwa Dni w Niebie"?
- Tak - otworzyłem szerzej oczy. - To pan...?
Jego delikatny śmiech wzbudził ciarki na moich plecach.
- Pod pseudonimem, ale ja, owszem.
Zaoferowałem mu coś do picia.
- Czy umie pan robić... powiedzmy, herbatę z rumem? - spytał niepewnie, przekrzywiając głowę.
- Umiem. Ale nie posiadam rumu.
Enfer uśmiechnął się.
- To nie będzie problem.
W jego rękach nie wiadomo skąd pojawiła się butelka Clementu.
Zrobiłem herbatę, sobie i jemu.
- Co jeszcze pan napisał? - spytałem. Mimo późnej pory, gość mnie zainteresował. Coś było... Coś takiego było w nim, że przyciągał mnie do siebie. Jego ruchy były nadzwyczaj płynne. Był po prostu... Bardzo pięknym człowiekiem. Tacy działają na ludzi jak lep na muchy.
CZYTASZ
Wesele Mefistofelesa
Fiksi SejarahParyż, koniec XIX wieku. Antoine Aiguille, krawiec niespełniający się w swym zawodzie, dostaje zlecenie na wykonanie kostiumów teatralnych. Ekscentryczny mężczyzna, tajemnicza kobieta - oboje zleceniodawcy w równym stopniu wzbudzają zainteresowanie...