Ed
Pierwsze tygodnie w nowej szkole były dla mnie jak psychiczne tortury. Było gorzej niż zakładałem. Czułem się jak największa atrakcja w zoo. Z każdym dniem coraz bardziej mięśnie policzków bolały mnie od wymuszonych uśmiechów, a głowa od ilości przepływu informacji. Większa część uczniów chciała nie tylko ze mną porozmawiać, zjeść lunch czy siedzieć w ławce, ale najlepiej zaprzyjaźnić. Względem reszty odnosiłem wrażanie, że traktowali mnie jak potencjalnego wroga, mimo że starałem się być nad wyraz uprzejmy dla każdego.
Przewodnicząca szkoły Nam wzięła sobie za zadanie zapoznanie mnie z nowym otoczeniem. Niska, słodka dziewczyna o srogim spojrzeniu zza dużych okularów chodziła za mną krok w krok od samego początku. Wszyscy traktowali ją porównywalnie do rangi nauczyciela. Nie sprzeciwiali jej się, słuchali poleceń. Widać, że mieli respekt do pełniącej przez nią funkcji, a ona nie wykorzystywała tego wyłącznie na swoją korzyść. Posługiwała się perfekcyjnym angielskim, co zniwelowało moje obawy do niezręcznych sytuacji. Czasem robiła za tłumacza, a czasem kontrolowała tor rozmowy z innymi. Zapoznanie z każdym z mojego rocznika miało być krótkie i mile zapamiętane. Cieszył mnie ten fakt. Jeszcze bardziej, że panująca w szkole hierarchia wieku pozwalała na uniknięcie wymuszonych pogawędek z nieśmiałymi pierwszo i drugoklasistami.
Mimo obeznania się już z nowym dla mnie światem widywałem się z przewodniczącą częściej niż wymagała tego sytuacja. Nie tylko ona szukała mnie co przerwę, ale również ja odwiedzałem jej klasę dość często. Nie wynikło to z chęci zaciśnięcia koleżeńskich więzi, ale z utrzymania przekonania wobec innych o moim zerowym pojęciu o języku koreańskim. Musiałem udawać dezorientowanego przy większości napotkanych problemów, które wymagały takiej zdolności. Nawet dyrekcji nie przyznałem się o ukończonych kursach i wciąż kontynuowanych prywatnych lekcjach. Maturę i tak miałem zdawać w formie angielskiej, więc po co miałem zachęcać innych do dodatkowych interakcji ze mną? Z powodu mojego kłamstwa czułem się jak niańczone dziecko przez Nam, ale za to pozbawione większości zbędnych konwersacji z innymi. Na lekcję z koreańskiego uczęszczałem bardziej w formie wolnego słuchacza, który zajmuje się własnymi książkami.
Odnosiłem wrażenie, że w większości kwestii w tej szkole miałem specjalne traktowanie. Mimo tego samego planu zajęć co reszta mojej klasy byłem dodatkowo objęty indywidualnym tokiem nauczania podczas prowadzenia lekcji. Większości moich podręczników, a raczej repetytoriów do matury miały inny zakres materiału. Rola nauczycieli w stosunku do mnie ograniczała się do sprawdzania moich postępów poprzez ilość dobrze rozwiązanych zadań. Wydawało się to absurdalne, ale pasowało mi. Zawsze byłem samoukiem, o najlepszych ocenach w szkole dzięki masom prywatnych lekcji. Egzamin dojrzałości nie robił na mnie większego wrażenia, a taka forma nauczania była bardzo odprężająca psychicznie.
Jim
Brudnymi od oleju samochodowego placami poprawiłem okulary korekcyjne. Mimo, że były one dla mnie niezbędne przy większości prac, nie tylko w warsztacie, to traktowałem je niezbyt dbale. Moja uraza do nich najprawdopodobniej wynikała z sytuacji zza dziecka, gdzie byłem często mylony z uroczą dziewczynką. Mówili, że okulary dodawały mi słodyczy na twarzy, jakby była ona już wystraczająco mało męska nawet teraz. Wstydziłem się je nosić publicznie, bardziej niż mówić o mojej nieprzeciętnym wzroku, o której mało komu się zwierzałem.
Prędzej wydłubałbym sobie oczy niż zakładał codziennie soczewki kontaktowe, więc robiłem to dość sporadycznie, głównie gdy jeździłem motorem, żeby chociaż z daleka odróżniać słupy od ludzi. Tylko w awaryjnych sytuacjach w grę wchodziły okulary z dala od przypadkowych gapiów. Większości lekcji i tak przesypiałem, a z bliska widziałem dość dobrze, więc tym bardziej były mi one zbędne. Dodatkowy światłowstręt zmuszał mnie do pozastawiania w zaciszu klasy. Nie wyobrażałem sobie chodzenia na przerwach w okularach przeciwsłoneczne jakbym był już za mało nielubiany przez innych. Wiedziałem, że przez wadę wzorku często moja postawa była źle interpretowana. Nadmierne mrużenie oczu podczas rozmów, nierozpoznanie twarzy znajomego na korytarzu, czy zbyt długie wpatrywanie się w kogoś obierane były za moją bezczelną arogancję. Dodatkowo moje zamiłowanie do bójek nie poprawiały mojego wizerunku.
Standardowo stojąc nad otwartą maską samochodu uwielbiałem ten moment zamętu, podczas którego zastanawiałem się jak prawidłowo podłączyć kable. Odróżnianie kolorów to był mój niepodważalny talent, jak głuchoniemego w teleturnieju muzycznym. Równie dobrze mógłbym jeździć do sygnalizacji świetlnej jak do kierunku wiatru. Dobrze, ktoś miał łeb i ułożył te światła w określonej kolejności. Ciemny szary, pastelowy szary, wyblakły szary, połączenie białego i czarnego.. dobrze, że chociaż kształty są wyraźne.. gdy mam założone szkła korekcyjne. Gdyby nie moja matka to za młodu chodziłbym ubrany po ulicy jak osoba wyrwana z parady równości. Teraz niwelowałem ten problem kupowaniem wszystkiego w jednej najciemniejszej tonacji barwy.
Dobrze wiedziałem, że moja choroba nie pozwali mi na uzyskanie prawa jazdy, a to jednocześnie wykluczało mnie z wielu dobrze płatnych prac. Ubolewałem na tym bardziej niż nad moim zmarnowanym zamiłowaniem do motoryzacji. Mogłem jedynie uczyć się tego fachu w zaprzyjaźnionym warsztacie, w którym dorabiałem sobie na czarno. Lubiłem to miejsce. Właściciel pozwolił mi, a nawet pomógł wgrzebać ze sterty tutejszego złomu przypisanej na straty sportowej yamahy. Przywróciliśmy ją do życia z dostępnych wszystkich tutaj części. Była moim oczkiem w głowie, jedyną dozą buntu wobec mojego beznadziejnego życia. Wiedziałem, że cieszenie się z mojego skarbu to była tylko kwestia czasu to pierwszej lepszej kontroli na drodze, dlatego sporadycznie jeździłem nią do szkoły czy na wycieczki z Chanem, najlepiej tylko bocznymi uliczkami.
Ed
Największą dla mnie atrakcją w szkole były momenty odwiedzin klasy Nam. Były one przyjmowane najspokojniej w porównaniu do reszty sal. Ogólnie panująca tam cisza podczas przerw mogła konkurować z biblioteką. Mimo, że była to klasa przewodniczącej czuć było, że to nie zasługa jej władzy. Ona również podporządkowywała się tej atmosferze. Starała się nawet mówić szeptem, mimo że w innych sytuacjach to ona była najgłośniejszą osobą. Z czasem zdałem sobie sprawę co było tego powodem, a dokładnie kto. Lee Jim Hun.
Zauważyłem go dopiero przy któryś odwiedzinach. Była to jedyna nieprzestawiona mi osoba z klasy Nam. Nie wiedziałem tylko, który z nas nie był godzien tego zaszczytu. Nie żebym martwił się niepoznaniem kolejnego niezbędnego znajomego, ale zaciekawiło mnie to. Jedyne co udało mi się dowiedzieć o tym uczniu, to to, żeby mu nie podpaść. Ta odpowiedź przewodniczącej była jak prowokacja do zadawania kolejnych pytań, ale jej ton wcale tego nie sugerował. Aby moja dociekliwość na temat tej osoby nie została nadmiernie interpretowana sam próbowałem tego dociec. Mimo niewielu okazji do obserwacji udało mi się wyhaczyć parę ciekawych szczegółów:
▪ Praktycznie nie opuszczał swojej ławki, którą traktował jak posłanie do spania;
▪ Rozmowy cichły stopniowo do odległości od jego „łóżka", jakby bali się go zirytować;
▪ Każdy odnosi się przy nim z idealnie przemyślani słowami, aby zapobiec niepotrzebnym nieporozumieniom;
▪ Panował tutaj inną niewidzialną formą władzy, która gwarantowała mu nietykalność;
▪ Był jedną z nielicznych osób, która miała totalnie wywalone na moją obecność w tej szkole.
Wymarzona dla mnie aura, która gwarantowała święty spokój od całego napierającego otoczenia, była widoczna od przekroczenia progu klasy. Może gdybym się z nim kolegował to inni zachowywali się tak samo w stosunku do mnie?
Nie tylko mnie intrygował. Zauważyłem, że czasem przechodzące korytarzem dziewczyny z innych klas również zawieszały na nim dłużej swój wzrok. Ciężko było przyjrzeć się jego ciągle zatopionej we własnych ramionach śpiącej twarzy, ale nawet widoczne drobiazgi świadczyły o jego nieprzeciętnej urodzie.
Przy ostatnich odwiedzinach spostrzegłem na zwisającej z ławki ręce ślady po mocniejszych uderzeniach. Zdecydowanie nie wskazywały na samoobronę, a wręcz przeciwnie. Powoli układałem sobie w głowie co miało znaczyć ostrzeżenie Nam.
Z każdym dniem zacząłem sobie coraz bardziej uświadamiać, że odwiedzany koleżanki były jedynie wymówką, do pogłębiania mojej narastającej ciekawości tą osobą.
CZYTASZ
Impuls /BL zakończone/
RomanceZauroczenie drugą osobą nie zawsze jest pozytywnym doświadczeniem, tym bardziej dla dwóch licealistów pochodzących z różnych kultur i środowisk. Dwa przeciwieństwa, których łączy jedynie płeć i strach przed niekontrolowanymi emocjami wobec siebie. E...