1.

4.3K 144 14
                                    

Nie mogłam się obudzić. Albo nie chciałam. Różnica zacierała się gdzieś pomiędzy „muszę", a „jeszcze pięć minut". Budzik nie zadzwonił, bo zapomniałam go nastawić, ale prawdopodobnie była to bardzo dobra decyzja.

- Mansi - mruknęłam, rzucając poduszką w śpiącą na podłodze przyjaciółkę.

- Możemy dzisiaj odpuścić pracę - mruknęła, zakrywając dłonią oczy, do których zaczęły bezlitośnie wpadać promienie słońca. - Zadzwoń i powiedz, że mamy jelitówkę.

- Dzisiaj poniedziałek - odparłam, niechętnie wstając z łóżka, na którym jak się okazało, nie miałam ani kołdry, ani koca, ani nawet prześcieradła.

Spałam z samą poduszką i nawet nie zwróciłam na to uwagi, kładąc się przed kilkoma godzinami.

- Co? - spytała ledwo przytomnie i powoli podniosła się do siadu. - Kto wymyślił imprezę dzień przed szkołą?

- Ty - odparłam bez zastanowienia, zwalając na nią winę, choć nie opierałam się wczoraj temu pomysłowi.

Pierwszy wykład zaczynał się dopiero o trzynastej, więc zgodnie uznałyśmy, że bez problemu do tego czasu wytrzeźwiejemy i damy radę się na niego udać. Cóż, chyba nie do końca miałyśmy rację.

Ruszyłam do łazienki, zostawiając dziewczynę w moim pokoju i dając chwilę na ogarnięcie się, choć nie spodziewałam się po niej, by wstała i choćby zmieniła ciuchy. Obie zasnęłyśmy w tym, co miałyśmy na sobie poprzedniego wieczora. Czyli w moim przypadku w pogniecionej spódniczce i topie, który najwidoczniej musiał mi spaść w jakieś kłębowisko kurzu, bo miał na sobie szare plamy powstałe definitywnie od brudu.

Spojrzałam w lustro po to, by dostrzec rozmazany makijaż i poplątane włosy, których długość przyprawiała mnie już o wiele załamań nerwowych. Spięłam je w koka, który niechlujnie opadł na kark i zajęłam się zmyciem pozostałości tuszu i korektora, które w połączeniu spłynęły mi po policzku, tworząc coś na kształt zacieków.

Czułam, jak głowa mi pulsowała, a nieprzyjemny ból przechodził przez skronie i łączył się przy przegrodzie nosa. Dodatkowo nadal odczuwałam charakterystyczne uczucie w podbrzuszu, które przypomniało mi o wczorajszym, niezbyt odpowiedzialnym wybryku.

Szybko wskoczyłam pod prysznic i zmyłam z siebie wczorajszą imprezę razem z jej pozostałości. Wyszłam, opatulając się w ręcznik i wróciłam do pokoju, w którym nadal na ziemi leżała Mansi. Wyjęłam z szafy pierwszą lepszą bluzę i czarne legginsy, które zazwyczaj ubierałam do biegania. Drugi komplet, w bardzo podobnym stylu rzuciłam na podłogę, tuż przy głowie dziewczyny.

- Musimy znaleźć chłopaka, o którym ci wczoraj wspominałam - oznajmiła, nagle wyjątkowo przytomnym głosem.

- Nie mówiłaś wczoraj o żadnym chłopaku - odparłam z pewnością.

Nie byłam aż tak pijana, żeby zapomnieć o takiej informacji. Możliwe, że nie słuchałam jej, gdy wracałyśmy do mojego domu Uberem, ani gdy ględziła, podczas kiedy ja zasypiałam. Ale wcześniej nic nie mówiła. Chociaż w sumie po głębszych przemyśleniach, mogła coś napomknąć.

- Oczywiście, że mówiłam. - Oburzyła się, spoglądając na mnie z wyrzutem. - Jarał ze znajomymi na tarasie - powiedziała, jakby to miało rozświetlić mi wydarzenia z dnia poprzedniego.

Moja mina musiała jasno jej oznajmić, że nic nie zaświtało.

- Wysoki brunet z uroczym uśmiechem? - mruknęła pytająco, sprawdzając, czy po takiej podpowiedzi coś mi się przypomniało.

Zmarszczyłam brwi..

- Jezu, tak to jest ci coś mówić - burknęła, podnosząc się z ziemi. - Miał w ręku piwo w szklanej butelce i telefon z granatowym etui. I T-shirt z logiem Nike, chociaż było przecież masakrycznie zimno. Nadal nic? - spytała, licząc najwidoczniej na to, że przypomniałam sobie tego tajemniczego chłopaka, w którym najwidoczniej tak mocno się zadurzyła.

A miało być już dobrze (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz