Pojedynek

136 12 0
                                    

Jim sieknął jednego z marynarzy, po czym szybkim krokiem zszedł pod podkład. Gdzie oni mogli trzymać przewożony towar? Jeśli mieli jakieś kosztowności, to pewnie nie ma ich w ładowni, ale gdzieś w kajutach.
Nagle zauważył, że spod jednych drzwi wydobywa się chybotliwa smużka światła. Podszedł do nich. Były ciosane z ciemnego drewna, inkrustowane brązem.
- Bingo. - mruknął Jim, po czym szybko otworzył drzwi.
Wszedł do kajuty bardzo ładnie urządzonej. Na samym środku stał ogromny stół zasłany mapami i różnymi przyrządami jak astrolabium czy kompas.
Przodem do drzwi, wpatrując się Jima szeroko otwartymi oczami stał jakiś młody, niezbyt wysoki chłopak. Miał długie, rudobrązowe włosy związane w kitkę na karku i bystre oczy w odcieniu morskiej zieleni. Teraz w tych oczach tlił się strach.
Nieznajomy po sekundzie podbiegł do ściany skąd ściągnął długi rapier. Natychmiast też wymierzył go w napastnika.
- Statek potrzebujący pomocy, heh? Parszywi piraci.
- Dziękuje za miłe słowa. - burknął Jim - A teraz powiedź, gdzie trzymacie najcenniejszy towar, to może cię oszczędze.
Zaatakowany uśmiechnął się blado.
- Głupi piracino, nie oczekuj, że ci powiem.
I natarł. Jim momentalnie uniósł szablę i zablokował cios. Szybko kontratakował, ale przeciął tylko powietrze. Chłopak znalazł się za jego plecami i ponownie próbował pchnąć. Ale pirat, nie odwracając się, zbił jego sztych.
- Nie wspomniałem, że szermierka to dla mnie chleb powszedni?
Rudowłosy jednak walczył dalej, nie zwracając uwagi na zmęczenie. Jednak w pewnym momencie Jim wytrącił mu rapier i złapał go za nadgarstek, wykręcając rękę do tyłu. Szybko też złapał fragment jakiejś liny i związał chłopakowi ręce. Po tym popchnął go pod ścianę.
Ten syknął w momencie, gdy uderzył twarzą o jakiś kant. Po chwili uniusł się do siadu, nienawistnym wzrokiem patrząc na pirata. Z rany na jego policzku sączyła się krew.
- No... - zaczął Jim - A teraz, gdzie macie wasze kosztowności?
Więzień milczał. W końcu pirat wyjął za pasa rewolwer i wycelował go w niego.
- Więc?
Brak odpowiedzi. Jim odbezpieczył broń.
Nagle do kajuty wpadł jakiś marynarz. Natychmiast też zasłonił sobą więźnia. Kula trafiła prosto w jego pierś. Upadł też od razu na podłogę.
- Ronald! - krzyknął chłopak. Jego głos wydawał się dziwnie wysoki.
Więzień zerwał się szybko i kucnął przy nim.
- Nic ci nie jest? - zawołał.
Marynarz rozchylił lekko powieki i uśmiechnął się słabo.
- Przepraszam, panienko Sant. - wyszeptał - Niestety, nie dowieziemy panienki do Kadyksu.
Po tym wyzionął ducha.
Więzień oparł głowę o jego pierś i cicho załkał.
Do kajuty wpadł Stuart, ale zatrzymał się, widząc tą scenę.
- Jim? - zapytał zdziwiony - Co się stało?
Chłopak już miał odpowiedzieć, gdy więzień nagle poderwał się i przeciął krępujące go więzy. Po tym podbiegł do do młodego kapitana i z rozpędem wbił ostrze w jego ramię.
- Morderca! - wrzasnął.
Jim cofnął się zbolały. Jednocześnie Stuart podbiegł do nich i złapał atakującego. Ten wyrywał się, krzycząc.
- Mordercy! Parszywcy! Chorobo oceanów! Przeklęci! Wiedziałam, że nie powinnam pozwolić na pomoc! No dalej! Strzelaj i do mnie, parszywy psie!
Jim wyrwał sztylet ze swojego ramienia i warknął.
- Mamy swój honor i nie zabijamy kobiet.
- Wy nie macie żadnego honoru! - dziewczyna nadal krzyczała.
Stuart wyprowadził ją. Tymczasem Marcus, który na Jutrzence pełnił rolę lekarza, wszedł do kajuty. Natychmiast też zauważył ranę na ramieniu przyjaciela.
- Jim! Co się stało?
Młody kapitan spojrzał na niego mętnym wzrokiem. W okolicach rany czył zimno, ale reszta ciała wręcz wrzała. Świat zaczął  wirować, a nogi ugieły się momentalnie. Gdyby nie Marcus, który podtrzymał go w porę, upadłby.
- Jim, masz gorączkę! Musisz odpocząć.
- Pomóż mi dojść do kajuty. - szepnął Jim, szybko tracąc siły.

200 milOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz