Jim
Smak krwi czułem częściej niż aromat dobrej kawy, ale musiałem przyznać, że pobudzał mnie równie mocno. Przetarłem rozciętą wargę i z uśmiechem patrzyłem na spływającą gęstą ciecz z mojej ręki, a następnie podniosłem wzrok na moich dwóch przeciwników.
- Bawi cię to? Jesteś jakiś pierdolnięty! Chcesz jeszcze? - Dzielący nas krótki dystans przeinaczał ich rozbawione krzyki w irytujący jazgot w moich uszach.
Obróciłem się lekko i wyciągnąłem wystający metalowy pręt spod stosu leżącego wokół złomu. Nie sądziłem, że zabawa będzie bardziej interesująca i wymagająca niż przy rutynowych potyczkach. Zwykle kończyło się na zwykłym okładaniu pięściami lub o ścianę. Już myślałem, że popadnę w rutynę z przemieszczającymi się workami treningowymi, ale jednak dziś Bóg był dla mnie bardziej łaskawy.
Na ten widok już moi bliżej poznani koledzy również wygrzebali cięższe okazy żelaza.
- Nie myślałeś iść w ślady ojca? Nadałbyś się. Szybciej spłacilibyście dług. - Te teksy znałem już na pamięć. - A twoja mamusia? Nie tęskni za tatusiem? Moglibyśmy też do niej wpaść i ją pocieszyć.
- Jeśli nie połamię wam dziś nóg, to uznajcie to za zaproszenie. - Syknąłem ze zniecierpliwieniem na moment zamknięcia im tych parszywych gęb.
- Widzę, że jak zwykle w walecznym nastroju. Jara cię to? Możemy odwiedzać cię częściej. Następnym razem weźmiemy ze sobą świeczki i kadzidełka. - Rozmowa schodziła na standardowy poziom ich inteligencji. Miałem wrażenie, że przetworzenie bardziej wyszukanych słów mogłoby poświęcić ich szare komórki odpowiedzialne za dopływ tlenu do mózgu.
Zirytowany już tą zbędną gadką zacisnąłem mocniej narzędzie w dłoni i krzyknąłem:
- Skończyliście już te zaloty w moją stronę? Możemy już się bić czy czekacie na bardziej romantyczną atmosferę?
Na ich twarzach nie było widać strachu, co dodatkowo pokrzepiało mnie do zabawy. Ruszyli w moją stronę z równie wstrzymywaną przyjemnością.
Ed
Moje wnętrzności zaczęły przewracać się w przeciwną stronę do kierunku lotu. Ciekawe czy było to spowodowane startem samolotu czy stresem przed rozpoczęciem kolejnego "idealnego" świata w nowym domu, sąsiedztwie, szkole, kraju. Może z obu przyczyn? Chociaż powinienem już dawno przyzwyczaić się do tego. Zmieniałem domy częściej niż kanały w TV. Moje życie wyglądało jak ciągłe włączanie replay tylko na innym odtwarzaczu. Plus taki, że dzięki temu nigdy nie zdążyłem uzbierać sobie grupki zaufanych znajomych, z którymi żegnałbym się z bólem.
Musiałem przyznać, że tym razem rodzicom udało się bardziej mnie zaskoczyć niż zwykle, oświadczając o Korei Południowej. Nie wiem, czy faktycznie ojciec dostał tam ofertę "nie do odrzucenia", czy sprawdzali mój próg wytrzymałości na zmiany.
Z europejską urodą mogłem zapomnieć o wtopieniu się w tłum, a tym bardziej o niewymaganiu ode mnie perfekcyjnego angielskiego. Z blond falowanymi włosami i niebieskimi oczami daleko było mi do wyglądu przeciętnego Azjaty.
Największym paradoksem tych ciągłych przeprowadzek były moje terapie związane głównie z napadami lękowymi i ogromny stresem przed zmianami, i oczekiwaniami wobec mnie od otaczania. Ku zaskoczeniu moich bliskich cotygodniowe pogawędki online z panią dr Katie nie przynosiły żadnych znaczących efektów. Jedynymi namacalnymi rezultatami były rachunki i stos leków uspokajających. Jak było widać, wyróżniałem się wśród przeciętych nastolatków co do rozrywki jaką fundowałem rodzicom.

CZYTASZ
Impuls /BL zakończone/
RomanceZauroczenie drugą osobą nie zawsze jest pozytywnym doświadczeniem, tym bardziej dla dwóch licealistów pochodzących z różnych kultur i środowisk. Dwa przeciwieństwa, których łączy jedynie płeć i strach przed niekontrolowanymi emocjami wobec siebie. E...