~2~

51 6 3
                                    

Dzień nastał naprawdę szybko. Pogoda była dość pochmurna, a powietrze chłodne. Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni, omijając różnorakie pudła i kartony. Napiłam się wody z kranu, nie mając jeszcze wypakowanych naczyń i westchnęłam.

— Muszę przejechać się do miasta na zakupy. — Wytarłam wodę z ust wierzchem dłoni. — Tylko jak ja to tu przytargam na rowerze?

W tamtym momencie żałowałam, że nie zaczęłam od zbierania na samochód. Kto normalny zdaje prawko, a potem siedzi bez samochodu? Warknęłam zirytowana i zaczęłam rozpakowywać po kolei pudełka. Musiałam się za to zabrać już teraz albo nigdy tego nie skończę.

Po czterech godzinach zostały mi tylko do złożenia pojedyncze meble, ale tym planowałam się zająć następnego dnia. Postanowiłam wybrać się na mniejsze zakupy. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę dwunastą piętnaście. Do piętnastej powinnam się wyrobić. Wzięłam torebkę i gdy szperałam w niej, by znaleźć w niej klucze do domu, wyjęłam prostokątne opakowanie. Okazało się, że była to ''Majora's Mask: The Legend of Zelda''. Wzięłam to ze sobą, by ściągnąć tu Bena. Nie miałam pewności, czy to zadziała, ale warto było spróbować.

Odłożyłam grę na komodę w przedpokoju, wyjęłam klucze z torebki i poszłam do garażu po rower. Zamknęłam dom i ruszyłam w stronę miasta. Szykuje się niezła wycieczka zapoznawcza.

---Ben.pov---

Pojawiłem się obok gry, gdy tylko odjechała. Zacząłem latać po domu, rozglądając się. Zaimponowała mi. Zarobić na taki dom w dwa lata? Ciekawe dlaczego akurat blisko lasu.

Od ścian domu odbił się mój zniekształcony śmiech. Naprawdę chciała nas przechytrzyć. Zdecydowanie nie podziela inteligencji Paintera. Aż dziwne, że są rodzeństwem. Choć może nie jest dla niego aż tak ważna, skoro pozwolił na psychiczne niszczenie jej.

— Szkoda tylko, że nie możemy jej pozwolić się zabić. To zawsze moja ulubiona część.

Niewiele mogłem zrobić. Na razie jedyne co mi zostało to poczekać, aż wróci do domu i rozpocząć prawdziwą zabawkę. W końcu nie byłem już kontrolowany przez Bloody Paintera. Miałem wolną rękę. A to w mojej pracy lubiłem najbardziej.

---Pov.Łucja---

Wybiła piętnasta trzydzieści, gdy wtargałam zakupy do domu. Czułam, że zaraz wyzionę ducha na środku przedpokoju. Przez chłodne powietrze, moje gardło błagało o herbatę malinową, m.in którą zakupiłam w sklepie.

Położyłam siatki na blacie i zaczęłam wykładać wszystko do szafek bądź lodówki — zależnie od tego jakie były ty produkty spożywcze. Wyrobiłam się w pół godziny i zaczęłam myśleć co zjeść, nastawiając wodę na herbatę. Znów spojrzałam w stronę lasu, wsłuchując się w odgłosy czajnika. I znów to uczucie bycia obserwowaną.

— Kopę lat, piękna. — Usłyszałam znajomy szept tuż nad uchem.

Odwróciłam się od razu. Nikogo jednak nie zauważyłam. Zmarszczyłam brwi, a moje serce waliło jak szalone. Rozglądałam się panicznie, po kuchni, wzrokiem nie ruszając się z miejsca. Bulgotanie wody stawało się coraz głośniejsze.

— Naprawdę ładne gniazdko sobie uwiłaś. Normalnie pozazdrościć. — Znów usłyszałam jego szept.

Tym razem nie ruszyłam się ani o milimetr. Zaczęłam oddychać szybciej, a wrzenie wody w czajniku doprowadzało mnie do szaleństwa. Nagle zostałam brutalnie popchnięta na lodówkę, a przede mną pojawił Ben. Uśmiechał się z satysfakcją, lustrując mnie od góry do dołu.

— Czyli jednak przyszedłeś. Już myślałam, że ci się znudziło.

Pomieszczenie wypełnił jego zniekształcony śmiech. Mimowolnie po moim ciele przeszły dreszcze. Nie odwracał ode mnie spojrzenia swoich czerwonych tęczówek, a jego gałki wydawały się jeszcze bardziej czarne niż wcześniej.

— Znudziło? Odważne założenie założenie z twojej strony. Zwłaszcza gdy mówimy o seryjnym mordercy.

Patrzyłam mu odważnie w oczy. Nie przerażał mnie wyglądem, a faktem, że jest nieprzewidywalny. Nigdy nie było wiadomo jaki ma następny ruch i co planuje. Nagle nachylił się do mojego ucha. Ja nie odwróciłam od niego wzroku ani na sekundę.

— Nawet nie wiesz jak marzy mi się widok ciebie, błagającej o śmierć — wyszeptał. — I to się wydarzy. Choć nie mogę cię zabić, doprowadzę cię do szaleństwa. Twój umysł będzie należeć do mnie.

I jak szybo się pojawił, tak szybko zniknął. Nogi ugięły się pode mną i upadłam na ziemię. Próbowałam uspokoić swój oddech i bicie serca. Teraz przynajmniej miałam pewność, że pierwszy etap mojego planu zadziałał. Ale miałam silne przeczucie, że coś jest nie tak.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ogólnie w tym rozdziale Ben został określony ''Podróbą pomocnika Santa Clausa''. Nie pasowało mi to do fabuły, ale wydaje mi się to trochę giggleable xD No i ogólnie ten rozdział był jednym wielkim manifestem miłości Łucji i Zack'a. Ew.

ʙᴜᴛ ʏᴏᴜ'ᴠᴇ ᴅᴏɴᴇ ᴛʜᴀᴛ || Ben Drowned Book II {〽}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz