kontynuacja pierwszego rozdziału- stanowcze nie.
Siedzę w pokoju i ubolewam nad książką. Dalej nie mogę uwierzyć co zrobiłam ze swoją ulubioną powieścią...
Luna tłucze się w kołowrotku i ma wspaniałe życie,a ja natomiast płaczę z powodu książki, oceny z biologii i faktu iż będę miała rodzeństwo. A może bym dodała alkoholu mamie do kawy? Niby świetny pomysł lecz ma wady, bo kto sprzeda trzynastolatce wino czy inny rodzaj tego świństwa. Jest też plan B czyli zaczepić bezdomnego i w zamian za kupno sypnąć mu pięciozłotową monetą.
Jest to możliwe jednak niewiem gdzie przesiadują tacy ludzie. Chociaż pod pobliskim sklepem tuż koło mej szkoły siedzi taki jeden. Zawsze go widzę w tych samych podartych spodniach czy chociażby w tej samej bluzie. Plan B? Niewiem... Z jednej strony nie chce rodzeństwa, aczkolwiek jednak będzie to moja siostra lub brat.
Dzwonię do Alice ,aby zapytać co o tym sądzi. Ta nie odbiera. Po minucie otrzymuje od niej wiadomość o treści: ,,Słabo się czuję. Co tam?".
,,A pogadać chciałam"- odpisuje jej.
Alice nic nie odpisuje. Nawet nie odczytuje moich wiadomości... A może coś się jej stało? Zemdlała , a jej rodzice pojechali na zakupy? Miałam w głowie najgorsze scenariusze.
W końcu jednak wyszłam z pokoju. Ubrałam buty ,kurtkę i wyszłam. Miałam przy sobie banknot stuzłotowy. Poproszę tego żula,aby kupił wódkę lub wino i sypnę mu dziesiątką. Moja droga do szkoły nie jest zbyt długa. Idzie się prosto za sklepikiem pani Magdy skręca się w lewo i za rondem zwrot w prawo. Natomiast przy sklepiku u pani Magdy siedziała jakaś dziewczyna. W moim wieku. Była smutna i cała czerwona. Ewidentnie było widać,że płakała.
-Cześć co się stało?- zapytałam.
-Nic poprostu...
- Mogę Ci pomóc,ale ty powiedz co się stało oki?- zaproponowałam.
-Ja...
-Jak chcesz możemy być przyjaciółkami.
- Z chęcią- powiedziała z uśmiechem.
-Mam na imię Lea,a ty?- spytałam.
-Katy- odpowiedziała.
- Śliczne imię.
- Dziękuję twoje również jest piękne.
-To powiesz co się stało?
-Mój piesek zmarł.- powiedziała ze smutkiem.
-Bardzo mi przykro...
-Miał na imię Joe.
-Piękne imię - pocieszałam ją.
Katy zaczęła płakać...
Doskonale ją rozumiałam. Jakby mi zmarła Luna to płakała bym również.
Namówiłam Katy ,aby poszła ze mną.
Gdy przechodziliśmy obok mej szkoły Katy powiedziała:
-Chciałabym tu chodzić.
I zaczęłyśmy dialog. Katy chodzi do szkoły w Łodzi i musi wstawać o 5:30 ,aby ją tam tata zawiózł. Ściemniało się. Gdy doszliśmy do miejsca docelowego okazało się iż żula tam nie było... Zawsze jest lecz gdy jest taka sytuacja to go nie ma. Może to jakiś znak?! Nie wiem. Po szkole może jutro przyjdę.
-Wracamy?- zaproponowała Katy.
-Tak- odpowiedziałam.
Zrobiłam zdjęcie na snapa i oznaczyłam Katy. Wrzuciłam to na stories. W oddali zobaczyliśmy, że cztery osoby biją jakiegoś nastolatka. Gdy ten upadł na ziemię ci uciekli. Pod biegłyśmy do nastolatka. Leżał na ziemi. Nieprzytomny.
Miał loki i brązowe oczy.
-Zadzwoń na 112- powiedziałam do Katy.
-Ok.
Wybrała numer.
-112 , słucham?
-Dzień dobry, wraz z koleżanką zobaczyliśmy iż czwórka nastolatków bije innego ,a ten upadł na ziemię i teraz leży nieprzytomny. Sprawcy uciekli.
-Dobrze proszę podać adres.
-To jest ulica Fasolowa 11. Tuż za rondem na chodniku.
-Dobrze, jak się nazywasz?
-Katy Osëk.
-Okej zanotowałam. Pomoc już jest w drodze. Czy chłopak oddycha?
-Niewiem- mówiła Katy.
-Musicie przyłożyć swoje ucho do jego nosa lub sprawdzić czy unosi się jego klatka piersiowa.
-Nie! Co mamy robić?
-Musicie wykonać reanimację. Wiecie jak to się robi?
-Tak ,tak.
Wykonywałam trzydzieści uciśnięć klatki piersiowej na zmianę z Katy. Nic to nie dało.
W końcu usłyszeliśmy sygnały karetki.
Podjechała.
- Już jest karetka- powiedziała Katy.
-W takim razie ja się rozłączam. Dziękuję za rozmowę.
Ratownicy kazali się nam odsunąć.
Przejęli nastolatka i go ratowali. Zachodziło słońce.
- Proszę się odsunąć będzie defibrylacja!- powiedział ratownik.
- Boże...- powiedziała Katy.
-Dobra mamy go- odrzekł ratownik.
Ulżyło nam. Zabrali go na nosze i odjechali na sygnale. Na miejscu zjawiła się policja , która od pytywała nas o nastolatków, którzy pobili tego.
Była 21:09. Policjanci zaproponowali nam pod wózkę do domu bo było już ciemno. Gdy podjechaliśmy pod dom Katy ,ta wysiadła. Zostałam ja i dwójka policjantów. Nastała kolej na mnie.
-Dowidzenia i dziękuję - powiedziałam.
-Dowidzenia - odpowiedzieli.
I odjechali . Weszłam do domu i poszłam na górę. Bez słowa mamie ani tacie.
Przyszło mi powiadomienie ze Snapchata. Od Alice.
,,Taka jesteś? Nie odpisywałam bo mi się wylądował telefon ,a ty znalazłaś inną?!".
Byłam w szoku. W niektórych momentach bywała toxic ,ale ,że aż tak?
,, Poznałam ją przypadkiem"- odpisałam.
Wtedy do pokoju weszła mama.
-Chcesz kolację?- zapytała?
-Nie! Wynoś się!- krzyknęłam.
-Chcę zgody.
Pogodziliśmy się bo to jednak moja mama.
Zeszłam na dół.
-Też cię przepraszam perełko- powiedział tata.
Wybaczyłam mu. W trakcie kolacji przekonałam się do rodzeństwa. Czemu ja chciałam je otruć? Chcę siostrzyczkę!
Chcę swoją młodszą , słodką siostrzyczkę!
Wróciłam do konwersacji z Alice.
,,Ta przypadkiem"- nie wierzyła mi.
,,Niewiem jak ci to udowodnić,ale i tak ciebie wolę"- pisałam.
,,Nara małpo"- napisała.
,,Pa gorylu"- odpisałam.
Ta wysłała emotkę śmiejącej się buźki.
,,Zgoda?"- napisałam.
,,Tak menelico"- odpisała.
Wszystko wróciło do normy.
Uwierzyła mi nawet bo wie jaka ja jestem. Nie zabije nawet muchy. Lecz własne rodzeństwo zabić chciałam... Nie wiem co we mnie wstąpiło. Zniszczyłam swoją ulubioną powieść... Dalej tego żałuję. Muszę ją ponownie kupić. Żeby mieć na półce. Poszłam się spakować do szkoły i zrobić śniadanie. Wykąpałam się. 23:41- czas iść spać- stwierdziłam.
I zasnęłam.
CZYTASZ
Zawróć
Mystery / ThrillerLea to skromna trzynastoletnia dziewczynka. Pewnego wiosennego dnia kłóci się z rodzicami tak mocno ,że postanawia uciec z domu. W trakcie ucieczki porywa ją dwóch nieznajomych mężczyzn, którzy wywożą ją do Norwegii. Jak potoczy się dalej historia?