Zdrajca.

41 4 0
                                    


Gdy tajemnica ciąży ci na żołądku tak, jak byś połknął kamień i do tego starasz się wyglądać niewinnie, widać, że coś ukrywasz. Widać to po twoim rozbieganym wzroku. Czaisz się, jakby ktoś miał odkryć twój sekret, albo, co gorsza, już wie. Całe ciało poci się i się trzęsie. Żołądek skręca się w skurczach, stres atakuje cały organizm, a ty masz wrażenie, że toniesz.

I do tego masz tajemnicę, za którą mogą ci strzelić kulkę w tył głowy. Albo skuć i wysłać na sąd wojskowy za zdradę kraju. I nie wyjdziesz z więzienia do końca wojny, jeśli w ogóle będzie jej koniec.

I Stiles czuł dokładnie to samo. Spojrzenie strażnika, który pełnił wartę przed biblioteką, wydawało mu się pełne osądu. Jakby wiedział już, co ten zrobił. Że spotkał w kościele wroga, dał mu swojego batonika i obiecał, że nikomu o nim nie wspomni.

Po szybkim, lodowatym prysznicu młodzieniec nieco uspokoił się. Serce nie tłukło mu się tak w klatce, a myśli zaczęły być uporządkowane, a nie przelatywały mu przez głowę w chaosie i gonitwie. Na pryczy obok leżał Liam, który wpatrywał się w sufit. Uśmiechnął się do Stilesa niemrawo i przymknął oczy. Obaj mieli własne zmartwienia i jedynie nadzieje, że jutro będzie lepiej.

Ale na wojnie jutrzejszy dzień jest wiecznie pod znakiem zapytania. Nigdy nie wiadomo, czy w ogóle go dożyjesz. Na bibliotekę mogła spaść bomba i to byłoby tyle. Umarliby we śnie, spłonęliby albo zostaliby pogrzebani pod warstwą cegieł i gruzu. Wizja i takiej śmierci sprawiała, że ciężko się zasypiało.

Stilesa dręczyły wyrzuty sumienia. Czuł się jak dezerter. Jak wróg własnego kraju. Miał tajemnicę, którą nie powinien mieć. I wiedział, że nic nie sprawi, że poczuje się lepiej.

Z samego ranka obudził się przed wszystkimi. Liam obok leżał cały spocony, dręczony koszmarami sennymi. Strażnik przed biblioteką zmienił się na kolejnego. Za kilka nocy przypadnie warta Stilesowi, czuł już ją w kościach.

Zgarnął kilka batoników i dwie butelki wody. Powiedział, że idzie się pomodlić przed porannym apelem oraz ćwiczeniami i pognał do kościoła. Derek czekał już na niego, w milczeniu wpatrując się w Jezusa.

- Nie przynoś tak dużych zapasów – Mruczy. Jest w złym humorze, śmierdzi, a zielone oczy pełne ma chłodu. Stiles wzdryga się na jego oschły ton – Chodzi mi o to, że to jest podejrzane. Idziesz do kościoła sam, po co ci jedzenie jakbyś szedł na piknik z dziewczyną.

- Okej – Mruczy dziewiętnastolatek – Nie chcę, byś umarł z głodu. I do tego jestem gejem, nie musiałeś wyskakiwać z tą dziewczyną.

- Nie obchodzi mnie kogo zostawiłeś w domu.

Stiles stara się nie odbierać tak personalnie słów Dereka. Ale sprawiają one, że widzi wspomnienia z ojcem i z przyjaciółmi. Tęsknota za nimi oraz za domem prawie przygniata go do zimnej posadzki. Chce mu się zacząć płakać, szlochać, wybiec i błagać dowódcę, by odesłał go do Beacon Hills.

Derek wzdycha na jego minę. Twarz nastolatka wykrzywiona jest w cierpieniu, brązowe oczy pełne łez. Wie, że był oschły i czuje wyrzuty sumienia. Obaj nie mieli łatwo, a on dowalał młodszemu.

Przytulił go delikatnie i niespodziewanie.

- Nie daj się zabić – Szepcze mu w ucho. Ciepły oddech owiał skórę Stilesa, który poczuł dreszcz na to nowe odczucie – Nie daj się tej wojnie.

- Ty także, Derek – Odszeptuje Stilinski.

Nie rozmawiają już nic więcej. Derek odchodzi z zapasem żywności do zachrystii, a Stiles wraca na plac. Odbębnia apel, szybkie ćwiczenia, pakuje z Liamem sprzęt na jedno z niewielu aut. Reszta koszar zaczęła się już zjeżdżać i brunet trząsł się na samą myśl, że ktoś jeszcze może iść do kościoła. I odkryć tam Dereka, którego chronił.

W południe pojechali na akcję. Odbijali kolejne wioski, zawieszali flagi swojego kraju. Inni żołnierze strzelali do wrogów, a Stiles jedynie ściskał własną broń. Czuł się, jakby obserwował siebie z boku i błagał, wrzeszczał do siebie w myślach, by nie dał się zabić. Ale jednocześnie nie chciał zabijać innego człowieka.

Zostali zaatakowani przez niedobitków, jak zebrali się razem na małym placu. Pewnie kiedyś był to rynek, ale teraz był jedynie placem z powyrywaną kostką brukową, spalonymi budynkami, które waliły się dookoła. Śmierdziało spalenizną i śmiercią; trupy rozkładały się ulicę dalej, ale fetor niósł się aż do nich. Żołądki ściskały od chęci wymiotów, łzy zamazywały widok.

I Stiles nie planował strzelić. Naprawdę!

Ale wygrała w nim chęć przeżycia niż tego, by nikogo nie zabijać. I było to najgorsze uczucie, jakie kiedykolwiek miał szansę doznać. Cieszył się z tego, że żyje, ale wiedział, że z jego kuli zginął człowiek. Który, tak samo jak on, walczył o wolność.

Po powrocie do koszar, wziął wspólny prysznic z resztą. Liam był milczący, na jego policzkach były ślady łez. Stiles zapłakał dopiero, jak znalazł się w kościele. I cieszył się z tego, że Dereka nie ma przy nim. 

soldiering /sterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz