Nie ukrywam, że nie było mi wczoraj do śmiechu.
Nie mogę zaprzeczyć, że mój naturalny urok gdzieś się rozmył, żart utknął w gardle i właściwie to przestałem przypominać samego siebie. Może nawet byłem daleki od przypominania chociażby własnego cienia. W porządku. Mogę się z tym zgodzić. Jest taka możliwość.
Ale wiecie.
Wszyscy wielcy ludzie mają swoje załamania, no bo popatrzcie — człowiek jest idealny w swej nieidealności. Zapamiętajcie to. I przypominajcie sobie, gdy znowu zrobię coś durnego, a musicie wiedzieć, że z całą oczywistością coś takiego nastąpi. Bo nie zdradziłem wam jednego sekretu: Naruto możecie również zestawić ze słowami wybitnie i nieszablonowo zaskakujący.
Ale ja się tego nie wstydzę. Zupełnie. Nic a nic. Różne są typy osobowości (a propos różnic indywidualnych) i wypada się z tym pogodzić.
I ja jestem pogodzony.
Dlatego przyklejam swój uśmiech numer jeden do ust i nie zrażam się niepowodzeniami. Nie przejmuje się tym, że mój czas skurczył się o cały dzień. A już na pewno nie przejmuję się tym, że rzuciłem ckliwą gadką po powrocie Sasuke i z tego całego zaskoczenia wróciłem w nocy do swojego pokoju.
Patrzcie. Zupełnie nieprzejęty. Jestem jak skała.
I może nawet powiedziałem, że za nim tęsknie, ale Sasuke jest moją ulubioną psiapsiółką. Jest przyzwyczajony do wylewanego okazywania uczuć z mojej strony. Dlatego się nim nie martwcie. Że niby wziął to na poważnie. I że niby coś z tym zrobi.
On tak tylko mówi. Sasuke to okropny zgrywus. O k r o p n y. Lubi mącić ludziom w głowach. To takie jego zabawne hobby.
Ja się śmieję.
Ha ha.
Nieważne.
Wychodzę właśnie na wykłady, bo uwalone kolokwium czy nie, na wykłady chodzić trzeba. O tym pamiętajcie. Zarzucam więc plecak na ramię, poprawiam sznurki od kaptura i wychodzę z...
Akademika.
Dobra.
To jest akurat dziwne.
Ponieważ widzę Sasuke opierającego się o przeciwległą ścianę. Sasuke ubranego w bluzę polo z kołnierzykiem. Eleganckie spodnie. I m a r t e n s y. I pachnącego jak wczoraj. I wszystkie wspomnienia nagle we mnie wbiegają i gubię na chwilę wątek, muszę mrugnąć.
Pozwalam sobie na dwa mrugnięcia.
Ale jestem naprawdę zaskoczony.
Musicie wiedzieć, że Sasuke nigdy na mnie nie czeka. Po prostu nigdy. A tutaj proszę, żywy i namacalny podpiera ścianę należącą do mojej części korytarza.
I z pewnością nie wygląda na zagubionego.
(I jest ubrany jak sam pieprzony stworzyciel świata, ale do tego na głos się nie przyznam).
I wow. Dobra. Teraz dzieje się rzecz nieprawdopodobna: rzuca czymś w moją stronę, dostaje papierową torbą prosto w brzuch i muszę się skulić, bo dokonałem wczoraj kilku słabych wyborów (tak, lekko się napiłem) i wciąż czuję je na sobie.
— Śniadanie — mówi i odkleja plecy od ściany, a potem do mnie podchodzi. — Tylko postaraj się nie wyrzygać żołądka.
Aha.
No dobra.
Aha.
Chyba przegapiam moment, w którym moje usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. I chyba przegapiam też moment, w którym moje serce postanawia się wywrócić do góry nogami i zrobić dziwne zamieszenia w klatce.

CZYTASZ
To taka nasza gra || SASUNARU
Fanfiction🍀 Lubimy z Sasuke czasem sobie pograć. Mamy wiele różnych zabaw. I nie myślcie o tym w kategoriach +18. Po prostu jesteśmy rozrywkowymi studentami. Ale nasza najlepsza gra zaczyna się dopiero wtedy, kiedy uwalam kolokwium. Znowu. Yup. Drugi raz...