Ostatnie dwa dni minęło w wyjątkowo spokojny sposób. Do południa czas spędzałam w domu Alexandra. Pracowałam, pracowałam i jeszcze raz pracowałam. Chciałam jak najlepiej wykorzystać czas, podczas którego nie było go w domu. Kiedy wracał, ja wychodziłam i unikałam bliższych spotkań. Szczególnie tych na osobności.
Alexander przez jakiś czas próbował mnie gdzieś złapać i zająć mi chwilkę czasu, pisał wiadomości. Czasem nawet zostawiał karteczki albo dzwonił. Jednak ja, jak to ja, uciekałam. Uciekałam ze strachu przed tym co miało nastąpić, ale nie tylko. Prawda jest taka, że uciekałam, bo przy nim czułam się słaba.
Słabość była czymś czego nie potrafiłam w sobie zaakceptować. Rodzice od małego wychowywali mnie na liderkę i wpajali, że słabość jest zła. Teraz, głównie przez to, że już dorosłam, uważam inaczej. Życie mnie ukształtowało i pozwoliło zrozumieć, że słabość jest ludzka, a wszystko co ludzkie jest piękne. Słabość jest naturą człowieka i nie powinniśmy się jej obawiać.
Ale mimo to, ja nadal się jej bałam.
Wizja bardzo niedalekiej przyszłości, która przedstawiała mnie i Alexandra jako małżeństwo, bardzo mnie przerastała. Moje wewnętrzne dziecko buntowało się, bo przecież od zawsze marzyłam o prawdziwej miłości, takiej jak z bajki. Rzeczywistość przygnębiała mnie do tego stopnia, że w trakcie unikania przyszłego męża zdarzało mi się spędzać niecałe dwa dni w towarzystwie moich przyjaciółek.
Tak też było tym razem.
Od trzech godzin leżałam na łóżku w pokoju Isabelli i przeglądałam losowe rzeczy, które wyświetlały mi się na Instagramie. Obejrzałam milion filmików z krojenia mydeł, gotowania, a nawet mieszania różnego rodzaju mas. Marnowałam czas, bo to sprawiało, że odcinałam się od otoczenia.
- Dziewczyno, nie wiem co na siebie założyć - sapnęła moja przyjaciółka. - Doradź mi! Ta niebieska bluzka czy ta różowa?
- Różowa - sapnęłam.
- Riley! Nawet nie spojrzałaś - oburzyła się. Podeszła do mnie i wyrwała mi telefon z dłoni. - Pora wrócić do rzeczywistości, nie uważasz?
Przewróciłam oczami i spojrzałam na blondynkę. Wydawała się być bardzo zirytowana, więc westchnęłam. Mój wzrok poleciał na trzymane przez nią ubrania. Mój wzrok poleciał jednak na rzucone na fotel ubrania. Chwyciłam za jedną z bluzek i dokładnie się jej przyjrzałam. Biała, koronkowa, niezbyt wyzywająca. Idealnie do niej pasowała.
- Ta będzie lepsza od tamtych dwóch - uśmiechnęłam się.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła... Kocham cię, wiesz?
- Wiem, w końcu jestem wspaniała - uśmiechnęłam się krzywo, a Isabella westchnęła.
- Widzę, że coś chodzi ci po głowie - zaczęła. - A raczej ktoś - poprawiła się. - Riley, moim zdaniem nie powinnaś się go bać, a tym bardziej go unikać. Później, po zderzeniu się z tym co ma nastąpić, będzie jeszcze gorzej.
- Ja... sama nie wiem co mam zrobić w aktualnej sytuacji - westchnęłam. - To wszystko strasznie mnie przytłacza i, szczerze, zaczynam żałować swojej decyzji - wypuściłam powietrze ze świstem.
- Myślę, że trochę to wyolbrzymiasz - uśmiechnęła się pocieszająco. - Nie zrozum mnie źle, to chujowa sytuacja, ale może z czasem nie będzie wcale tak okropnie jak teraz sobie wmawiamy.
Blondwłosa dziewczyna najprawdopodobniej miała trochę racji, bo jak bardzo źle mogło być? W najgorszym wypadku moje spotkania z Alexandrem będą kończyły się kłótniami. Tego z kolei można uniknąć - po prostu nie będę się z nim widywać. Spoko Riley, wszystko się ułoży. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

CZYTASZ
Intertwined. Illicit.
Romance✧ Część pierwsza dylogii Illicit ✧ Dwie potężne sieci hotelów przeżywają kryzys związany z otwarciem kolejnej konkurencji. Obie rodziny nie pałają do siebie sympatią, ale decydują się na połączenie sił w strachu przed bankructwem. Przypieczętowaniem...