Nikt nie może przewidzieć przyszłości.
Życie w mafii to marzenia większości nastolatek XXI wieku. Nie mają one bowiem pojęcia o tym co kryje się za taką rzeczywistością. Mafia to jest coś z czego nie ma powrotu. Otchłań, która zabiera cię nieodwracalnie i wystawia na próbę przetrwania. Pokazuje jak okrutni i bezduszni mogą być ludzie.
Ten styl życia ma wiele wad, a zaledwie kilka zalet. Osoba urodzona w rodzinie mafijnej ma zarezerwowane miejsce w samym środku piekła, bo o ile kobieta może przesiadywać w domu, wykonywać podstawowe obowiązki domowe i zsyłać na świat potomków, tak mężczyzna bierze na siebie największe niebezpieczeństwo i łatkę mordercy. Okazuje się, że nie tylko mężczyzna może być wielkim mafiozo.
Costanza Chevalier to dwudziestoczteroletnia córka największego i jednego z najgroźniejszych capo, Matthewa Chevalier, który od kilkunastu lat sprawuje rolę capo Hiszpanii. Dziewczyna nigdy nie była tym typem kobiety, która siedzi w domu i oczekuje na małżeństwo. Costanza miała wiele umiejętności i uczestniczyła w prawie każdej akcji czy zamachu swojego oddziału. Była wyszkolona jak prawdziwy capo.
Przez wiek ojca dziewczyny, mężczyzna musi przekazać swoje stanowisko potomkowi. Problem pojawił się w momencie, w którym zginął jego syn, Luciano, który powinien przejąć jego pozycje. W wypadku nie zginął jedynie chłopak, smierć spotkała również Raquel, wierną żonę i kochająca matkę.
Matthew miał wybór. Wydać córkę za mąż i oddać mężczyźnie rolę capo Hiszpanii lub przekazać to najbliższej rodzinie. Ku zdziwieniu wszystkich, nie wybrał żadnej z tej opcji, a podjął ryzykowna, ale wykonalną decyzje.
Wysłał wniosek do Najwyższego Zarządu o przyjęcie Costanzy jako nowego capo.
***
COSTANZA
- Już wstałaś?
Do moich uszu dotarł miękki i lekko zachrypnięty głos mojego ojca. Rzadko w domu mówiliśmy do siebie po hiszpańsku, w większości rozmawialiśmy po angielsku. Z przyzwyczajenia i z pewnością dlatego, że moja mama pochodziła z Toledo, a mój tata z Kalifornii. Nadal fascynuje mnie to jak się poznali.
Siedziałam właśnie w przestronnej kuchni na obrotowym stołku przy wysepce. Pomieszczenie było pozostawione w odcieniach lekkiego brązu. Większość przestrzeni zajmowały przeróżne szafki, w których nie kryło się nic specjalnego od zwyczajnych domów. Na środku stała wysepka kuchenna przy której były cztery obrotowe krzesełka. Byłam w trakcie dopijania mojej kawy, która przez upływ czasu zdążyła wystygnąć.
Powoli obróciłam się w stronę mężczyzny, który stanął przy ekspresie. Zerknął na mnie i obdarzył mnie delikatnym uśmiechem. Mój tato pomimo wieku trzymał się naprawdę dobrze. Przez upływ czasu jego rysy twarzy były łagodniejsze, a niegdyś błyszczące ciemne tęczówki, lekko poszarzałe. Miał na sobie luźny biały T-shirt i czarne dresy, a kruczoczarne włosy pozostawione w porannym nieładzie.
Odziedziczyłam po nim błyszczące brązowe tęczówki, łagodne rysy twarzy i kruczoczarne kosmyki. Niektórzy twierdzili, że jestem jego damską wersją. Po mamie dostałam niewielki, szpiczasty nos, zgrabną figurę i pełne usta, przynajmniej tak mówił mój ojciec.
Miałam zaledwie dziewięć lat kiedy los odebrał mi najważniejszą kobietę i starszego brata, więc z tamtego czasu pamiętałam bardzo niewiele.
Matthew pomimo tego co robił i kim był, dla bliskich był najbardziej ciepłą osobą. Podziwiałam go za to, że umiał rozdzielić świat mafii od rodziny. Zawsze wiedział co powiedzieć, kiedy było trzeba to był zimny i bezwzględny, a za bliskich, oddział i mnie dałby się pociąć. Nie dziwie się, że nazywali mnie jego damską wersją.
- Costa?
Wzdrygnęłam się na głos mojego taty i przeniosłam na niego lekko zamglone spojrzenie. Pomrugałam szybko żeby obraz mi się nieco wyostrzył.
- Tak? - mruknęłam ochrypłym głosem przez to, że długi czas nie wydałam z siebie żadnego dźwięku.
- Zadałem ci pytanie, dziecko. - westchnął i usiadł na stołku przede mną kładąc na stole kubek z czarną kawą. - Dlaczego nie śpisz? Jest piąta rano, a z tego co pamiętam nie masz dzisiaj treningu z Thiago. - zauważył.
To prawda, nie miałam dzisiaj treningu ani nic ważnego do roboty, prócz rozmowy z oddziałem. Od tygodnia nie mogłam zasnąć.
- To przez ten wniosek, mam rację? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie możesz mi się dziwić. Nadal nie dali odpowiedzi. - zacisnęłam mocniej szczęki. - Minęło już siedem dni.
- Oczywiście, że się nie dziwię, w pełni cię rozumiem, ale musisz być cierpliwa. - powiedział miękko upijając łyk kawy. Był taki spokojny w momencie kiedy ja nie potrafiłam usiedzieć na miejscu i spokojnie zasnąć. - Tylko pamiętaj o czym ci mówiłem. - posłał mi surowe spojrzenie, a jego twarz momentalnie spoważniała. - Musisz mieć świadomość, że jeśli przyjmą ten wniosek, ściągniesz na siebie ogromne niebezpieczeństwo. Ta decyzja była ryzykowna i bardzo kontrowersyjna. - powiedział, a w jego głosie była nutka zmartwienia i przerażenia.
Bał się o mnie.
- Tato, rozmawialiśmy już o tym. - uśmiechnęłam się delikatnie żeby dać mu wsparcie i w jakis sposób ukoić jego nerwy. - Mam świadomość wszystkich zagrożeń, ale jeszcze się przekonasz, że nie będziesz żałował.
Upiłam ostatni łyk kawy i wstałam ze stołka. Mój ojciec skinął głowa pokazując tym, że rozmowa została zakończona. Włożyłam naczynie do zmywarki, a po chwili równie pusty kubek zabrałam od mężczyzny wkładając je w to samo miejsce.
Wyprostowałam się poprawiając czarne długie włosy. Poprawiłam piżamę i pokierowałam się w stronę wyjścia z kuchni. Nie zdążyłam przekroczyć progu, a zatrzymał mnie głos Matthewa.
- Costanza.
Obróciłam się ponownie w stronę mężczyzny posyłając mu pytające spojrzenie. Miał poważną minę i napięte mięśnie. Zastanawiało mnie czym była spowodowana jego tak nagła zmiana.
- Za kilka dni mamy spotkanie. - wstał patrząc mi prosto w oczy. - Victor i Nicholas Cosentino.
- Capo Francji i jego consigliere? - zmarszczyłam brwi, a mój ojciec niechętnie kiwnął głową. - Po co? - zapytałam zbita z tropu.
Moja rodzina i oddział mieli kilku sojuszników oraz przyjaciół w samych capo przez pozycje Matthewa. Nie było osoby, która odważyłaby się mu sprzeciwić w mafii.
Właśnie z wyjątkiem tej dwójki.
- Dowiedzieli się o wniosku. Niekoniecznie im się to podoba. - mruknął Vincent, który przed chwilą wszedł do pomieszczenia.
Vincent był consiglierem mojego ojca i mieszkał z nami. Miał lekko ponad trzydzieści lat i traktowałam go jak starszego brata, za to on mnie jak młodszą siostrę.
Był on blondynem z niebieskimi tęczówkami. Miał ostre rysy twarzy, umięśnioną sylwetkę, a do tego był strasznie wysoki. Moje metr siedemdziesiąt dwa przy jego metr dziewięćdziesiąt było niczym.
- No to mamy problem. - stwierdziłam, a obaj mężczyźni mi przytaknęli.
///
czesc 🫶🏼🫶🏼
mam nadzieje, że jak narazie prolog wam się podoba, dajcie znać!kocham, do następnego
xx
CZYTASZ
Sovereign
FanfictionDlaczego kobieta miałaby zajmować tak wysoką pozycję, którą przez lata zajmowali mężczyźni? Victor nie może się pogodzić z, dla niego, idiotycznym pomysłem ojca młodej dziewczyny. Matthew podejmuje decyzje, która wstrząsnęła całym światem mafijnym...