Rozdział 6

421 40 13
                                    

Draco


Draco nie mógł być szczęśliwszy, że nie wrócił do Hogwartu na ostatni rok. W szkole panował bałagan. Snape'a zdawało się to nie obchodzić, a Carrowowie szaleńczo torturowali uczniów, zmuszając tych starszych do rzucania mrocznych klątw na pierwszoroczniaków.

Nie otrzymał konkretnych instrukcji, po prostu miał „zobaczyć, kto byłby otwarty na dołączenie do grupy". Wszyscy w końcu to zrobią, ale Czarny Pan chciał wiedzieć wcześniej, kto się nadaje i jest chętny do przyłączenia się do jego zwolenników. W rezultacie Draco błąkał się bez celu po szkole przed swoim ostatnim przystankiem w Pokoju Wspólnym Slytherinu. To, co tam zastał, wstrząsnęło nim. Teo, Blaise, Pansy i Daphne prowadzili coś, co wyglądało jak cholerny oddział ratunkowy dla grupy rannych pierwszoroczniaków.

— Co się dzieje? — zapytał Draco.

Pansy pierwsza podniosła wzrok i rzuciła mu się w ramiona.

— Dzięki Salazarowi, nic ci nie jest! Słyszeliśmy plotki i nikt nie mógł się z tobą skontaktować, myśleliśmy...

— Nic mi nie jest, Pans — powiedział cicho. — Niektóre plotki są prawdopodobnie prawdziwe, nie wiem, co słyszeliście, ale on uważnie mnie obserwował. Nie chciałem ryzykować wplątania w to któregokolwiek z was.

Nie wiedział też, jak wytłumaczyć przyjaciołom, co się z nim stało. Miał przekonanie, że odwróciliby się od niego, gdyby im powiedział, że został przemieniony w wilkołaka, ale teraz nie był tego taki pewien. Sytuacja z Hermioną to zupełnie inna historia — taka, którą zachowa dla siebie.

— Co się dzieje? — zapytał ponownie, kierując swoje pytanie do Daphne, która do nich dołączyła.

— Powiedziano im, że mają rzucać Cruciatusa na swoich kolegów z rocznika, a kiedy tego nie zrobili, Carrowowie ich ukarali. Byli zbyt przestraszeni, by udać się do Skrzydła Szpitalnego, ponieważ ciągle są atakowani przez uczniów z innych domów, gdy tam przebywają. — Blondynka wzruszyła ramionami. — Więc im pomagamy. Co ty tu robisz, Draco?

— Załatwię to. To nie może dłużej trwać. Porozmawiam z nim.

— O tak, jestem pewien, że cię posłucha. Może przespacerujecie się po mugolskim Londynie, omawiając wady i zalety torturowania uczniów?— warknął Teo, bandażując rękę bladego chłopca.

— Oczywiście, że nie to miałem na myśli, Teo. Poprosił mnie, abym się tu udał i zobaczył, kto chciałby do niego dołączyć. Powiem mu, że obecny... reżim rozczarował dużą liczbę uczniów. Może uznać za stosowne zapanować na Carrowami.

Blaise i Teo pokiwali głowami, najwyraźniej nie widząc innego sposobu poradzenia sobie z tą sytuacją.

— Słuchajcie, nie mogę długo zostać, muszę wrócić wcześniej... chciałem tylko wiedzieć, czy ktoś z was czegoś nie potrzebuje.

— Nic nie możesz zrobić, Draco. Jest dobrze. — Pansy położyła uspokajająco dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się, ale jej uśmiech nie objął oczu. — Nie powinieneś wracać przed wschodem księżyca?

— Wy wiecie. Skąd wiecie?

Twarz Draco poczerwieniała z zakłopotania i walczył, by utrzymać głowę w górze. Wilk warknął złowieszczo; nie podobało mu się zakłopotanie Draco.

— Alecto nie potrafi trzymać gęby na kłódkę. Wiemy też o Granger. — W głosie Blaise'a nie było złośliwości, ale Wilk nie był zadowolony, gdy inny mężczyzna mówił o Hermionie. — Ej, spokojnie, nic z tych rzeczy, kolego. Chociaż masz ładne oczy. — Blaise podniósł ręce w geście poddania się i Wilk się uspokoił.

[T] Lilie słonowodneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz