Post 6 (poboczny)

0 0 0
                                    

Absolutnie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, co jak co. Nie mówię tu absolutnie że mi nie pasuje ale wolałbym na razie to jeszcze trochę przemyśleć. Tak w razie co. Więc opowiem wam krótką bo krótką historyjkę. Odkąd tu mieszkałem nawet za dzieciaka, znałem wielu sąsiadów. Najlepszym przykładem jest rodzinka patusów parę pięter niżej i oczywiście Wiesia. Ale to tylko kilka osób z wielu mieszkających w moim bloku jak i na osiedlu. Nie opowiem wam o wszystkich bo zajęłoby to zbyt dużo liter do wystukania i wam czasu na czytanie tego.

Swojego czasu na osiedlu mieszkał pewien mężczyzna w średnim wieku. Nie znałem jego imienia ale tam sobie spokojnie żył i mieszkał w jednym z bloków w okolicy. Miał on psa, labradora żeby być konkretnym. Bardzo przyjazny wesoły pies. Na jednym ze spacerów do lasu ktoś go napadł i zadźgał. W sensie tego chłopa nie psa. Ale pies miał swoją rolę w ratowaniu życia swojego pana. Przeciągnął go do najbliższej drogi i pobiegł do bram szpitala, bo akurat spacerowali w jego okolicach. Na początku personel miał wątpliwości czy za nim iść bo pysk miał delikatnie ubrudzony krwią, ale w końcu dwóch czy trzech zaryzykowało i założyli mu na szyję pętle jak chycle mają do łapania psów. Ten pobiegł od razu w stronę swojego pana i ułożył się przy nim, czekając aż zaczną się nim zajmować. Jak wzięli go na noszę jak w karetce po udzieleniu pierwszej pomocy ten pobiegł za nimi i dążył tylko do jego dłoni. Nie opuszczał go na moment, nauczył się nawet srać do kuwety. Stan tego gościa był raczej stały, niby często słyszy się o cudach ale o cudzie gdzie morderca wbił nóż chłopowi w żebra, i ostrze minęło go o kilka centymetrów od wątroby, to już nie. Zazwyczaj kosa w tors zabija na miejscu, ale nie jego.

Kiedy wysłali go na rehabilitację pies nie mógł uczestniczyć, ale jego rodzina szukała mu domu zastępczego na jakiś czas. Chodzili po moim bloku przez jakiś czas aż w końcu zapukali do mnie. Zapytali się czy nie przetrzymam psa by zaczekał te kilka tygodni aż jego właściciel nie wróci do pełni sił. Zgodziłem się i wziąłem go do siebie. Wabiła się Ruby, bo to suczka była. Dostałem do niej cały komplet, karmę smycz obrożę i parę komend słownych, ale żadnych konkretów co się stało z właścicielem poza "miał wypadek". Przez pierwsze dwa tygodnie wychodziłem z Ruby dwa, czasem trzy razy dziennie na spacery wokół osiedla, i sporadycznie do lasu gdzie został zaatakowany jej właściciel. I tutaj zaczyna się ciekawe. Jednego razu szedłem z Ruby po lesie, spuściłem ją ze smyczy więc sobie biegała wolna i ucieszona. Dopóki czegoś nie wywęszyła. Pobiegła gdzieś, a ja za nią. Biegła długo nawet jak na psa, gdzie ja gdy dotarłem na miejsce byłem lekko mówiąc, zmęczony. Ale to co ujrzałem się nie spodziewałem. Oto Ruby stała przed jakimś typem z ogonem podniesionym, cicho warcząc. Musicie wiedzieć że gdy pies stoi wyprostowany z podniesionym ogonem na baczność oznacza to że jest czujny. Wyniuchała coś, i zaczeła warczeć jeszcze bardziej przybierając pozycję bojową. Gościu najpierw przestraszony, spoważniał i wyjął nóż patrząc na psa. Nie zauważył mnie najwidoczniej. Ale powiem, nie spodziewałem się by pies był w stanie taki power mode włączyć. Skoczył na gościa gryząc go w rękę, ale nie w tą w której trzymał nóż, szybko zapiołem smycz na szyję Ruby i odciągnąłem ją od typa, rwała się że ledwo mogłem ją utrzymać. A ten tylko chwycił nóż i zdaje się że chciał dźgnąć psa, ale ostatecznie przejechał mu tylko po pysku. Wtedy powiedziałem sobie coś w stylu "noszę kurwa przesadziłeś". Puściłem smycz, a zazwyczaj spokojny i łaszący się do wszystkich labrador rzucił się na gościa gryząc go po wszystkim za co mogła złapać, nawet pazury poszły w ruch. Zagwizdałem na psa by ten przestał się rzucać. Mimo amoku ta się posłuchała i usiadła parę metrów od typa. Ten próbował jeszcze rzucić na psa ale przyjebałem mu kijem znalezionym gdzieś na boku. Poraniony koleś miał poważnie poszarpane spodnie, bluzę i jeszcze ręce miał solidnie poranione. Zadzwoniłem po karetkę, pies nadal pilnował gościa leżącego pod drzewem. Karetka przyjechała i opowiedziałem im o zajściu. Jeden z ratowników rozpoznał psa i opowiedział o tym co się wydarzyło kilka tygodni wcześniej z tym psem. Zadzwonili na policję i mnie zgarnęli wraz z psem. Ciągle ją uspokajałem w radiowozie by się nie stresowała za bardzo bo założyli jej kaganiec. Opowiedziałem na komendzie jak było, a ci połączyli kropki. Okazało się że pies rozpoznał napastnika który zaatakował swojego pana i o mało go nie zabił. Rozpoznali go po odciskach palców jakie zostawił na nożu wbitym w żebra właściciela Ruby. Ale historia medyczna tego kolesia też jest ciekawa. W skrócie: zerwane ścięgna w jednej z dłoni, naderwane ścięgno achillesa od upadku, liczne rany kłute i cięte od zębisk i pazurów. Wizyty u psychologa więziennego przez traumę i fobie przed psami. A, bo nie wspomniałem. Koleś otrzymał 25 lat pozbawienia wolności za usiłowanie zabójstwa człowieka i psa. Gdyby mogli to zgaduje że by poszedł na dwa razy tyle. A młody to był chłopak, ledwie 17 lat miał. Mi też postawiono zarzuty ale ostatecznie je oddalono ze względu na to że powstrzymałem psa przez zabiciem chłopaczka i wezwanie pomocy. Dodatkowym czynnikiem łagodzącym było to że nie miałem bladego pojęcia co się wydarzyło i rodzina poszkodowanego mnie w to wpakowała.

Skończyło się szczęśliwie. Koleś przyznał się do winy, a właściciel psa przyszedł mi podziękować wręczając skrzynkę whiskey za odnalezienie sprawcy. Odmówiłem na początku ale napierał więc co miałem zrobić jak nie wziąć i korzystać powoli. Do tej pory opróżniłem nie całą butelkę, bo dziadostwo bardzo mocne. Po 4 kieliszkach lądowałem pod stołem. A Ruby mnie rozpoznała, i jak tylko ją pan spuścił ze smyczy poleciała do mnie i wylizała solidnie. Uroczy pies. Było to parę miesięcy temu, i od tej pory niestety jej nie widziałem bo wyprowadziła się z właścicielem na wieś, z dala od tego miasta. Trochę dziwnie mówić o psie że się wyprowadził, w końcu poszła za panem. Póki co ja nadal sobie żyje spokojnie będąc częścią tej historii mimowolnie. No, może z za wyjątkiem ostatnich wydarzeń ale o tym potem. Teraz jestem w robocie i wrzucam powoli posty na stronę na FB byście mieli co poczytać rano.

Zdjęcie blabladora w pakiecie

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 18, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bez jutraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz