0. Początek końca

133 16 28
                                    

Uciekaj. Szybciej. Nie oglądaj się za siebie. Nie żałuj ofiar, liczy się przetrwanie. Głowa Asima wręcz pękała od krzyków podświadomości, motywującej do zrobienia wszystkiego, by opuścić grobowiec żywym. Niestety lata życia na garnuszku matki, wydawania ostatniego grosza na wątpliwej jakości trunki i cwaniakowania, nie pomagały. Brak sił w kończynach, trudności z oddechem i ten ścisk w gardle, zmuszały go do zatrzymywania się co kilkanaście metrów na ponowny zastrzyk adrenaliny. Jedną dłonią ciągnął za sznur, a drugą ostrożnie badał otoczenie, pochodnie stracił już na początku szaleńczej ucieczki. Zresztą tak samo, jak Husani, który może odrobinkę przyczynił się do aktualnej sytuacji. Otoczony przez egipskie ciemności mógł jedynie polegać na swoim słuchu, ale oprócz własnego nieregularnego oddechu i piasku przesypującego się w sandałach, było cicho. Tak cicho, wręcz nienaturalnie i obco...

Próbował przypomnieć sobie co tak właściwie skazało ich wielką misję na porażkę, ale wszystko było takie mgliste i rozmyte. Nawet twarz Imhotepa zastygła na wieczność z czystym przerażeniem, wydawała się jedynie iluzją. W jednej chwili cieszyli oczy górą złota, skrzyniami pełnymi klejnotów i innymi świecidełkami, a w drugiej wąskie pomieszczenie zaczynało wypełniać się mrokiem i złem. Puff, tak szybko, jak dym wypełniał wizję, tak zręcznie macki śmierci sięgały po ich dusze. A potem... tylko on i Husani wybiegli na korytarz, porzucając zbędny balast, czyli trzymane w ramionach, kieszeniach i workach skarby. Może liczyli, że po oddaniu wszystkiego będą wolni. Od tamtego momentu nie widział nawet jednej kępki włosów po koledze, tak jakby również jego pochłonęły piaski.

Mężczyzna nie miał pojęcia, jak długo błądził w labiryncie, ale z każdym kolejnym metrem ciemność stopniowo ustępowała światłu. Chociaż może zupełny brak wizji był lepszy niż świadomość jak na wyciągnięcie ręki znajdowały się stworzenia mogące zabić go w mgnieniu oka. Aż dreszcze przebiegały wzdłuż krzyża Asima, kiedy ogromnym łukiem ominął dziurę w ścianie z iskrzącymi ślepiami. Miał nieomylne wrażenie, że śledzą każdy jego ruch, co prawda dało mu to jedynie większą motywację, by szybciej stąd zwiać. Na chwilę przerwał wędrówkę, by dopić pozostałości wody w bukłaku, ale dość szybko mu to przerwano.
Lodowata dłoń chwyciła go za ramię, Asim był na tyle zaskoczony, że wydał z siebie krzyk, który został zaraz zduszony kolejną równie zimną i lepką ręką. Bukłak skończył w piasku, a złodziejaszek desperacko próbował uwolnić się od przeciwnika. Machał kończynami, uderzając na oślep, aż w końcu ucisk zniknął, w akompaniamencie przekleństw i syków bólu. Dopiero wtedy Asim wytężył wzrok kim tak właściwie była druga osoba, aż się rozpromienił na widok poobijanej twarzy Husaniego. Próbę uściśnięcia kolegi przypłacił mocnym uderzeniem w głowę i kopnięciem w łydkę.

— Ała! A to za co? — Zawołał bardziej ze zaskoczenia niż faktycznego bólu, ale zaraz dostał w potylicę po raz kolejny. Już otwierał usta, żeby okrzyczeć Husaniego, gdy został chwycony pod ramię i zaciągnięty do sąsiedniego pomieszczenia. — Czem-

— Shhh, zwróciłeś uwagę tego, idioto.

Faktycznie niedługo później korytarzem coś dużego przepełzło, agresywnie zagrzechotało ogonem i oddaliło od nich. Długo jeszcze tkwili bez wykonania nawet małego ruchu, niepewni czy predator przypadkiem tylko nie czeka na błąd popełniony z ich strony. Dopiero po kwadransie ciszy, Husani wybuchł niczym wulkan, wyrzucając z siebie wszystko co mu na język przyszło.

— Jak to mówiłeś, Asim? Szybka akcja i jesteśmy ustawieni do końca życia? — Wystękał z trudem, dociskając pogryzione ramię do piersi. Bolało jak diabli, ale wolał czuć ból niż skończyć jak ich trzeci kompan, wciągnięty w mrok. — Ty łajdaku, zaraz mnie piaski pochłoną i tyle będzie z mojego wystawnego życia!

W tej chwili Husani pluł sobie w brodę, że dał się przekonać na to szaleństwo. Nie dość, że jedyne co z tego wynieśli to jakąś księgę. Na dodatek zapisaną znakami, których i tak nie potrafili rozczytać! Jakby tego było mało, Imhotep był jedynym z trio posiadającym, chociaż odrobinę szarych komórek. Gdyby go tylko słuchali...

— Czyli to moja wina, że wsadziłeś łapę w dziurę, nad którą pisało: "Klucz do wrót skarbcu"?

Asim niemalże krzyknął, tak wiele emocji w nim narastało i krzyk stanowczo pomógłby w osiągnięciu chwilowej ulgi. Szkoda, że przy okazji zdradziłby ich położenie w zastraszającym tempie i mógłby ponownie przywołać bestię ciemności. Dopóki nie dotrą do bramy, to nie mogą sobie pozwolić nawet na chwilę relaksu. To coś z mroku jedynie czekało na okazję, by pogrzebać ich w tym grobowcu tak jak innych śmiałków.

— Nie. Gdybyś nie był idiotą i nie popchnął Imhotepa w stronę tego, to może byśmy już dawno stąd uciekli. — Odpalił prędko z rumieńcem zawstydzenia wykwitującym na policzkach, wolał zapomnieć o swojej chwili głupoty. — Tak samo chciałeś uciec sam czyż nie? Inaczej byś tej liny nie zabrał ze sobą.

Husani splunął w piasek mieszanką ciemnej krwi i śliny, której widok już nawet nie robił na nim wrażenia. Jego stan znacznie pogorszył się w ciągu ostatnich dwóch godzin, był boleśnie świadomy tego, że coś go dosłownie trawi od środka. Zebrał się z trudem ziemi, oddychał coraz ciężej, ale na szczęście Asim zarzucił jego ramię przez szyję i pomagał mu utrzymać się na nogach.

— Co?

— Skoro pozbyłeś się Imhotepa to czemu miałbyś nie porzucić i mnie? Pasuje to do ciebie.

— Czekaj, czekaj. — Puścił wolno Husaniego, gdy ten zaczął się wyrywać, tak jakby Asim był czymś zarażony. Nie krył urazy w swoim spojrzeniu i głosie, kiedy odparł poważnie. — Rozumiem, że mogłeś mieć takie obawy, ale Imhotep... to był wypadek, nieszczęśliwy wypadek. — Zawahał się, bo sam nie ufał swojej pamięci z tamtej chwili. Jedynie go odepchnął, przecież nie wiedział, że ten wpadnie wprost w tamte macki. — Zresztą żadnej liny nie zabrałem, zostawiłem ją i planowałem czekać przy wyjściu na ciebie.

Zgrabnie skłamał na temat oczekiwania na niego, bo oczywiście, że najpierw zadbałby o siebie i dopiero w mieście zgłosił ten wypadek do strażników. Jednak zabranie ostatniej deski ratunku? Będąc szczerym nawet nie myślał o tym, dlatego odrobinę czuł się urażony na te bezpodstawne oskarżenia. Zwłaszcza że byli dla siebie jak bracia.

— Jak nie ty to kto?

Jak na zawołanie ów sznur skończył rzucony pod ich nogi, co nie tylko zaskoczyło dwójkę mężczyzn, ale szczerze przeraziło. Husani jako pierwszy zareagował z "Co do diaska?" i spojrzeniem w stronę, z której nadleciał przedmiot. Z już i tak bladej, zmizerniałej twarzy odpłynęły resztki kolorów, dla Asima wyglądał dokładnie tak jakby zobaczył ducha. Co tak właściwie nie było dalekie od prawdy...

— Imhotep? T-ty żyjesz? — Z trudem wydusił z siebie Asim, cofając się ostrożnie, nie spuszczając spojrzenia ze zjawy. Im dłużej się mu przyglądał tym więcej szczegółów zauważał, tak jak ta świeżą ranę przecinającą brew i skroń, ze zaschniętą krwią na twarzy. — Chcesz mnie prześladować za to co zrobiłem? Przysięgam, że był to jedynie wypadek! Teraz odejdź w zaświaty i daj nam sp-

Urwał, gdy dwa szakale stanęły u boku zmarłego, szczerzące ostre kły i oczekujące komendy, która pozwoli im ucztować. Jest źle, bardzo źle, Asim rzucił szybkie spojrzenie w stronę Husaniego i z ciężkim sercem podjął decyzję o porzuceniu kolejnego z przyjaciół na rzecz własnego przeżycia.

— Ach, czyli tak nazywa się to ciało. Cudownie, chyba zachowam je na dłużej. — "Imhotep" wymamrotał do siebie i pogłaskał chowańce za uchem, w końcu nadeszła pora na ucztę i dla nich. — Bierzcie go.

Polecił im, kiwając głową w stronę Husaniego, który po początkowych sekundach szoku po zdradzie kompana, otrząsnął się i teraz biegł po swoje życie. Niestety był już na starcie na straconej pozycji, więc skończenie jako posiłek szakali to sama formalność. Dopadły go już na zakręcie, tak blisko wyjścia, które pozostanie ostatnim widokiem przed śmiercią. Z kolei gonienie Asima nie miało sensu, byli w sercu pustyni, a mężczyzna nie posiadał nic co pomogłoby mu w dotarciu do cywilizacji, więc "Imhotep" dał sobie spokój. Jego truchło prędzej czy później i tak skończy jako posiłek dla drapieżników. Ze zadowolonym uśmiechem odszedł w mrok, by zastygnąć w oczekiwaniu na kolejnych śmiałków.

~***~
Dum dum dum, wstępik do historii właśnie zawitał wraz z końcem majówkowego długiego weekendu ^^ Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło i zostaniecie ze mną aż do końca tego opowiadania <3

Piaski czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz