Rozdział 4

219 17 0
                                    

Zacisnęłam pięść z całej siły, w której znajdował sie stabilny kij i jedno spojrzenie w głąb Natalie oczu dało mi odwagę ale także siłe aby znieść rozczarowanie jakie mogłam spotkać za drzwiami we własnym domu, w którym powinni znajdować się rodzice siedzący przed telewizorem,popijajac ich ulubioną czarną kawę w starych kubkach otrzymanych od siebie. Jednak wszystko mogło wyglądać całkowicie inaczej...

Delikatnie uchylając drzwi wejściowe,ktore były otwarte dały mi do namysłu, że jest coś nie tak. Natalie zabezpieczyła teren dookoła mnie i stanęła jak wryta gdy zauważyła coś czego mogłyśmy sie spodziewać. Moi rodzice pałetali się po kuchni z głęboką pustką w oczach,gdy ujrzałam ich w tak krytycznym stanie zdążyłam pisnąć nim towarzyszka zakryła mi usta,jednak oni to słyszeli i zwrócili wzrok w naszą strone...

Natalie była silna psychicznie jak i fizycznie ja zaś byłam drobną lecz sprytną blondynką. Natalie przygotowana do ataku,popchnęła mnie daleko za siebie i rzuciła sie w stronę zarażonych, ponieważ teraz tylko tak mogłam ich nazwać. Nie mieli uczuć,nie mieli wspomnień,nie mieli emocji.Widząc jak głowa mojej matki została rozdeptana silnym naciskiem a mózg mojego ojca rozwalony na kawałki zaczęłam szlochać co następnie przemieniło sie w głośne wycie. Moje życie przestało mieć jaki kolwiek  sens.Widziałam śmierć dwóch najbliższych mi osób.Jeszcze bardziej moja psychika pogorszyła sie a ja przestałam walczyć z samą sobą. Leżąc rozłożona na schodach czułam jak łzy delikatnie spływają mi po polikach na moją nową bluzkę,ktora dodałam dzień wcześniej od taty na urodziny.

Natalie wiedząc że chcę pobyć sama,ominęła mnie i ruszyła w poszukiwaniu potrzebnych artykułów. Następnie nie patrząc na mój stan,glośno wygarnęła mi o moim tchórzostwie i braku zaradności,wspomniała także o tym,że moi rodzice chcieliby abym nadal żyła i wzięła się w garść, nastepnie odeszła kontynuując poszukiwania. Po długich rozmyśleniach postanowiłam spełnić słowa przyjaciółki, nie tylko dla rodziców ale także dla samej siebie.

Minęło kilka dni gdy przestałam myślec obsesyjnie o śmierci rodziców. W tym czasie dołączyłyśmy się do niewielkiej grupy składającej się z dwóch mężczyzn oraz dwóch kobiet, którzy widać było że doskonale radzili sobie w tych czasach. Byli zgrani i przedewzzyskim zaradni. Do gustu przypadł mi pewien brunet z zarostem,z którym bardzo chciałabym się zaprzyjaźnić,wiedzialam ze to świetny materiał na przyjaciela. Nazywał sie Rick i był dobrze zbudowany w wieku ok.40 lat,mimo to nadal był odważny i silny.

Po kilku następnych dniach bliżej poznałam każdego z osobna, czyli Sarę,Mikę,Dylana i Ricka z którym moje kontakty były coraz lepsze,cieszyłam się, że mogę przyjaźnić się z kim takim jak on. Natalie i ja byłyśmy tam najmłodsze wiec to oni wszystko za nas robili chroniąc na dupy. Wkońcu po długich wędrówkach dotarliśmy do wspomnianej wczesnej farmy zamieszanej przez  rodzinę Dylana. Okazała się ona opuszczona jednak nie okradziona. W pierwszy dzień zabezpieczyliśmy odpowiednio szyby i drzwi przed sztywnymi a następnie znieśliśmy wszystkie znajdujące sie w piwnicy puszkowane zapasy,ktorych było całkiem sporo. Podczas kilkudniowego pobyty z nimi nauczyłam sie używać broni oraz tasaka z czerwonym uchwytem,ktorego podarował mi Rick.

Zbliżając się do snu wszyscy rozłożyliśmy się w jednym pomieszczeniu. Leżąc koło Ricka,uświadomiłam sobie, że traktuje mnie on jak własną córkę,dowiedziawszy się o utracie rodziców stał sie opiekuńczy i wyrozumiały. Podobało mi się to,kochałam go jako ojca a on mnie jako córkę, chociaż znaliśmy sie dopiero kilkanaście dni. On zaczął rozmowę.
-I jak ci się tu podoba?
-Calkiem calkiem. Ciesze się, że mamy wkońcu coś stałego.-odparłam
-Jutro z rana razem z Dylanem rozpoczniemy zabezpieczanie całego domu a ty z Natalie i Sarą poćwicie szczelanie,zaś Mika zapoluje. Mam nadzieje że została jeszcze jakaś dziczyzna w tym lesie.
-Też mam taką nadzieje...Przyznaj że posługiwanie się bronią idzie mi coraz lepiej.
-Tak tak niedługo zaczniesz operować karabinem,wtedy już żaden sztywny ci nie podskoczy.-Zaśmialiśmy się,zwracajac uwagę przez to na resztę ekipy. Dzięki temu na twarzach innych także ukazał się delikatny uśmieszek. Miło tak nieraz przypomnieć sobie co to jest szczęście w tych czasach...

Nie oglądaj się za siebie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz