04. Wybierasz się gdzieś?

680 59 66
                                    

Wsadzam sobie garść czasu do kieszeni.

Sekundy i minuty, no wiecie. Do godzin nie docieram, bo to mogłoby zmienić decyzję Sasuke. Ale nie zamierzam tam lecieć jak wariat, na złamanie karku, jakbym tylko marzył, żeby legnąć się na jego czystym łóżku i w k o ń c u zacząć słyszeć własne myśli bez wrażenia mózgu wypływającego na podłogę.

Dlatego sekundy i minuty są odpowiednie. Nie robią z ciebie desperata, ale też nie sprawiają, że wychodzisz na niekulturalnego gnoja.

Sekundy i minuty są świetne. W przeciągu nich może się tyle rzeczy zdarzyć - jak choćby to, że zahaczam jeszcze o szybki prysznic i ubieram się w świeże ubrania. Czesze włosy. Bo własna autoprezentacja jest bardzo ważna. To jedna z ludzkich manipulacji. To niebezpieczne narzędzie.

A ja, wierzcie mi, jestem doskonałym manipulatorem.

Po upływie sekund i minut jestem gotowy. Ładnie pachnę, a uśmiech numer jeden nie odpada od moich ust.

I pewnie sobie myślicie, no i co się tak pindrzysz? Jeśli tak pomyśleliście, to znaczy, że jesteście brudasami, a jak jesteście brudasami, to proszę zakumplować się z Gaarą. Dla reszty odpowiedź powinna być znana.

Ale to nic osobistego. Nie chcę was obrażać.

Zerkam jeszcze przelotnie w lustro, poprawiam dziwnie sterczący kosmyk wciąż wilgotnych włosów i wychodzę z pokoju. To już drugi raz, gdy przemierzam ten korytarz. Jak znowu wylecę z hukiem, to przysięgam, ze trzeci raz tam nie wrócę. Zrobię sobie małą separację od naburmuszonej twarzyczki Sasuke.

Opieram się o framugę.

I pukam. Jeden i... drugiego nie ma. Sasuke otwiera po pierwszym razie i prawie język wypada mi na podłogę, bo on nigdy nie otwiera po pierwszym razie. I nigdy nie otwiera ubrany w ten sposób.

Przez chwilę po prostu patrzę.

I on patrzy.

Sekundy i minuty chyba uciekają w popłochu.

Stoję tak długo z nogami rozlanymi po terakocie, że zapominam, po co ja tak właściwie tutaj przyszedłem. Mrugam. Marszczę brwi. Krzyżuje ręce na klatce piersiowej.

I jestem trochę zdziwiony.

— Wybierasz się gdzieś? — pytam i dobra, mój głos brzmi chłodno i oceniająco. Ale gdybyście tylko widzieli to, co ja widzę. Kiwa głową. — Tak? A gdzie?

Nic. Żadnych emocji. Tylko to arktyczne spojrzenie.

Niedobrze, że mam mokre włosy. Z tego wszystkiego zaraz się przeziębię.

— Wchodzisz czy nie?

Przyglądam się mu z uwagą. A potem robię krok do tyłu.

— Przecież wychodzisz.

W odpowiedzi przewraca oczami. A potem łapie mnie za nadgarstek i wciąga do pokoju. Drzwi trzaskają. Ledwo utrzymuje równowagę i wychylam się do przodu, chwile balansuje na krawędzi życia i śmierci, aż odzyskuje statykę ciała.

Patrzę na niego z wyrzutem.

— Nie trzeba tak gwałtownie, wiesz?

Rzuca mi protekcjonalnym uśmiechem prosto w twarz.

— Oczywiście.

O c z y w i ś c i e.

Mamy miliardy słów. Nawet nie wiem jakie to są liczby. Mamy słowa na powitanie, na pożegnanie, na udzielenie neutralnej odpowiedzi. I ze wszystkich słów, jakie są tylko dostępne na tym szalonym świecie, on musiał wybrać to jedno: ociekające wyższością, pompatyczne, t a k b a r d z o w jego stylu.

To taka nasza gra || SASUNARUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz