Syn Batmana cz.2

48 5 0
                                    

Trzy dni później...

Śnieg padał dosyć obficie w czasie, gdy Damian kończył ubieranie swojego już nie tak nowego mundurka szkolnego. Obecnie już od 2 dni uczęszczał na zajęcia w swojej nowej placówce edukacyjnej i musiał przyznać, że nie różniła się ona za wiele od Akademii Jean. Obie były prywatnymi placówkami, do której uczęszczały bogate dzieciaki, których rodzice za pomocą łapówek, hojnie obdarowywali uczelnie, by zapewnić swoim dzieciom jak najlepsze wyniki końcowe. Najważniejszą rzeczą, która różni obie te instytucje to taka, że, Akademia Gotham przyjmowała uczniów także spoza tej uprzywilejowanej bogatej grupy społecznej, otwierając swoje mury na biedniejszą utalentowaną młodzież z pomocą licznych z stypendiów oferowanych przez między innymi jednej z najbogatszych rodzin w mieście - fundacji pana Wayne'a. No i oczywiście mundurki, które w nowej szkole były o wiele wygodniejsze i o wiele przyjemniejszym kolorem dla oka. Co prawda ulubionym kolorem czarnowłosego była zieleń, jednak było coś dla niego w kolorze niebieskim, któremu nie umiał się oprzeć. Wydawało się, że przyzwyczaił się już do nowych warunków mieszkaniowych oraz naukowych, które w dość krótkim czasie zmieniły się w jego życiu. Jednak nic nie mogło być bardziej mylnego. Może i wydawało się, że Damian jest ponad rozwinięty jak na swój wiek i że na pewno umie więcej niż inni jego rówieśnicy Jednak nadal w głębi duszy był tylko dzieckiem, zagubionym dzieckiem, które starało się zadowolić swoich rodziców, którzy byli dla niego wszystkim. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ich zawieść, chcąc być dla nich idealnym synem. Mieszkanie samotne w tak dużym skrzydle tego dużego dworu, miało oczywiście swoje plusy a także i minusy, zwłaszcza gdy jesteś praktycznie jedynym mieszkańcem tej części. Gdyby chciał, ukryłby się tutaj i nikt by nie zauważył jego braku a tym bardziej jego obecności. Samotność to coś na co był skazany już od dawna i wiedział, że na pewno będzie mu ona towarzyszyła w jego życiu jeszcze nie raz. Starannie zasłoniło swoje łóżko by po raz kolejny nie dać okazji by Cressida podczas posiłku znów spojrzała na niego krzywo, sugerując, że przez niego ma o wiele więcej niepotrzebnych obowiązków i że jest zmuszona zająć się tym, co równie dobrze chłopiec mógłby zrobić sam. Upewniwszy się zostawił swoją sypialnię wręcz w nienagannym porządku chwycił swój nowy plecak i podążył w stronę kuchni, gdzie zapewne czekało już na niego jego posiłek, który będzie musiał po raz kolejny zjeść w samotności. Od czasu przyjazdu do posiadłości z wizyty w szkole ani razu nie widział i nie miał okazji nawet zamienić choć słowa z matką, która była czymś ewidentnie bardzo zajęta. Chłopiec doskonale wiedział, że w takiej chwili najlepiej jest jej nie przeszkadzać i udawać jakby w tej chwili w ogóle nie istniał. Kobieta nienawidziła, kiedy jej przeszkadzano wtedy, kiedy najbardziej potrzebowała ciszy i spokoju, zwłaszcza za dość błahą i pospolitą sprawą. Nawet nie miał możliwości by dopytać się, kiedy dołączy do nich ojciec. Ogólnie cała ta sytuacja była dosyć specyficzna i chyba można śmiało rzecz nie do pomyślenia, dla tak lubiący porządek rodziny jak państwo Wilson. Przeżuwając razowe tosty, Niechcący wspomniał o pierwszym dniu W Akademii i jego nowej klasie. Doskonale wiedział, że wzbudzi sensację i nie pomylił się. Bowiem w końcu miał zaledwie pięć lat a wylądował w klasie praktycznie z jedenastolatkami. Spojrzenia pełne ciekawości, grozy, gniewu czy podejrzenia, towarzyszyły mu przez cały dzień a zwłaszcza ciągłe szepty czy coraz śmielsze głośniejsze teorie. Nauczyciele byli nie lepsi od uczniów, jednak ich zachowanie było bardziej taktowne niż jego obecnych kolegów z klasy. Dość szybko zaskarbił sobie sympatię niektórych nauczycieli, gdy jako jeden z nielicznych był przygotowany do zajęć, zwłaszcza, że był zasadniczo nowy oraz o wiele młodszy i w praktyce tą wiedzę powinien osiągnąć w o wiele starszym wieku. Reagował na ich komplementy jedynie uśmiechem oraz próbą ignorowania reszty. Nie czuł potrzeby zaprzyjaźnia się z nikim, jedynie odpowiadając uprzejmie na zadawane mu pytania przez innych kolegów z klasy. Nagły dźwięk klaksonu z podwórka odwrócił jego uwagę od wspomnień, zdając sobie sprawę, że zbyt długo nad tym rozmyślał. Dość szybko dopił resztę czarnej herbaty zostawiając dowody swojego posiłku na stole. Tym razem Cressida, będzie musiała mu to wybaczyć. Jak zwykle wsiadając do samochodu pozdrowiło go, zniesmaczone spojrzenie Hiltona, który jak zwykle będzie całą drogę milczeć z dość krzywym wyrazem twarzy. Gotham było dość specyficznym miastem, które się albo kochało, albo nienawidziło. Można było śmiało rzec, że jest to metropolia, w której łączy się przeszłość oraz przyszłość w zależności, w której konkretnie części miasta przebywałeś. Miało swój urok i klimat, którego brakowało stolicy tego kraju, przynajmniej w jego mniemaniu. Patrząc na krajobraz za oknem samochodu, odruchowo położył dłoń na swojej torbie, w której Spoczywała jedna z jego nowych lektur poświęcona historii tego miasta. Im bardziej zagłębiał się w czytaną prozę zdawało mu się, że coraz bardziej zaczynało mu się te miasto podobać. Czego jednak nie ośmieliłby się powiedzieć żadnemu dorosłemu w jego domu. Gdy samochód podjechał pod bramę szkoły, wysiadł z niego jednakowo ochoczo jak i również z nielicznymi obawami. Kiedyś będzie musiał się przyzwyczaić, że ludzie zawsze będą się na niego patrzeć, zwłaszcza, że kończąc szkołę, będzie zawsze jednym z jej najmłodszych absolwentów. Mijając grupki dzieciaków doszedł do właściwej Sali, w której już gromadzili się uczniowie. Wówczas jego wzrok spoczął na chłopcu, którego do tej pory nie widział w klasie a on jeszcze gonie zauważył. Co prawda nie znał szczegółów, ale udało mu się usłyszeć, że chłopiec o imieniu Tim jest chory, więc to zapewne musiał być on. Nie różnił się on szczególnie od reszty swoich klasowych kolegów, chociaż ewidentnie na pierwszy rzut oka rzucała się jego dość jasna blada karnacja, która wskazywała na ewidentne niedobór synu oraz dość głęboko podkrążone oczy, które nieudolnie próbował zapewne maskować nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi starszych od siebie. Sam miał problemy ze snem, więc podobne tego typu rzeczy umie w zasadzie rozpoznawać już dosyć z daleka, choć równie dobrze mógłby się mylić. Bez zbędnych emocji zajął swoje miejsce rozpakowują c się i przygotowując na pierwsze tego dnia zajęcia. Nawet nie zauważył, że ciekawska para niebieskich oczów śledziła uważnie jego każdy ruch do momentu przybycia nauczyciela, jak nie dłużej.

Sekrety rodziny WayneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz