Rok temu wyruszyliśmy w podróż. Gdybym był żołnierzem bądź generałem, uznałbym, że to beznadziejna decyzja. Cyklon jest w samym środku wojny. Wojny domowej, która rozdziera to miasto na strzępy. Każdego dnia obawiałem się, że gdy wrócimy, nie zastaniemy naszego domu. Oni natomiast nie martwili się o Mauzoleum. Oni... nie martwili się o nic. Poza jedną rzeczą, której dowiedzieliśmy się w trakcie podróży.
Narin nie zmrużyła tej nocy oczu. Leżała nago na pogniecionej pościeli łóżka. Chłodny, poranny wiatr przedostał się przez uchylone okno i delikatnie pogładził jej drobne ciało. Obok niej spał Alben, również bez ubrań. Oddychał cicho i równomiernie.
Obawiała się, że będą ją dręczyć wyrzuty sumienia. Tak się jednak nie stało. W pewnym sensie nawet poczuła pewien spokój w głębi siebie, choć wiedziała, że to było jedynie chwilowe. Ostatni raz, gdy wylądowała w łóżku razem z Albenem, był wiele lat temu i jeśli miała być szczera, niewiele pamiętała. Kierował nią wtedy żal i alkohol. Tak, tamtej nocy żałowała. Tej już nie. Co prawda, nie zamierzała jej powtarzać.
Wstała i założyła na siebie aksamitny szlafrok. Boso przeszła do swojego gabinetu. Pomieszczenie było większe niż cała reszta jej mieszkania. Przysłowiowy gabinet zajmował jedynie róg pokoju, gdzie stało ręcznie wyrzeźbione, drewniane biurko. Na nim leżały stosy dokumentów, blaszane pióra z kałamarzem i nieco przykurzona maszyna do pisania. Ważniejszą część zajmowało jej prywatne laboratorium. Stół z fiolkami, rozmaitymi zestawami chemicznymi, narzędziami i maszynami z różnym przeznaczeniem. Do ściany zostały przytwierdzone podłużne zbiorniki z jasnoniebieskim płynem. Ciekły lód.
Opracowała zupełnie nową recepturę ciekłego lodu, co niestety musiała przyznać, ale zawdzięczała również Resariel Varstell i krwi jej syna, Idirana. I odkąd odzyskała Nową Wizję, była w stanie go opatentować i rozpowszechnić. Dalsze eksperymenty i badania okazały, że ciekły lód jest idealnym przewodnikiem energii, czegoś w rodzaju żywego prądu. Ponadto z samej cieczy dało się wytworzyć leki, kroplówki i szczepionki. Pozostali naukowcy uznali Narin Ovietsi za wybitnego pioniera z genialnym umysłem.
A więc dostała nagrody. Wiele nagród, pieniądze, ludzi chętnych z nią współpracować, a nawet zaproszenia do innych równie eksperymentalnych projektów.
Narin mogła przyznać, że zawodowo czuła się spełniona. Osiągnęła niemal wszystko. I mimo to... utknęła pod nadzorem władz miasta. Obawiali się jej i każdy bez wyjątku wciąż spoglądał na jej wątpliwą przeszłość. Ovietsi nie była krótkowzroczna i wiedziała, że przyznane jej sukcesy to próba stłumienia i udobruchania, aby tylko nałożyć nacisk z innej strony.
I przyznała to władzom w myślach, że udało im się. Utknęła w ich pokoju pełnym bogactw, a tuż za ścianami ludzie walczyli na życie i śmierć. Od tygodni zajmowała się poszukiwaniami wyjścia z tej sytuacji bądź możliwości, z której mogłaby skorzystać.
Ovietsi pochyliła się nad blatem stołu i przysunęła do siebie szkatułkę. Przez chwilę się jej przyglądała, delikatnie palcem muskając bogate żłobienia i kwieciste wzory.
— Cóż takiego tam skrywasz? — rozległ się głos Albena.
Narin powoli odwróciła głowę, niewzruszona jego obecnością. Mężczyzna miał na sobie bieliznę i pogniecioną koszulę. Podszedł nieco bliżej, próbując przyjrzeć się szkatułce.
— Mój plan, gdy wszystkie inne zawiodą. — Stuknęła paznokciem w pokrywę i odsunęła szkatułkę z powrotem na miejsce. — Hm, nie do końca plan. Tylko pomysł.
CZYTASZ
Czarny Sabat
FantasyKontynuacja opowiadania; Biała zorza Minęło sześć lat i sześć miesięcy od słynnej bitwy pod Świętą Katedrą. Cyklon uległ podziałowi, gdzie trzy strony konfliktu uparcie walczą o władzę, a bezlitosna zima nie oszczędza mieszkańców. W mieście zaczynaj...