14.

69 14 7
                                    

[A/N] wyjątkowo w piątek bo jutro mam romantykon i bym pewnie zapomniał :')

Od pogrzebu minął tydzień.

Wszystko jakby zatrzymało się w czasie, Adam nie za bardzo rejestrował, co się wokół niego dzieje. Musiał być w pracy, owszem, ale czuł się bardziej, jakby udawał, że robi cokolwiek produktywnego.

Wszystko wokół siebie odbierał zupełnie jak przez mgłę, jakby to nie było prawdziwe. Może nie było? Może te parę dni to długi, bardzo realistyczny sen? Tak się czuł, to wydawało się bliższe prawdy, niż fakty, jakie przed nim stały.

Nie do końca wiedział jak ma dalej funkcjonować. Najdziwniejsze było to, że w tym wszystkim nie dominował smutek, a raczej frustracja - tak nie miało być, nie mogło być. To nie było realne, nie wierzył, że coś takiego się stało, zwłaszcza teraz. Zwłaszcza, kiedy Juliusz...

Właśnie, Juliusz.

Juliusz zachowywał się naprawdę bardzo dziwnie. Nie, nie, dziwnie to mało powiedziane. Zachowywał się... Do bólu normalnie. Niepokoiło to Adama niezmiernie, bo miał wrażenie, że on sam przejmuje się tym wszystkim bardziej, niż człowiek, który stracił... Boże, to było straszne. Prawdziwie przepotworne. Przypominał sobie o tym mniej więcej co pół godziny i zamierał w miejscu, musząc uziemić się, uspokoić.

Kiedy Juliusz wrócił ze szpitala, wpełzł do ich łóżka i nie wychodził z niego godzinami, nie płakał, nie mówił niczego, tylko leżał zawinięty w kołdrę i patrzył w jeden punkt. I Bies, i Czart usiłowali jakoś zwrócić na siebie jego uwagę, ale dostawali jedynie mechaniczne klepanie po głowie, jeżeli zbliżyli się wystarczająco blisko wystającej spod kołdry dłoni swojego pana. To było straszne. 

Ola zmarła. Nie było jej już, jej synka z resztą też. Pochowano ich razem, w jednej trumnie. Był na pogrzebie, widział wszystko. Juliusz jeszcze wtedy zachowywał się inaczej, jakby był w transie, jakby nadal nie docierało do niego, co się dzieje. Gdy wrócili z uroczystości, nadal siedział osowiały, ale reagował już na to, co działo się wokół niego. Adam nie starał się go pocieszać, wiedział, że to trzeba przeżyć samemu, na własnych warunkach - jednak nie takich warunków się spodziewał. Zupełnie nie takich.

Po dwóch dniach jego partner pozornie odżył już zupełnie, zaczął więcej mówić, uśmiechać się, bawić się ze zwierzakami, pisać... Ale coś w tym wszystkim było potwornie nie tak. Owszem, żałobę każdy przeżywa na własny, specyficzny sposób, ale to nie było to, to nie była żałoba. Adam nie był w stanie określić, co dokładnie robił Juliusz, ale miał wrażenie, że rozumie. Jeżeli dobrze wymyślił powód tak dziwnego, niezrozumiałego zachowania Julka - było źle.

Spróbował wyciągnąć z niego, jak tak naprawdę się czuje tylko raz, nie udało mu się. Wyglądało to mniej więcej...

— I jak?

— Hm. Bywało lepiej.

I tyle.

Nie miał pojęcia co miał teraz zrobić, przecież nie mógł uczestniczyć wraz z nim w tej szopce, ale jednocześnie nie chciał na siłę wyciągać z niego informacji na temat tego, co tak naprawdę siedzi w jego głowie. To było frustrujące, zwłaszcza, że sam nie do końca wiedział, jak się czuć z samym faktem, że...

Jezu. Młoda dziewczyna, nie zasługiwała na takie potraktowanie przez los. Nikt nie zasługiwał, ale ona zwłaszcza.

Pamiętał, jak jego matka zmarła. Jak wtedy cierpiał, jak wszystko mu się wtedy pogorszyło. Jak miotał się pomiędzy wściekłością i rozpaczą, jak bardzo chciał nie czuć się już tak samotnie, jak próbował wszystkiego - modlitw, płaczu, zatracania się w ziemskich przyjemnościach. To ostatnie zwłaszcza odcisnęło na nim piętno, a nie chodziło tylko o alkohol. Absolutnie nie tylko o to.

Wszystko przeminęło prędko, a jednocześnie nie. Wydawało się, jakby to wszystko ciągnęło się już miesiącami, ale nie. Nie było tak.

Od pogrzebu minął tydzień.

Nowa wiadomość od: Celina.

Jak tam się trzymacie? Jakby czegoś było Julkowi potrzeba to mów.

nepeta.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz