III.7.

435 31 5
                                    

23. Niecierpliwe oczekiwanie.

Zszedłem na parter i wróciłem do restauracji. Niestety, kelner sprzątnął już mój talerz, więc musiałem nałożyć sobie coś na nowy. Byłem gotów czekać aż do zamknięcia restauracji, byle nie przegapić jej przyjścia.

Minuty dłużyły mi się w nieskończoność. No bo ile można siedzieć i jeść, zwłaszcza, jak nie jest się już głodnym? Nalałem więc sobie lampkę wina i żeby nie wyglądać na desperata wziąłem się za przeglądanie wiadomości w telefonie. Od czasu do czasu zerkałem jednak na drzwi z nadzieją, że pojawi się w nich ona.

W końcu się doczekałem. I nie pomyliłem się. To była Wi. Tak samo piękna, jak wtedy, kiedy ją poznałem, ale ubrana zupełnie inaczej. Miała na sobie dżinsy, białą bluzkę koszulową, a zamiast niebotycznych szpilek, botki na normalnym obcasie. Czyżby ona też była nauczycielką matematyki? To w ogóle możliwe? – zdziwiłem się, patrząc na inną odsłonę kobiety, która zawładnęła moją wyobraźnią.

Ona przez chwilę rozglądała się po pomieszczeniu i skierowała się do bufetu. Obserwowałem z ciekawością, jak nakłada na talerz kawałek grillowanego fileta z kurczaka. A więc uff, normalna, je mięso. Potem dołożyła sobie górę duszonych warzyw. Wiadomo, kobieta. W końcu wzięła nóż i widelec i zaczęła znowu rozglądać się po sali, szukając wolnego stolika, ale szczęśliwie wszystkie były zajęte. Postanowiłem jej pomóc. Wstałem i podszedłem do niej szybko.

– Zapraszam do siebie. Siedzę sam – powiedziałem, wskazując jej kierunek.

Drgnęła zaskoczona na dźwięk mojego głosu.

– Spokojnie. Nie wydam nas – dodałem cicho.

Jeszcze raz spojrzała na mnie z niepokojem, ale po chwili odetchnęła z ulgą.

– Okej, dziękuję.

Wi dosiadła się do mojego stolika, wywołując tym samym zazdrosne spojrzenia nielicznych mężczyzn, znajdujących się w sali restauracyjnej. Nie przejąłem się tym w ogóle. Ważne, że tam była. Ze mną.

– A więc też jesteś matematyczką? – spytałem, kiedy tylko mogłem się odezwać.

– Pozwól, że najpierw zjem – poprosiła, ignorując moje pytanie. – Umieram z głodu.

– Jasne. – Trochę mnie zmieszała jej stanowcza reakcja, ale nie zamierzałem narzekać. Przecież najważniejszy było to, że tam była. Że znowu ją spotkałem.

Niechętnie dokończyłem to, co miałem na talerzu. Ona za to pochłonęła swoją porcję dość szybko. Musiała być naprawdę głodna.

– Masz ochotę na deser? – spytałem, żeby nawiązać jakikolwiek kontakt wzrokowy.

– Niekoniecznie. Już za późno na słodycze – uznała.

– A może na lampkę wina po kolacji?

– A jakie masz? – Tu już wyglądała na bardziej chętną.

– Czerwone półwytrawne. Jadłem wołowinę – wyjaśniłem.

– A to ja poproszę o białe, też półwytrawne.

– Już się robi, droga pani – odparłem i szybko poszedłem do bufetu, gdzie stało kilka butelek różnych win. Nalałem jej do lampki białego chardonnay i wróciłem do stolika. Położyłem przed nią lampkę. – Proszę.

– Dziękuję.

Wzięła ją do ręki, delikatnie zakręciła trunkiem w środku, a potem upiła odrobinę.

– Dobre. A ty nie pijesz?

Wziąłem więc do ręki swoją lampkę.

– Wypiję, ale najpierw toast. Za niespodziewane spotkanie, Wi – powiedziałem i delikatnie stuknąłem w jej szkło.

Figury i układyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz