Nasza podróż z Zorzą zabrała nas do odległych krain. Te tereny ludzie zamieszkiwali dopiero przed Zniesieniem. Teraz nie ma tutaj nic. A przynajmniej dla tych, co nie szukają głębiej. Zorza podążali jakimś szlakiem, miejsc, które ich przyciągały. Zapytałem ich o to. Odpowiedzieli, że szukają miejsc z przeszłości. Miejsc, w których niegdyś byli jako Córka i Syn. Szukają odpowiedzi. Szukają prawdy. Pozostaje tylko pytanie, co znajdą?
Budynek był w ruinie. Czarne, osmolone ściany ledwie pozostawały w całości, choć większość piętra zapadła się do wewnątrz. Najgorszy był jednak swąd spalenizny. Smród zwęglonych ciał szczypał w oczy, nieprzyjemnie atakował nos. Azud Kerkon musiał przyłożyć chustę do twarzy, żeby wytrzymać wewnątrz choć chwilę.
Uporczywie rozglądał się we wszystkie strony, zaglądał pod deski, pod gruzy, we wszystkich zgliszczach, na jakie się natknął. Odsunął drewnianą kolumnę i niemal krzyknął. Pod metalową blachą leżało ciało, jego płomienie nie dosięgły, lecz gorąc nagrzanego metalu sprawił, że skórę pokryły okropne bąble i pęcherze. Głowa była wygięta w nienaturalnym kierunku, z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Ofiara udusiła się. Ogień zabrał jej tlen, sprawił, że umierała w cierpieniu. Na nadgarstku nosiła zegarek, teraz pokryty czarnym popiołem i krwią. Azud sięgnął, żeby delikatnie go oczyścić.
Odsunął się nagle, wstrzymując nudności, które podeszły mu do gardła. Zaczął kaszleć.
— Kurwa — wysapał. Znał ją. Nie był pewien nazwiska, ale na imię miała Oravia. Pomagała im naprawiać sprzęt i szyła koce dla wszystkich.
Niestety tylko jej ciało dał radę rozpoznać. Reszta była spopielona, poczerniała skóra pełna pęknięć.
Czternaście ofiar. Dziewięciu rannych, w tym osoby, które będą już do końca życia niepełnosprawne. Mogli tego uniknąć. Wysadzili most trzy dni temu, ale dopiero teraz milicja zdecydowała się kontratakować. Powinni, nie, on powinien był się tego spodziewać. Kryjówki były ściśle tajne, wiedzieli o nich tylko dowódcy wszystkich oddziałów i przydzielonych tam osób. Żadnych informacji o celach, lokacjach i planach nie przekazywali w formie pisemnej czy na żadnym urządzeniu, które odczytałby wideoton lub inny sprzęt. Wszystko było prowadzone szyfrem. Nie mogli wiedzieć o ceglanej kryjówce, nie było takiej możliwości.
Zostali jednak odkryci.
— Zabraliśmy wszystkich, których się dało — powiedział starszy mężczyzna, Wersin. — Z resztą ukryjemy się w jednym z pobliskich domów, o ile nas ktoś przyjmie.
Azud pokręcił głową. Wciąż miał przed oczami pozbawioną życia twarz Oravii. Ile ona miała lat? Dziewiętnaście?
— Nie możemy ryzykować. Ktoś z mieszkańców może nas wydać. Tak jak teraz.
— Tak jak teraz? Sugerujesz, że ktoś wydał naszą kryjówkę?
— Coś musiało się przecież stać. W tej przecież nawet nie było broni! Milicja nie miała powodu, żeby ich tak po prostu wszystkich spalić! — Nie potrafił zapanować nad wściekłością. Zginęło tylu ludzi. Doskonale wiedział, że biorąc udział w rebelii przeciwko Wielkiej Kapitan i samemu miastu będą ofiary. To była jednak ich pierwsza porażka. Pierwsza strata. Pierwsza z wielu. — To nie może się powtórzyć.
Wersin podszedł bliżej. Był wyższy, tęższy. Azud nie lubił, gdy ktoś stawał obok niego i przytłaczał go swoją wyższością.
Ale Wersin położył jedynie mu dłoń na ramieniu, delikatnie ściskając i patrząc na niego wzrokiem, który ukrywał w sobie ogromne połacie rozpaczy. Tak jakby mężczyzna mógł w każdej chwili się rozpłakać i rozpaść na maleńkie kawałki. Pokazywał mu, że jest równie wściekły.
CZYTASZ
Czarny Sabat
ФэнтезиKontynuacja opowiadania; Biała zorza Minęło sześć lat i sześć miesięcy od słynnej bitwy pod Świętą Katedrą. Cyklon uległ podziałowi, gdzie trzy strony konfliktu uparcie walczą o władzę, a bezlitosna zima nie oszczędza mieszkańców. W mieście zaczynaj...