Rozdział 5

155 12 1
                                    

Odwracam się do niego tyłem i powoli ściągam samą bluzę zostając w koszulce. Boję się odwrócić w jego stronę. Po chwili milczenia trwającej chyba wieczność odwracam się z powrotem i spoglądam na twarz Asha. Wygląda jakby zobaczył ducha, ale również na wściekłego, nie mam pojęcia dlaczego ta druga emocja odznacza się na jego twarzy i zaciśniętych dłoniach. Mam nadzieję, że za chwilę czegoś nie rozwali, bo tak właśnie wygląda. Patrząc na jego oczy widzę smutek, szok i współczucie. Nie dziwię się. Moje całe ciało pokryte jest bliznami różnorodnego pochodzenia.

-Co to kurde jest?!- Niemal krzyczy, lecz widząc jak kulę się w sobie, kiedy podniósł głos. Dlatego jego wyraz twarzy łagodnieje tak samo jak ton głosu.- Przepraszam, nie chciałem krzyczeć. Kto Ci to zrobił?

Milczę.

-Możesz mi powiedzieć. W końcu mam Ci pomóc. Zrobił Ci to ktoś z rodziny a może z Red Dragons?

-Ostatni rok spędziłam w klubie. Bez rodziców.

-Kto dokładnie? Podaj imiona.

-Każdy...- Robię krótką przerwę i biorę głęboki wdech. Dużo kosztuje mnie by o tym mówić.- Każdy, kto miał ochotę się wyżyć przez zły dzień, albo tak po prostu chcieli się zabawić. Czasem też kiedy zrobiłam coś niedokładnie. Niekiedy nie dawałam już po prostu rady i mdlałam z głodu czy wycieńczenia. Wtedy było najgorzej. Nie mieli dla mnie litości, bo jakim prawem zrobiłam sobie przerwę niezależną ode mnie, kiedy była praca. Bardzo lubili używać w takich momentach swoich zabawek.-Na samą myśl o tym przechodzą mnie dreszcze.-Baty, palniki, różnego rodzaju noże, czasem...

-Wystarczy. Tyle mi wystarczy.-Jest blady jak ściana.

-Dobrze się czujesz?-Pytam zaniepokojona. Nie wygląda dobrze.

Wyszedł z pokoju zostawiając mnie bez odpowiedzi. Nie wiedząc co ze sobą zrobić decyduję się zejść na dół i sprawdzić czy tam nie udał się Ash. Dlatego zakładam z powrotem bluzę i wychodzę z pokoju, kiedy docieram na piętro słyszę rozmowy dobiegające z kuchni dlatego też tam się udaję, mam nadzieję że tam go zastanę. Niestety myliłam się. Moje samotne przybycie zauważa Jose.

-O, jesteś już. I jak wszystko w porządku?

-Gdzie jest doktorek?- Nim zdążę coś odpowiedzieć Colton pierwszy zabiera głos.

-Nie mam pojęcia. Wyszedł bez słowa, blady na twarzy. Myślałam, że tu przyjdzie.

-Co tam się stało, że tak zareagował?-Pyta prezes.

-Bo...-Jak mam im to powiedzieć.-Po prostu...widział...-Mówię coraz ciszej.-Moje ciało.- Wypowiadam te dwa słowa ledwie słyszalnie.

Jedynym potwierdzeniem tego, że ktoś to słyszał jest donośny męski śmiech.

-I to jest powód.- Ledwo można zrozumieć jego słowa po przez śmiech.-Przecież to nie pierwszy raz, kiedy widzi ciało kobiety.

-Pewnie masz rację, ale wątpię by kiedykolwiek widział coś takiego.-Dopiero kiedy nastaje głucha cisza dochodzi do mnie co takiego powiedziałam.

-Czego niby nigdy nie widział? Co masz na myśli?-Dopytuje biker. A jego mina natychmiast poważnieje. Kiedy nie odpowiadam podnosi się z miejsca i gestem dłoni pokazuje mi bym za nim poszła.

Idziemy w nieznanym mi kierunku. Po drodze mijamy chłopaka niewiele starszego ode mnie.

-Liam, znajdź Asha i przekaż mu by przyszedł do mojego gabinetu.

-Jasne prez.

Kiedy się mijamy uśmiecha się do mnie, a w jego policzkach pojawiają się dołeczki. Jest ode mnie sporo wyższy. Choć patrząc na moje marne metr sześćdziesiąt pięć nie jest to trudne. Wydaje mi się że może mieć z metr dziewięćdziesiąt. Brązowe, lekko kręcone włosy niesfornie opadają mu na czoło.

Pomieszczenie do którego weszliśmy jest niewielkie lecz wystarczające by zmieścić drewniane, zapewne ręcznej roboty biurko z dwoma fotelami po przeciwnych stronach, biblioteczkę i sofę. Myślałam, że wybierze miejsce, z którego zapewne nie raz wydawał polecenia, jednakże myliłam się i idzie w kierunku dwuosobowej granatowej kanapy, na której siada. Nie pozostaje mi nic innego jak pójść w jego ślady. Jednak wciąż nie do końca ufna siadam najdalej jak to możliwe od niego. Nic nie mówi więc ja też. Zapewne czekamy na Asha. Po pewnym czasie, ktoś puka do drzwi.

-Wejść.

W drzwiach pojawia się lekarz. Na szczęście odzyskał już kolory na twarzy.

-Chciałeś mnie widzieć.

-Tak. Siadaj.-Mówiąc to wskazuje fotel znajdujący się bliżej nas. Kiedy zajmuje miejsce Colt kontynuuje.- Co tam się stało, że tak nagle wyszedłeś nie zbadawszy wcześniej Zoe.

Przed odpowiedzeniem Ash spogląda na mnie.

-Przepraszam prez, lecz to co zobaczyłem tak mnie zszokowało i przeraziło, że musiałem wyjść na powietrze.

-W takim razie co zobaczyłeś, że aż tak Cię przeraziło?

-Jak już mówiłam moje ciało.-Odpowiadam pierwsza.

-Ale co dokładnie, bo tyle to się sam domyśliłem.

-Ciało Zoe, bynajmniej ten fragment co widziałem nosi ślady przemocy. Liczne ślady.

-Mogę zobaczyć?-Pytając patrzy na mnie.

Po chwili namysłu kiwam głową na tak, lecz dodaję.

-Ostrzegam. To nie jest przyjemny widok.

-Widziałem w życiu wiele. Byłem w Afganistanie, tam dzieją się koszmarne rzeczy, których wielu byłem świadkiem.

-Okej...

Zdejmuję więc bluzę, lecz tym razem wraz z nią również bluzkę. Na początku nie patrzę na nich, ale mimo to słyszę jak ktoś głośno wciąga powietrze. Następnie podnoszę głowę i widzę wściekłe spojrzenie prezesa. Z jego oczu wręcz ciskają gromy, gdyby wzrok mógł zabijać pewnie byłabym martwa, czego nie rozumiem. Bo niby czemu miałby być zły? Cały czas skanując moje ciało odzywa się Colt.

-Jakim trzeba być potworem, by zrobić coś tak okropnego kobiecie.-Syczy wściekły.

Oni nie wiedzą. Nie mają pojęcia co jest na moich plecach. A widnieje tam napis z blizn wielokrotnie poprawiany. Jedno słowo a tak bolesne. Suka. Tak, to mam na plecach.

-Odwróć się.-Nakazuje donośnym głosem nieznoszącym sprzeciwu. Kiedy nie reaguje powtarza.-Odwróć się.

Wiem, że nie mam za dużego wyboru dlatego robię to co mi każe. I wtedy kilka rzeczy dzieję się na raz. Słyszę jak ktoś wymiotuje i kątem oka dostrzegam Asha opróżniającego żołądek do metalowego kosza. I widzę roztrzaskującą się o ścianę przede mną szklankę, która chwilę wcześniej przeleciała mi koło głowy. Dociera do mnie głośny ryk wściekłości. Tego już dla mnie za wiele. Ubieram w pośpiechu ubrania i pędzę do pierwszego wolnego pokoju nie zważając na nawoływania. Zatrzaskuję drzwi, opieram się o nie zjeżdżając na podłogę. Zwijam się w pozycje embrionalną i drżę ze strachu. Po pewnym czasie wykończona od nadmiaru emocji zapadam w niespokojny sen.

--------------------------

Jak wrażenia po rozdziale?

Trochę dowiadujemy się w nim o głównej bohaterce. I o tym co przeżyła.

Mam nadzieje, iż mimo szkoły uda mi się dodać rozdział jeszcze w tym tygodniu.

Miłego czytania.

Dobranoc albo dzień dobry!

Fiery Phoenix MCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz