Tej nocy postanowiłam zaszaleć, no bo nie codziennie ma się okazję zabawić w klubie razem z członkami sławnego zespołu. A z resztą, jutro odwiozą mnie do domu i tak skończy się moja weekendowa przygoda. Tak więc, w ciągu tej godziny jaką spędziliśmy w klubie wlałam w siebie więcej alkoholu niż kiedykolwiek i podłoga zaczęła niebezpiecznie falować. Straciłam z oczu chłopaków i nie miałam pojecia gdzie mogą być ale o dziwo, w tym stanie nie bardzo mnie to interesowało. Stałam na środku parkietu i zaliczyłabym bliskie spotkanie z podłogą gdyby nie silne ręce które chwyciły mnie w talii, a potem odwróciły przodem do osoby która mnie zapała. I niestety, nie było tak jak w tych wszystkich fanfictionach, nie złapał mnie przystojny badboy o okropnym charakterze którego tylko ja bym potrafiła zmienić. Co to, to nie, to był wstawiony i napalony staruch który za wszelką cenę nie chciał mnie puścić. Zaczęłam się wyrywać ale alkohol w moich żyłach odebrał mi siłę, a facetowi chyba jej dodał. Postanowiłam coś powiedzieć ale wyszedł z tego tylko pijacki bełkot. Jednak nie dawałam z wygraną i cały czas próbowałam wykręcić się z jego uścisku.
-Spokojnie mała, tylko się zabawimy.- Powiedział ohydnym głosem i pociągnął w stronę wyjścia. Zebrałam się w sobie i użyłam pozostałych mi sił, żeby powiedzieć coś w miarę wyraźnie.
-Zosaw mie!- Nie byłam pewna czy wyszło wyraźnie, ale chyba najwyraźniej podziałało bo facet puścił mnie jak oparzony a ja upadłam na podłogę przed wejściem do klubu. Poczułam ból w kolanach i łokchach ale nie przejełam się tym bo parkiet był tam zimny, co idealnie ochładzało moje zgrzane ciało. Nie byłam pewna co się dzieje. Widziałam tylko Ashtona krzyczącego na mężczyznę który mnie trzymał, a potem zobaczyłam jak pośpiesznie opuszcza klub. Nie słyszałam już głośnej muzyki, tylko czułam jak podłoga pode mną drga od muzyki o tańczących na niej ludzi.
Poczułam jak ktoś podnosi mnie z ziemi, tą osobą okazał się Ash. Przerzucił sobie moją rękę przez kark, a sam objął mnie w talii. Nagle uderzyła we mnie fala chłodego wiatru z czego wywnioskowałam, że wyszliśmy na dwór.
*Ashton's P.O.V.*
Wyprowadziłem Vivian na zewnątrz po tym jak zobaczyłem w jakim jest stanie. Zacisnąłem mocniej dłoń na jej biodrach kiedy zachwiała się, po chwili poczułem jak obejmuje mnie drugą ręką i uwiesza się na moim ramieniu.
-Dsiekuje ci, jesteś mojim bochaterem.- Powiedziała, a ja kąciki moich ust uniosły się lekko do góry. Pijani ludzie są śmieszni. I wtedy ktoś mi jebnął fleszem po oczach. Boże, jeszcze brakowało mi tutaj dziennikarzy. Specjalnie wybraliśmy malo popularny klub, żeby uniknąć takich sytuacji. Ale i tak spotkaliśmy kilka fanek które zaczęły przy nas fangirlować nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Z Viv przy boku, podszedłem szybkim krokiem do naszego samochodu stojącego niedaleko wejścia, starając się uniknąć natrętnego dziennikarza. Otworzyłem drzwi do pojazdu i wsadziłem na tylne siedzenie dziewczynę, a sam usiadłem na miejscu kierowcy. Wyjąłem telefon i napisałem do Caluma:
Do: Calum: Muszę odwieźć Vivian. Jedziecie z nami?
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Widocznie dla niego ten wieczór nie był udany.
Od: Calum: No jasne, że wracamy z wami. Biorę chłopaków i zaraz będziemy xx
Schowałem telefon do kieszeni i odwróciłem się, żeby spojrzeć na Vivian rozłożoną na siedzeniach z tyłu, która z wielką ciekawością oglądała kosmyki swoich włosów.
-Chyba przefarbuje je na niebiesko- Powiedziała.- albo na zielono tak jak Michael. Będziemy bliźniakami.
-Kolejny Clifford? Nie, dziękuje.- Zaśmiałem się.- Jeden wystarczy.
CZYTASZ
Ridiculous✖Luke Hemmings
Fanfiction"Powoli podniosłam głowę i rozejrzałam się po pojeździe w którym siedziałam. I już po chwili napotkałam zdziwione spojrzenie 4 par oczu: niebieskie tęczówki Luke'a Hemmingsa, brązowe Caluma Hooda, zielone Michaela Clifforda i orzechowe Ashtona Irwin...