Gnając przez życie przeważnie, nie mamy chwili, by zastanowić się, kim jesteśmy, bądź chcielibyśmy być. Każdy ma swoją wizję przyszłości i pragnie jej spełnienia. Ja również nie odbiegam od tego obrazu świata. W moich marzeniach ludzie wymarli, a na świecie pozostały tylko smoki, którym więcej nie grozili żadni Łowcy, Łupieżcy, czy Berserkowie. Niestety były to tylko marzenia. Upewniałem się w tym za każdym razem, gdy patrzyłem na kolejne statki ginące w morskim odmęcie. Po krótkiej rozmowie z podwodnym rozpruwaczem i podziękowaniach w końcu byłem w drodze na Koniec Świata. Nie wiem, czy mógłbym nazwać jakieś miejsce swoim domem. Był on tam gdzie Szczerbatek. Jednak gdybym miał przypisać ten tytuł jakiemuś miejscu, zdecydowanie byłby to Koniec Świata. Była to jedna z pierwszych wysp, jakie odkryliśmy po odejściu z Berk. Wybudowaliśmy tam dom, kuźnię, arenę i wiele, wiele innych budynków. Teraz kiedy wracaliśmy tam po 3 miesiącach, bałem się, co możemy zastać. Prócz nas na Końcu Świata mieszkały setki smoków. Niektóre były tam, kiedy my przybyliśmy, inne sprowadziliśmy by pomóc wrócić do zdrowia, a one zostały. W każdym razie na Końcu Świata nie dało się nudzić. Z przyjemnością, więc wypatrywałem zielonej wyspy. Kiedy byliśmy w połowie drogi, naszła mnie pewna myśl.
- Dlaczego ty się tak boisz Kalayi? - spytałem mordki.
-Nie boję - odparł. - Tylko czuje respekt. To różnica. Poza tym ona jest królową.
-A ty alfą wszystkich smoków - odpowiedziałem, powstrzymując parsknięcie.
-To się nazywa szacunek do starszych - burknął Szczerbatek.
- Masz go więcej niż ja i całe moje rodzeństwo razem wzięte - powiedział Vatra, wychylając się z kieszeni.
- Widzisz - powiedziałem, poprawiając się w siodle. - Nie masz się czym martwić. Poza tym Kalaya sama nie raz mówiła, że możesz mówić do niej po imieniu.
- Ale to nie wypada - mruknął mordka.
- Nie wypada odmawiać królowej - odpowiedziałem, a smok spojrzał na jak na idiotę. - No co? Jak już masz z tym taki problem, to pomyśl o tym w taki sposób.
- Tu nie o to chodzi - odparł Szczerbatek, wzbijając się nad chmury.
- To o co? Wytłumacz, proszę, bo nie rozumiem.
- Już od narodzin mamy wbijaną do głowy hierarchię. Mamy alfę, która nami rządzi i musimy jej podlegać. Kalaya jest królową ognioglist. To tak jakby drugie miejsce na piedestale. Ja jestem alfą od 7 lat. Wcześniej byłem zwykłym smokiem bez jakiegokolwiek znaczenia nauczonym, że innych trzeba tytułować.
- Teraz inni muszą tytułować ciebie - zakończyłem.
- Wiem i nie lubię tego - mruknął smok.
- Dobrze MOJA alfo - powiedziałem ze śmiechem, a Szczerbatek uderzył mnie uchem. - AŁA, okej przepraszam - powiedziałem, dalej się śmiejąc.
Przelecieliśmy kolejny fragment drogi w ciszy. Vatra zwinął się w klęczek przy rączkach siodła i cicho mrucząc spał. Szczerbatek lekko szybował pchany od tył przez wiatr.
- Nie chcesz odpocząć? - spytałem mordkę, klepiąc go lekko po karku.
- Nie - mruknął. - Wolę szybciej się znaleźć w domu.
- Okej.
Po kolejnej godzinie lotu ujrzałem Koniec Świata. Zieloną wyspę z wysokim wulkanem, w którym mieszkał Eruptodon. Szczerbatek z radością przyspieszył i już po chwili ujrzeliśmy naszą osadę. Domki układały się w półkole połączone linkami i mostami. Cała wioska była niewielka, jednak nie potrzebowaliśmy dużo. Prócz mnie nigdy nie było tu żadnego człowieka, więc nie było tu zbyt wielu udogodnień. Dosłownie to, co było niezbędne do przeżycia. Już dawno temu życie nauczyło mnie, że nie ma sensu dbać o wygodę, bo spać można tak samo w łóżku, jak na ziemi. Szczerbatek z radością wylądował na podeście przed chatką. Z ulgą zsiadłem z niego, biorą śpiącego Vatrę na rękę. Otworzyłem drzwi i odłożyłem małego smoka do kojca, po czym zdjąłem maskę.
-W końcu dom - jęknął mordka, padając na swoją płytę.
- Mówiłem, żebyś odpoczął po drodze - powiedziałem, podchodząc do niego, by zdjąć siodło.
- Wolałem być szybciej w domu - mruknął.
Sprawnie zsunąłem jego protezę, odkładając ją na bok razem z resztą sprzętu.
-Idź spać, powinieneś porządnie wypocząć - powiedziałem, zabierając się za zdejmowanie zbroi.
Smoka nie trzeba było namawiać. Szybko podgrzał sobie płytę, obrócił się dwa razy i zasnął. Z westchnieniem ulgi zdjąłem ciężki napierśnik i odstawiłem razem z resztą na półkę. Vatra słysząc hałas, podniósł się i przeciągnął.
-Jesteśmy w domu? - spytał, mrużąc zaspane oczka.
- Tak - powiedziałem, rozpuszczając włosy. Brązowe pukle od razu oparły na moje ramiona. - Idź spać - dodałem, rozbierając się do spodni i wchodząc do łóżka.
Vatra jedynie wypuścił strużkę dymu z nosa, po czym obrócił się i poszedł spać. Z zadowoleniem zamknąłem oczy i oddałem się w objęcia Morfeusza.
CZYTASZ
The Dragon Protector ~ Jak Wytresować Smoka
FanfictionKto twierdzi, że nigdy nie popełnił błędu nie pamięta chyba swojej młodości. Dzieci są pełne nadziei i radości, która z czasem odchodzi. Jednak dzięki swym marzeniom dzieci łatwiej popełniają błędy. Nie mogę powiedzieć bym był świętym dzieckiem, jed...