II

277 41 39
                                    

Rano Yeonjun dostał telefon z pracy, że mają jakąś awarię i koniecznie musi się dziś tam pojawić. Dlatego Kai przez większość dnia nie bardzo miał co ze sobą zrobić. Postanowił na własne oczy przekonać się, o co wczoraj było tyle szumu. Nie do końca wierzył, że ten typ, co się przed chwilą koło nich wprowadził, wyglądał aż tak dobrze.

Albo przynajmniej Kai chciał tak myśleć.

Jednak wciąż wydawało mu się, że głupio tak do niego wbić bez żadnej przyczyny. Tak więc kolejne parę godzin spędził na oglądaniu poradnika na YouTube, a potem przygotowywaniu według niego ciasta. To znaczy, nie do końca mu wyszło. Co prawda, to był jego błąd, że nie miał wszystkich składników, czego nie sprawdził na początku i improwizował, ale również nie był świadomy tego, że ten przepis będzie tak cholernie skomplikowany.

Boże, w co on się wpakował. Wszystko dla jakiegoś obcego gościa.

Ostatecznie ciasto, które miało być tortem, bardziej przypominało jakąś papkę, którą ktoś wcześniej najpewniej przeżuł i wypluł. Tak z cztery razy z rzędu. Kai próbował jeszcze to uratować, rysując na górze kolorową buźkę, ale nie przemyślał tego, że na kremie śmietankowym lukier raczej się rozpuści. Dlatego buźka powoli zaczynała wyglądać, jakby płakała krwią. Więc nie miał ani chwili do stracenia.

Stanął naprzeciwko drzwi, z tortem w ręce i wtedy zaczął żałować całego tego pomysłu. Jeszcze mógł się wycofać. Jeszcze nie było za późno. Mógł teraz po prostu zawrócić i zjeść samemu to ciasto. Po co on je w ogóle zrobił? Trzeba było wymyślić coś innego. Mógł na przykład zapytać się, czy może pożyczyć cukier, bo dopiero planuje zrobić ciasto. Ale wtedy ten chłopak mógłby go poprosić, żeby przyniósł mu kawałek, a on musiałby pojawić się u niego z tą katastrofą i to nawet nie w całości. Chyba lepiej mieć całe średniej jakości ciasto niż tylko kawałek.

Ale był ciekawy.

Zapukał. Potem drugi raz. Dlaczego ten dzwonek do drzwi wyglądał jak włącznik światła? Musiał go nacisnąć? Może nie było słychać, jak puka? Albo może tego gościa nie było w domu. Może Kai niepotrzebnie się napracował.

- Już idę!

Kiedy usłyszał z drugiej strony drzwi stłumiony głos, niemal wypuścił to ciasto z rąk. Jeśli teraz sobie pójdzie, to będzie jeszcze gorzej. To może zostawi tort pod drzwiami. Nie, no bo co, jeśli ten chłopak w to wdepnie? Jezu, dlaczego nikt go nie powstrzymał, zanim zmarnował taką ilość mąki i cukru?

Postanowił obwinić za to Yeonjuna i jego durną pracę. I myślenie penisem.

Nagle drzwi się otworzyły.

- Przepraszam, akurat brałem prysznic.

Kai musiał się bardzo pilnować, żeby jego szczęka, wraz z ciastem, nie poleciały teraz w dół. Przed jego oczami właśnie ukazał się chyba najładniejszy chłopak, jakiego widział w życiu. On sam wolał raczej tych z kategorii „przystojnych", czy może „męskich", jak Yeonjun, albo ten aktor, który grał w Hellbound, ale teraz poczuł się, jakby zobaczył postać z mangi, która jakimś cudem ożyła i stanęła akurat naprzeciwko niego.

Naprzeciwko niego, z mokrymi końcówkami włosów i jedynie ręcznikiem, zawiniętym wokół pasa.

Kai przełknął ślinę.

- Jestem obok, mieszkam Kai.

W tym momencie zapragnął zamienić się formą z tym tortem.

Chłopak ślicznie się uśmiechnął, szerzej otwierając drzwi. Kai teraz mógł jeszcze lepiej przyjrzeć się jego ciału, ale tylko szybko przeleciał je wzrokiem, żeby nie wyjść na jakiegoś zboczeńca, czy coś w tym stylu. Już i tak robił z siebie idiotę. Wystarczyło.

Three's a Party || beomjunkaiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz