24.

37 11 11
                                    

Pociągnęła pędzlem wpierw po palecie, nabierając odrobinę szarej farby, a zaraz po tym nałożyła ją na płótno, dopracowując załamanie się materiału draperii opadającej ze stołu, na którym starannie ułożyła instalację do martwej natury.

Nie podobał jej się obraz - i kompozycja, i kolory były paskudne. Miała ochotę wypieprzyć to wszystko za okno, ale była pewna, że gdyby to zrobiła, to zaraz by pożałowała. Zacisnęła usta. Wszystko wydawało się badziewne, okropne. Rzuciła pędzlem w brudną od farb wodę i zakryła twarz dłońmi. Nie była w stanie myśleć, a tym bardziej niczego robić.

Nagle usłyszała dźwięk - drobny, prawie niezauważalny, ale dźwięk. Otwierały się drzwi wejściowe do jej mieszkania. Poderwała się z miejsca i z bijącym mocniej sercem wpadła do przedpokoju. Uderzyła ją mieszanka ulgi i rozczarowania, ale z drugiej strony - czego się spodziewała?

— Cześć – Hersylia mruknęła, zdejmując buty, co okazało się trochę trudniejsze w momencie, kiedy w jednej ręce trzyma się laskę. W odpowiedzi dostała jedynie kiwnięcie głową i cień uśmiechu na twarzy kobiety. – Jak się czujesz?

— Jakoś idzie – Salomea wychrypiała. – Znowu o lasce?

— Mhm, bóle mi się ostatnio pogorszyły. Nie wiem, czy nie będę musiała wrócić do wózka znowu.

— Och.

Milczały przez chwilę, czując ciągle rosnące napięcie. Ich zwykłe kłótnie zwykle kończyły się rozmyciem w powietrzu, ale ta była niezwykła. Nie były w stanie tego obejść.

— Napijesz się herbaty?

Pytanie zbiło Hersylię z tropu. Miało być bardziej dramatycznie, halo! Pokiwała jednak głową i podążyła za Salomeą do kuchni, gdzie przysiadła na swoim miejscu przy stole i obserwowała, jak gospodyni przygotowuje herbatę.

Coś dziwnego było w jej ruchach, jakby nie do końca wiedziała, gdzie jest, albo jakby jej dłonie ważyły kilogramy i posługiwanie się nimi było ogromnym wysiłkiem. To był dość żałosny widok, gdyby miała powiedzieć szczerze.

W końcu kubek z herbatą został postawiony przez drżące dłonie tuż przed Hersylią, zaś jej matka usiadła naprzeciw niej, wbijając wzrok w ceratę na stole.

— Byłam u Julka – rzuciła w przestrzeń, nie oczekując odpowiedzi.

— O – w głosie Salomei usłyszała jak gdyby cień prawdziwego zaskoczenia. – Jak z nim?

— Źle. Znowu się schował w skorupce, wiesz przecież, o co mi chodzi, pamiętasz jego szopki.

— Pamiętam.

— Opieprzyłam go porządnie, że ma się nie zamykać, to się nafuczył strasznie, ale chyba coś zrozumiał.

Zamilkły, trwając w bezruchu. Jedynie Salomea latała wzrokiem wszędzie, szukając punktu zaczepienia, w końcu lądując na oczach córki. Przez chwilę jakby je analizowała, po czym jej rysy zmiękły, jakby uderzyło ją jakaś błoga myśl, jakieś wspomnienie.

— Oczy masz zupełnie po ojcu, wiesz to – powiedziała cicho, po czym spojrzała w dół. – Dłonie też. Wszyscy zawsze mówili tylko o oczach, a ja nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że twoje ręce są praktycznie kopiami jego. Kształt paznokci ten sam, nawet, o – chwyciła jedną dłoń zaskoczonej Hersylii w swoją i przejechała palcem po skórze jej wnętrza. – Linia serca też identyczna.

Znów zapadła cisza. Młodsza z kobiet analizowała powoli to, co się działo - czuła, że w całym jej ciele roznosi się niezrozumiałe ciepło. Chciało jej się płakać, ale wyjątkowo nie z rozpaczy.

— Byłby z ciebie bardzo dumny – głos Salomei nagle stał się skrzekliwy, jakby miała zaraz zacząć płakać. – Ja też jestem dumna, wiesz? Pewnie nie, bo nie potrafię tego pokazywać, ale... Ale jestem bardzo dumna. Z was wszystkich. Jesteście o wiele lepszymi ludźmi, niż ja kiedykolwiek bym mogła być – zaśmiała się i w końcu spojrzała na córkę.

— Ona była z nas najlepsza – Hersylia wymamrotała i wbiła wzrok w stół, czując, że łzy zaczynają płynąć jej po policzkach, zostawiając gorące ślady. Tym razem jednak smutek był jakiś inny, jakiś dziwny. Nie zdążyła powiedzieć już nic więcej, bo Salomea wstała i zamknęła ją w ciasnym uścisku.

Nie mówiły już nic, po prostu trwały tak wtulone w siebie roniąc łzę za łzą, wspólnie zanurzając się w rozpaczy, ale nie pozwalając sobie nawzajem w niej utonąć. Mogły cierpieć, mogły szlochać, ale były razem, razem!

Kiedy minuty mijały, powoli dochodziło do nich, że pewnie nie raz będą musiały to robić - cierpieć i wyć z bólu, ale o wiele lepiej było robić to razem, w swoich ramionach.

Tęskniły za tym, oj, tęskniły.


[A/N] no nikt się tego chyba nie spodziewał XDDDDDD ogólnie nie wiem kiedy następny rozdział ale no. Szaleństwo. Pozdrawiam kocham was wiem że od miesięcy nie było rozdziałów przepraszam już nie będę

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 28 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

nepeta.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz