(II)

610 93 10
                                    


Na kilka sekund świat stanął w miejscu. Laura opuściła nogę, z ciekawością przyglądając się nagłej bladości na obliczu nieznajomego, skrzywiła się, gdy powietrze przeszył głośny krzyk, po czym odsunęła, gdy biedak runął na podłogę.

– No i wygrałam – oświadczyła z satysfakcją.

Nie potaknął, za to zduszonym głosem wyrecytował taką wiązankę przekleństw, że prawie zwiędły jej uszy.

– Zabierajcie szefuńcia i wynocha! – Machnęła ręką w kierunku dwóch oniemiałych mężczyzn. – I żebym was tu więcej nie widziała, zrozumiano?

Wiedziała, że sporo ryzykuje tymi słowami, bo tacy jak oni nie dotrzymywali obietnic. Liczyła jednak na to, że razem z panią Wandą zyskają odrobinę czasu. Dowie się, o co chodzi i może znajdą rozwiązanie.

Jakbym mało miała problemów, pomyślała z wisielczym humorem, podczas gdy przeciwnik pozbierał się z ziemi i wstał. Już się nie uśmiechał, za to wyglądał na mega wkurzonego. Dawało się też zauważyć, że chyba nadal mocno go bolało...

– Jeszcze z tobą nie skończyłem! – warknął, po czym sięgnął po marynarkę i wyszedł, a za nim jego nadal zaszokowani podwładni.

– Co ty zrobiłaś, dziecko? – Pani Wanda załamała ręce. – I jeszcze z nim! On ci nie daruje!

– To była uczciwa walka.

– Walka?

– No, walka – powiedziała niepewnie Laura. – To jakiś prezes wielkiej firmy?

– Prezes? To gangster, dziecko! Rasowy gangster!

– Nie wyglądał – wymsknęło się jej.

Ponieważ pani Wanda miała łzy w oczach, ona także poczuła niepokój.

– Jaki gangster? – zapytała ostrożnie, zabierając się za kolejną bułeczkę. Takie sytuacje zawsze zaostrzały jej apetyt.

– Stara się robić wrażenie eleganckiego biznesmena, ale to chłopak z ulicy. Wychowany w sierocińcu, z kilkoma wyrokami na koncie, były bokser i najbardziej bezwzględny egzekutor długów.

– Długów? – Coś nieprzyjemnie zakuło ją w serce. – Sporo pani o nim wie. Dlaczego chce, aby się pani wyprowadziła?

– To cenna działka, a w kamienicy nikt już nie mieszka. Zostałam tylko ja i moja piekarnia. Buntuję się – westchnęła – ale w końcu będę musiała ulec. Teraz nawet szybciej niż przypuszczałam.

– Przeze mnie? – Laura bezczelnie zerknęła do wnętrza teczki. Nazwę firmy kojarzyła, nazwiska Bastian Dębski już nie. Swoją drogą, dziwne imię.

– Mój upór może doprowadzić do nieszczęścia. Powiem mu, że zgodzę się, jeśli zostawi cię w spokoju.

– Uczciwie wygrałam. – Obraziła się Laura. – Nie sprecyzował metody walki, więc zrobiłam to po swojemu.

– Dzieciak z ciebie. – Pani Wanda wepchnęła jej do rąk torbę z pieczywem. – Idź już kochanie do domu i pamiętaj, nie wychylaj się niepotrzebnie. Ja to załatwię. I tak musiałabym podpisać dokumenty, teraz po prostu dodam swoje warunki.

Laura westchnęła, ale nie zaprotestowała. Z pochyloną głową, z nosem utkwionym w zdartych czubkach butów, przeskakiwała przez kałuże, snując dalsze rozmyślania nad swym ponurym losem. Niezbyt podobało jej się to, co zrobiła, ale wtedy działała pod wpływem impulsu. Obrona staruszki nie miała sensu, bo gdzie jej się tam mierzyć z takimi ludźmi, jak ten Bastian. Naraziła się tylko na dodatkowe niebezpieczeństwo.

– Jakbym mało miała problemów – wymruczała. – Co powiem mamie, gdy spyta, dlaczego nie poszłam do pracy? Boże, cudu potrzebuję, cudu prosto z nieba!

Cud nastąpił, chociaż panowie, którzy siłą obezwładnili szamoczącą się dziewczynę i wepchnęli ją do ciemnego vana, nie wyglądali na wysłanników nieba. Przeciwnie, ich czarne ubrania, ponure miny i topornie ciosane twarze, nie zwiastowały niczego dobrego. Laura siedziała pomiędzy nimi, związana, zakneblowana, przerażona i wściekła. Głównie na siebie, bo jeśli już mieliby ją usunąć z tego padołu łez, to mogła się chociaż porządnie ubezpieczyć. Mama i Przemek dostaliby całkiem niezłą kwotę odszkodowania, a ona w końcu miałaby święty spokój. Można powiedzieć, że wieczny. Wieczysty. Wiekuisty, wyliczała z irytacją.

Nie zadawała zbędnych pytań, bo doskonale wiedziała, kto za tym wszystkim stoi. Podziwiała nawet szybkość, z jaką przystąpił do rewanżu. Pełna złych przeczuć oraz wizji tortur i brutalnych gwałtów, przez chwilę zastanawiała się, co powinna zrobić i jak uciec. Niestety, na ucieczkę nie miała najmniejszych szans, mogła jedynie snuć ponure rozmyślania o swoim niepewnym losie. Rozmyślania te skończyły się, gdy dotarli na miejsce, którym okazała się nowoczesna, luksusowa rezydencja, leżąca poza miastem, nieco na uboczu, otoczona przez ogromny ogród i wysoki, solidnie wyglądający płot. Bramy pilnował uzbrojony mięśniak, a gdy dojechali do budynku, na powitanie wyszły jego klony, może trochę lepiej ubrane, ale z twarzy i postury niemal identyczne jak oryginał.

Została wypchnięta z samochodu, a następnie zaprowadzona do piwnicy, która wcale nie zrobiłaby na niej złego wrażenia, gdyby nie tocząca się tam akcja.

The queen of fight [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz