Spojrzenia jakimi uraczyli mnie bracia było czymś dość przykrym dla przeciętnej osoby w moim wieku. Dla mnie to już nie miało znaczenia. Byli mi zupełnie obojętni.
Spojrzałam w bok na ojca, który odłożył na stół wydrukowany chwile temu papier. Starszy z braci złapał za kartkę uważnie czytając każde słowo. Z pewnością próbował się doszukać czegoś co zaprzeczy temu co powiedział chwilę temu Matthew.
Ojciec podszedł do Vincenta i powiedział mężczyźnie coś na ucho. Blondyn w odpowiedzi skinął jedynie głowa, a ja powróciłam wzrokiem do Cosentino.
Teraz to Nicholas czytał z uwagą całą kartkę. Victor odwrócił wzrok w stronę już byłego capo Hiszpanii.
- Odważna decyzja, Matthewie. - mruknął lodowato, a z jego postawy nie dało wyczytać się grama emocji. - Najwidoczniej na nas już pora. Costanza, mogłabyś? - odparł. Kącik ust bruneta nieznacznie drgnął ku górze co niekoniecznie mi się spodobało.
- Oczywiście.
Wstałam od stołu razem z braćmi Cosentino. Blondyn, który siedział obok mnie spojrzał nieufnie na mężczyzn i wrócił wzrokiem do mnie.
- Uważaj. - mruknął na tyle cicho, że tylko ja zdołałam go usłyszeć.
Przytaknęłam ledwo widocznie głową i przeszłam do przedpokoju odprowadzając Victora wraz z Nicholasem. Ten pierwszy skinął głową, a drugi odrazu wyszedł na ten gest. Zmarszczyłam brwi zerkając na mężczyznę.
Brunet nachylił się nad moim uchem owiewając ciepłym oddechem moją nagą skórę. Zacisnęłam dłonie w pięści usilnie starając się nie dać mu w twarz.
- Miej oczy dookoła głowy. Nie znasz dnia ani godziny. - mruknął i nie musiałam go widzieć żeby wiedzieć, że na jego twarzy zagościł złośliwy i pełny pewności siebie głupi uśmieszek.
Wyprostował się poprawiając garnitur. Był strasznie wysoki co utrudniało mi zachowanie powagi i zimnej głowy. Irytowało mnie to.
- Zastanów się czy chcesz mieć we mnie wroga czy sojusznika. - wzruszyłam ramionami.
- Zobaczymy co przyszłość przyniesie.
I wyszedł.
***
Treningi były dla mnie odskocznią, jednak w aktualnym momencie mogłam się po prostu wyżyć na worku.
Działam jak w transie i dochodziły do mnie jedynie pojedyncze bodźce. Zdawało mi się, że nawet Thiago coś do mnie krzyczał, ale średnio mnie to interesowało.
Chwilę po wyjściu capo Francji i jego consigliere'a skierowałam się odrazu do budynku obok naszego domu. Przebywali tam między innymi ludzie z oddziału, była tam siłownia, sala treningowa i pomieszczenia z broniami, ale najważniejsze znajdowały się u nas.
Nagle poczułam mocne szarpnięcie za barki i odciągnięcie od worka, na którym zdążyłam się wyżyć. Niemal odrazu odwróciłam się w stronę Thiago, który nie wyglądał na zadowolonego.
Mój trener - Thiago, był trzydziestoośmioletnim szatynem o jasnoszarych tęczówkach. Był masywny i wysoki. Miał kilka tatuaży, a do tego sporo blizn.
Tak jak my wszyscy.
Czarna koszulka opinała jego mięśnie, a szare dresy luźno zwisały wzdłuż jego nóg. Do tego zdążyłam zauważyć, że miał łańcuszek z jakimś napisem i czarno białe trampki nieznanego mi pochodzenia.
CZYTASZ
Sovereign
FanfictionDlaczego kobieta miałaby zajmować tak wysoką pozycję, którą przez lata zajmowali mężczyźni? Victor nie może się pogodzić z, dla niego, idiotycznym pomysłem ojca młodej dziewczyny. Matthew podejmuje decyzje, która wstrząsnęła całym światem mafijnym...