III

241 41 45
                                    

Kai nie do końca spodziewał się, że usłyszy z ust starszego akurat t o. Yeonjun zawsze był raczej porywczy, a jego pomysły czasem były mocno odjechane, ale tym razem chyba przeszedł samego siebie. Mianowicie - zaproponował, żeby się założyli. O to, z którym jako pierwszym Beomgyu postanowi pójść do łóżka. Ustalili przy okazji parę zasad, takich jak „możemy cokolwiek zrobić tylko wtedy, kiedy to on sam to zainicjuje", czy „w grę wchodzi tylko faktyczny seks analny" i tego typu. Kai nie był pewny, czemu się na to wszystko zgodził. Nawet nie ustalili jeszcze żadnej nagrody.

Ale postanowił sobie, że wygra za wszelką cenę.

Musiał obmyślić jakiś plan. Może znowu powinien do niego pójść? Albo może lepiej, żeby poczekał, aż Beomgyu przyniesie mu talerz. A kiedy już to zrobi, Kai postara się w jakiś sposób samemu zacząć go podrywać. Też powinien go jakoś dotknąć. Jakoś tak niby niewinnie, ale jednak sugestywnie. Może powinien się z nim napić? Zawsze wtedy lepiej szło mu flirtowanie. W zasadzie, kiedy poznał Yeonjuna, to też był już lekko wstawiony...

Miał jeszcze około trzech godzin, zanim ten wróci do mieszkania. Modlił się, aby Beomgyu dziś przyszedł. I żeby nie wpadł na Yeonjuna. Znał go bardzo dobrze i wiedział, że mało kto umie mu się oprzeć. Jeśli kolejny raz będą ze sobą gadać, tym razem bez żadnych granic, to Kai podejrzewał, że poniesie tragiczną porażkę. I to ledwo na starcie.

Tak się tym wszystkim zestresował, że postanowił „przypadkiem" wpaść na Beomgyu na korytarzu. Dlatego od około siedemnastu minut stał przy drzwiach, cały czas zerkając przez wizjer. Już go trochę bolały plecy, ale nie mógł się poddać. Wtedy musiałby pogodzić się z niepowodzeniem swojego cudownego planu. Był przygotowany na wszystko. Nawet wsadził do kieszeni portfel, klucze i telefon.

Kiedy już miał odchodzić zrezygnowany od drzwi, odpalić sobie jakiś serial i pogodzić się z przegraną, kątem oka zauważył, jak Beomgyu w końcu wyszedł z mieszkania. Niemal w ciągu sekundy sam otworzył drzwi. Wybiegł na korytarz tak szybko, że prawie staranował biednego chłopaka. Beomgyu podskoczył, łapiąc się za serce, po czym zaczął się cicho śmiać.

- Jezu, umarłem prawie przez ciebie.

- Oh. - Kai miał tyle czasu na myślenie, a nie wpadł na to, żeby ułożyć sobie w głowie, co tak naprawdę chciałby powiedzieć. Zaśmiał się nerwowo. - Co za zbieg okoliczności!

Beomgyu posłał mu uśmiech, a kiedy już miał go wyminąć, młodszy podbiegł do niego i zaczął iść obok.

- Akurat wpadłem na ciebie, kiedy ja też wychodzę! - starał się mówić naturalnie, ale brzmiało to bardziej, jakby recytował tekst na apelu w szkole. - To... Dokąd idziesz?

- Żarówka mi się przepaliła i wywaliło mi korki. - Beomgyu westchnął, jednak w jego głosie wciąż tlił się wesoły ton. - Już to ogarnąłem, ale muszę kupić nową, bo nie mam jak pracować.

- O, proszę. - niemal krzyknął. W ostatniej chwili się opanował. - Też muszę kupić żarówkę!

Beomgyu niespecjalnie drążył temat, ale niestety przejrzał Kaia i zaczął się z niego śmiać, że jeśli chciał z nim wyjść, to wystarczyło dać mu znać. Chociaż również mu podziękował, że gdyby nie on, to musiałby szukać sklepu na mapach w telefonie, bo jeszcze nie do końca ogarniał okolicę. Kai wtedy poczuł przypływ pewności siebie.

Sam nie był pewny, jak do tego doszło, ale kiedy już mieli wracać, udało mu się namówić starszego, że skoro już razem wyszli, to powinni lepiej się poznać. Dodał też parę słów o tym, że to jego sąsiedzki obowiązek. Wymyślił to na poczekaniu, a kiedy Beomgyu się na niego dziwnie spojrzał, to zaczął modlić się, aby wleźć w słup, walnąć się o niego głową i stracić przytomność.

Three's a Party || beomjunkaiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz