Wróciłem do swojej cuchnącej rudery, ale myślami chyba zostałem w pokoju Sasuke. Albo chociaż na korytarzu przy jego drzwiach. Chwile w nie waliłem i próbowałem się dobić, ale dotarło do mnie, że to wygląda jak kłótnia wybuchowej parki. Więc przestałem. Nie jesteśmy parką. I to nawet nie była kłótnia. My lubimy się tak prztykać. Serio. Wypowiadamy więcej obelg niż normalnych słów.
Poważnie.
Zupełnie poważnie.
Więc nie wiem, dlaczego jest mi z tym tak dziwnie.
Dla zarysowania skali problemu musicie wiedzieć, że Naruto i dziwnie kompletnie ze sobą nie współgra. To jakbyście wzięli dwa przeciwstawne bieguny i próbowali je połączyć. Na chama się da. Oczywiście. Na chama to się wszystko da. Ale takich rzeczy po prostu się nie robi. To nie smakuje dobrze.
Dlatego na chwilę przyklejam uśmiech numer jeden do ust, ale rzeczywistość szybko we mnie uderza i pozostaje z uśmiechem numer milion. Czyli z grymasem. Rzadko do niego dochodzę. Prawie nigdy. Chyba że Sasuke mnie wkurzy.
Boże.
No i to jest właśnie to. Tylko ten dupek potrafi wyprowadzić mnie z równowagi tak skutecznie. Oblane kolokwium? Nie ma problemu. Śmierdzący współlokator? Co? Ktoś coś mówił? Sasuke i ten jego wściekły grymas? Zaczynam wariować.
Nienawidzę tak się czuć.
Nienawidzę wariować.
I nienawidzę Sasuke. Nie. Dobra. Aż tak to nie. To moja ulubiona psiapóła, ale po prostu czasami kij utyka mu za głęboko w tyłku i chodzi trochę naburmuszony. I skrzywiony. I w ogóle mało rzeczy mu się podoba. I większości to on nie lubi. I właściwie mało z nim plusów, za to dużo minusów.
Ale jak dodasz dwa minusy to wychodzi plus. Sasuke to właśnie takie plusik składający się z minusów.
Dzisiaj ma dużo minusów.
Ale ja to naprawie.
Bo prawda jest taka, że Sasuke nie potrafi oprzeć się mojemu uśmiechowi numer jeden.
Ale najpierw odpoczynek i kontemplacja nad własnym losem. I może króciutka drzemka. Życiodajna.
I urododajna, choć tego mi nie brakuje.
I tym razem nie żartuje.
Zakładam dłonie za głowę i próbuję zasnąć. Mija kilkanaście sekund. Może sześćdziesiąt. A może sto dwadzieścia. Nie mam pojęcia. Nie mamy tutaj zegarka. Akademik nie opływa w luksusy. Nie słyszę więc tykania wskazówek. Nie umiem odmierzyć czasu na zawołanie. Wiem tylko tyle, że słońce atakuje moje zamknięte oczy. Bo jest południe.
No wiem. Trochę mnie dzisiaj ponosi.
Tylko że naprawdę głowę mam tak ciężką, jakby ktoś wypchał mi ją ołowiem. Wystarczy ją podpalić. I wtedy zamienię się w żywą pochodnię.
Chcę sobie oszczędzić wybuchów.
Już prawie odpływam. Przestaje słyszeć szum dochodzący z zewnątrz, własne myśli i zaczyna być mi wszystko jedno, aż nagle, jak sam pieprzony grom z jasnego nieba, drzwi się otwierają i z hukiem trzaskają o przeciwległą ścianę.
Zrywam się do siadu. Nie. Zrywam się do siadu i krzyczę.
Bo jestem z a s k o c z o n y.
— Boże. Co. Co się dzieje? — wyrzucam i przecieram twarz dłonią i nagle wszystko staje się jasne. Jak to słońce, które nie dawało mi spać. Ale to jest gorsze. — A. — Macham ręką. — To ty.
![](https://img.wattpad.com/cover/341704072-288-k950263.jpg)
CZYTASZ
To taka nasza gra || SASUNARU
أدب الهواة🍀 Lubimy z Sasuke czasem sobie pograć. Mamy wiele różnych zabaw. I nie myślcie o tym w kategoriach +18. Po prostu jesteśmy rozrywkowymi studentami. Ale nasza najlepsza gra zaczyna się dopiero wtedy, kiedy uwalam kolokwium. Znowu. Yup. Drugi raz...