1. Celestiax

15.8K 182 88
                                    

Przy wprowadzaniu zmian w tekście (których było... bardzo dużo) okazało się, że zniknęły komentarze przy podanych akapitach:') Mam nadzieję, że ostały się przynajmniej przy tym ogólnym zbiorze komentarzy prze rozdziale

--------------------------------------------------------------

Olivia

Upadłam na asfalt, kiedy moje nogi zaczęły drżeć z przemęczenia, a pomięta kartka znajdująca się w kieszeni, z każdą sekundą ciążyła mi coraz bardziej. Natychmiastowo poczułam palenie ran na odkrytych kolanach, które ponownie się otworzyły przy zderzeniu z mokrą, chropowatą powierzchnią. Przetarłam oczy, przemoczonym już od łez i deszczu rękawem i spojrzałam przed siebie. Droga, którą podążałam, wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Oświetlały ją jedynie pojedyncze, ledwo migające żarówki lamp ulicznych.

W takich momentach jak ten, znajdowałam w spacerach, coś dziwnie wyzwalającego i kojącego. Tym razem to jednak nie był zwykły marsz, to był bieg, który miał mnie wyzwolić od tego, czego bałam się najbardziej. Przez całe czterdzieści minut, nie spotkałam na ulicy żywej duszy, jednak gdyby ktoś mnie zobaczył, zapewne pomyślałby, że przed kimś uciekałam. Cóż, nie byłoby to dalekie od prawdy, jednak nikt nie byłby świadomy, że osoba, przed którą tak bardzo chciałam uciec, była również tą, którą codziennie widziałam w lustrze. Wydawało mi się, że osiągnęłam upragniony cel, jednak, gdy tylko upadłam na ziemię, demony czyhające w zakamarkach moich myśli, ponownie dały o sobie znać. Przymknęłam oczy i uniosłam głowę do góry, kiedy moje policzki ponownie zostały zalane łzami, mieszającymi się z kroplami deszczu.

Zebrałam się w sobie i zmusiłam ciało do ponownego ruchu. Tym razem szłam powoli, wpatrując się w oddalony o kilkadziesiąt metrów dom, w którym paliło się tylko jedno światło. Osiedle o tej porze wydawało się być opuszczone, mimo że jeszcze kilka godzin temu tętniło życiem. Jedyne odgłosy jakie dochodziły do moich uszu, to te wydawane przez rozpadające się Conversy, które rozchlapywały kałuże pod moimi stopami. Szurałam butami po nierównym asfalcie, tym samym doszczętnie przecierając ich podeszwę i przemakając je do suchej nitki. Trzymając dłonie w kieszeniach stanowczo za dużej bluzy, międliłam w palcach ten cholerny skrawek papieru, którego zadaniem było doszczętne zniszczenie mojej psychiki. Wystarczyło to sześć liter, żebym ponownie poczuła się jak najgorsze ścierwo, stąpające po tym świecie. Nie wiedziałam, dlaczego od razu jej nie wyrzuciłam, tylko zabrałam ją ze sobą. Za każdym razem, kiedy je widziałam, zastanawiałam się, dlaczego każda kolejna bolała jeszcze bardziej niż poprzednia. Przecież powinnam się już do tego przyzwyczaić, powinnam się przyznać i z tym pogodzić. 

Wzięłam głębszy oddech i przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku. Miałam dość tego dnia i tego cholernego miasta. Gdy tylko przeszłam przez drzwi wejściowe domu, dostrzegłam burzę złotych włosów formujących się w niesforne sprężynki, która zniknęła za progiem. Najwidoczniej Peter miał zamiar pójść do swojego pokoju, jednak zmienił plan, gdy mnie usłyszał, o czym się przekonałam, kiedy wychylił głowę zza ściany, aby na mnie popatrzeć. Odgonił z oczu włosy, które wyglądały, jakby nie potrafiły się zdecydować na jeden odcień – niektóre pasma przywoływały na myśl złocisty miód, natomiast inne były chłodne, niemalże platynowe.

- Niektórzy ludzie używają takiego jednego, niesamowitego wynalazku. Nazywa się parasol. Musisz kiedyś spróbować – powiedział mój brat, starając się utrzymać poważny ton – Późno wróciłaś.

Ściągnęłam mokre buty i weszłam do kuchni, żeby zaparzyć herbatę, aby nieco się ogrzać. Co prawda wieczory w Grand Terrace nie należały do najchłodniejszych, jednak przez deszcz moje skostniałe dłonie trzęsły się z zimna.

Ostatni zachód słońca [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz