19.

2.2K 94 2
                                    

Kolejne dwa dni minęły mi w miarę spokojnie. Nie rozmawiałam dużo z Ethanem, bo oboje byliśmy dość zajęci codziennymi obowiązkami. Kiedy minęliśmy się w kuchni wczorajszego poranka, pochwalił się, że dostał pracę w którymś z lokali tuż przy plaży. Mówił też, że nie będzie go w weekend, bo wybierał się z mamą i siostrą do dziadków, mieszkających dość daleko od Lakeport. Przełożyliśmy zrobienie projektu z literatury na następny tydzień, bo w tym już żadne z nas nie miało do tego głowy.

Mimo tego, że prawie nie rozmawialiśmy, czułam się w jego obecności lżej. Jakby odciągał ode mnie wszystkie zmartwienia i przemieniał je w coś dobrego. A miałam czym się martwić, bo poprzedniego wieczora dostałam od mamy niepokojącego smsa. Napisała, żebym przyszła w sobotę na kolację do domu, bo mają mi z ojcem coś ważnego do powiedzenia. Oczywiście wiedziałam, co chcieli mi przekazać, ale tak czy siak obawiałam się przebiegu tej rozmowy do tego stopnia, że w sobotę obudziłam się z niesamowitym bólem brzucha.

Pierwszym co zrobiłam, było przeszukanie kuchni w nadziei, że znajdę coś przeciwbólowego, bo oczywiście nie wzięłam ze sobą żadnych tabletek. Od razu zanotowałam w pamięci, żeby kupić je przy najbliższej okazji. Nie znalazłam dosłownie żadnych leków, więc kolejnym krokiem, który powzięłam, było przeszukanie łazienki. Ruszyłam do niej, ale w tym samym momencie Mansi opuściła swój pokój. Starałam się odwracać od niej wzrok, kiedy się mijałyśmy, ale chcąc nie chcąc dojrzałam kapiące jej po policzkach łzy, które od razu zaczęła ścierać.

– Wszystko w porządku? – zapytałam, choć od środy wmawiałam sobie, że miałam ją już całkowicie w dupie po tym, co mi zrobiła.

Szatynka uniosła na mnie zapłakane spojrzenie. Widziałam, jak jej wargi drgały. Miała podpuchnięte oczy, jakby płakała już od dłuższego czasu, o czym mogły też świadczyć różowe wypieki na twarzy.

Nieśmiało pokręciła głową. Patrzyła na mnie ze skruchą i chcąc nie chcąc, zrobiło mi się jej żal. Mimo że w ostatnim czasie to ona sprawiała mi najwięcej bólu, nie mogłam bezczynnie patrzeć na taką rozpacz.

– Co się stało? – zapytałam, już w tamtym momencie wiedząc, że to pytanie przyniesie mi jeszcze więcej zmartwień.

– Okres mi się spóźnia – wyjęczała przez wciąż cieknące łzy i opuściła spojrzenie na podłogę. – Długo. Bardzo długo.

Zmarszczyłam brwi.

– Ile? – spytałam, modląc się, żeby odpowiedzią nie było to, co przypuszczałam, że mogło nią być.

– Dwa tygodnie – powiedziała i od razu zaniosła się szlochem.

Dziewczyna opatuliła się ciaśniej cieniutką bluzą, bo stałyśmy w miejscu, w którym klimatyzacja dawała największy, chłodny podmuch. Mój umysł zaczął pracować na przyspieszonych obrotach, bo od razu przypomniałam sobie, z kim wtedy się spotykała.

– Byłaś wtedy z...

– Jamesem – przerwała mi i wypowiedziała na głos największą obawę. – To nie może być prawda. Nie może.

Szatynka zaniosła się jeszcze większym szlochem. Miała potargane włosy, a ubrań nie zmieniła od poprzedniego dnia. Musiała się więc zamartwiać na ten temat od wielu godzin.

– Spokojnie – powiedziałam, kładąc dłoń na ramieniu Mansi w nadziei, że to pomoże jej się trochę uspokoić. – Robiłaś test?

Szybko pokręciła głową i oparła się o ścianę, jakby potrzebowała czegoś, co wesprze ją w utrzymaniu równowagi.

Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować w takiej sytuacji. Pomijając już to, jak bardzo się od siebie oddaliłyśmy w ostatnim czasie, nie miałam pojęcia, co powinno się powiedzieć komukolwiek, kto był w takim stanie. Jak u licha pocieszyć kogoś, kto tak bardzo zatopił się w rozpaczy? Chyba byłam tragiczną przyjaciółką.

A miało być już dobrze (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz