Następnego dnia około siódmej rano, po porannej kawie i szybkim śniadaniu, zebrałam garstkę moich ludzi z oddziału i trzy czarne mercedesy podjechały pod klub Harret.
Do klubu wszedł ze mną Vincent, Sergio i Rodrigo. Nie było potrzeby robić większego zamieszania niż mieliśmy w zamiarze, więc pozostali zostali w samochodach.
Budynek był cały obdrapany i szczerze mówiąc, nie zachęcał do wstąpienia do środka. Niegdyś neonowy napis nazwy klubu był już na tyle zepsuty, że trzy literki wcale nie świeciły, a reszta jedynie mrugała przypominając o swoim istnieniu.
W środku nie było wiele lepiej. Śmierdziało stęchlizną i zepsutym żarciem.
- Wydaje mi się, że jest jasne w jakim celu tutaj się zjawiliśmy. - uniosłam chłodny wzrok na starszego mężczyznę, który stał za ladą. Wyglądał na nieco.. nieprzejętego.
Mężczyzna był już prawie łysy. Jego głowę zdobiły jedynie pojedyncze włosy. Miał poszarzałe tęczówki i duży nos. Jednym słowem był obrzydliwie przerażający.
- W rzeczy samej, panno Chevalier. - odparł ciężkim i nieprzyjemnym dla ucha głosem. - Sęk w tym, że nie mamy o czym rozmawiać. Ceny nie zostaną zmniejszone na życzenie dziewczynki. - chciał coś dodać, ale niestety ktoś mu to uniemożliwił.
Przeszkodził mu w tym Vincent, który niegdyś ze znudzonym wyrazem twarzy zajmował miejsce na obrotowym krzesełku, w ułamku sekundy zerwał się z miejsca i wymierzył bronią pomiędzy oczy mężczyzny.
Przerażone spojrzenie faceta bardzo mnie satysfakcjonowało.
Zerknęłam na blondyna i lekko westchnęłam. Mogłam go poczęstować karcącym spojrzeniem albo jakaś gadką, ale sama miałam ochotę to zrobić, więc jedynie mnie wyręczył. Kątem oka zerknęłam na Sergio i Rodrigo, ale ich kamienne twarze nie zdradzały nic.
- Mam dzisiaj gorszy dzień - zaczęłam ze złośliwym uśmiechem. - więc radzę ci, przystanąć na moją propozycje, którą złożyłam w mailu.
- Nigdy w życiu. To byłoby nieko..
A potem był jedynie odgłos oddawanego strzału. To z jakim impetem mężczyzna poleciał na ziemię było aż do przewidzenia. Zerknęłam na Vincenta, który z precyzją oddał strzał pomiędzy oczy. Na jego wargi wpłynął ten durny i dumny uśmieszek.
- Dobry strzał. - pochwalił go Sergio, co z pewnością jedynie podniosło mu ego.
- Wiem.
Parsknęłam śmiechem na tą odpowiedź, a dla własnego dobra wolałam tego nie komentować.
Odeszłam od chłopaków i przeszłam za ladę spoglądając na mężczyznę. Sprawdziłam na szybko czy nie miał przy sobie czegoś ważnego. Musiałam uważać na krew, bo jeszcze nie daj boże zaraziłabym się czymś.
Wyprostowałam się, a po krótkiej chwili położyłam na barze kilka opakowań narkotyków i spluwę. Nie było to nic cennego.
- Zabieramy to? - zapytał Sergio nieco ciszej.
- Te prochy nadają się na śmietnik, a spluwa jest przecież rozjebana. - burknął rozdrażniony Rodrigo.
- Rodrigo ma rację. Zostawcie to. - zarządziłam, a po chwili wyszłam zza lady. - Zwijajmy się stąd zanim ktoś wezwie psy.
Zabrałam torbę i pokierowałam się do wyjścia. Po krokach usłyszałam, że mężczyźni poszli w moje ślady.
***
- Świetnie ci idzie, mruczku.
Obróciłam głowę na rozbawionego blondyna, który co chwilę wymyślał mi jakieś abstrakcyjne imiona. Były coraz głupsze i żenujące, ale do niego nie docierało.
CZYTASZ
Sovereign
FanficDlaczego kobieta miałaby zajmować tak wysoką pozycję, którą przez lata zajmowali mężczyźni? Victor nie może się pogodzić z, dla niego, idiotycznym pomysłem ojca młodej dziewczyny. Matthew podejmuje decyzje, która wstrząsnęła całym światem mafijnym...